StoryEditorWiadomości rolnicze

Dzięki Lenie i Amelce maj trwa cały rok

08.05.2017., 13:05h
Dziecko i modelling? Nie każdemu rodzicowi to zestawienie przypadnie do gustu. Ale my mówimy: „Nigdy nie jest za wcześnie na przygodę!”. Pozowanie do zdjęcia w kalendarzu dla Amelki i Lenki Duszyńskich z Jasieńca z pewnością nią było.

„Ja jestem starsa, a Lena jest młodszła. Na sesję pojechałyśmy z mamą i dziadkiem Krzyśkiem. Pojechałyśmy do Ursusu. Nie bałyśmy się, bo tam nie było strasnie, tam było super! Co to jest ursus? To tam, co robią zdjęcia, malują ocy i usta. Ursus się psydaje do... zdjęcia. A, i jesce budują tam ciągniki. Ciągniki to są do jezdzenia na pole albo do kogos. Chodzę do psedskola, a tam uwielbiam tańcyć" – takie resume usłyszeliśmy, zanim zdążyliśmy zacząć rozmowę.

Amelia biegnie do pokoju po buty, które dostała podczas sesji. Chwali się srebrnymi balerinami, w których pozowała do zdjęć, a które, jak cały czas powtarza „dostała od ursusa”.

Trzymane w tajemnicy

Za kalendarzowe zamieszanie odpowiedzialna jest babcia dziewczynek. Duszyńscy dostają Tygodnik z mleczarni. Babcia, jak co tydzień, przejrzała gazetę, przeczytała o konkursie i poczuła, że wnuczki muszą odegrać rolę w tej zabawie. Regulamin mówił wyraźnie, że wiek nie ma znaczenia. Rodzina ponaglana przez babcię ruszyła w pole. Kasia, mama majowego rodzeństwa, w pierwszym odruchu chciała wysłać pierwsze zdjęcie. Urzekł ją widok dziewczynek mieszczących się w feldze koła. Ale nie było widać napisu „ursus”, więc do konkursu stanęło kolejne, z dziewczynkami przy masce. Mama uwieczniała córki niewyszukanym sprzętem – wystarczył smartfon.

– Nikomu nie mówiliśmy, nie chcieliśmy zapeszyć, trochę też, przyznaję, baliśmy się konkurencji. Wszyscy kibicowali, wysyłali SMS-y. Nawet z zagranicy – rodzina i znajomi z Włoch, z Anglii, z Niemiec – wspomina Katarzyna.



Jeszcze przed wejściem do hali zaprzyjaźniła się z innymi uczestniczkami konkursu. A w środku już czekał stos ubrań i armia specjalistów. Tylko buty okazały się za małe i trzeba było na gwałt wymieniać na większe. Za to urodzie dziewczyn nie trzeba było niczego dodawać. Styliści zrezygnowali z jakiegokolwiek makijażu, a zachwyceni ich rudawymi lokami, pozwolili włosom naturalnie się układać.

Sesja lekko słodzona

Podczas sesji dziewczynki miały usiąść na zawieszonej w formie huśtawki oponie.

– Amelka usiadła. Ale tego dnia zdjęcia robiono w godzinach pracy fabryki.  I kiedy suwnica przywiozła koło, Lenka przestraszyla się huku. Dla niej oznaczało to już tylko siadanie w czarnej dziurze. Amelce parę zdjęć zrobiono, ale Lenka odmówiła. Trzeba było położyć oponę. Ale wciąż trudno było je skupić. Jedna patrzy w prawo, druga w lewo. Tu spódniczka się podnosi, tu noga nie tak, tu ręka. Żeby dało się je uchwycić, trzeba było biegać po oponie, aż się zmeczyły. Aż w końcu pani Zuza wymyśliła Pana Lizaka. Przyszedł ktoś przebrany i z naręczem lizaków – wspomina ze śmiechem Katarzyna Duszyńska.



Pobyt w Lublinie wspomina jako jedną z bardziej udanych swoich wycieczek. Wracać nie chciało się ani mamie, ani córkom. W pokojach hotelowych uczestniczki robiły sobie wieczorki zapoznawcze. Mają kontakt do teraz. A dziewczynki już w drodze do domu pytały, kiedy znów pojadą do Lublina. Katarzyna, zapytana czy nie przemknęło jej przez myśl, żeby stanąć na miejscu córek, przyznaje, że nawet ktoś z organizatorów  zapytał, dlaczego nie podjęła konkursowego wyzwania.

Ahoj, przygodo!

Do Lublina mogła pojechać bez przeszkód, ponieważ nie pracuje. Jest dwa lata po studiach – skończonej w Bydgoszczy biotechnologii – i na razie zajmuje się wychowywaniem dziewczynek. Młodsza Lena ma dołączyć w tym roku do Amelii i też pójść do przedszkola. Jadąc na sesję, Kasia zostawiła gospodarstwo w rękach męża i teściowej. Przez te trzy dni bez problemu radzili sobie z obowiązkami w 16-hektarowym gospodarstwie, w którym utrzymują bydło mleczne, ale też, jak mówią, „wszystko, co się w gospodarstwie uchowa”. Uprawiają głównie kukurydzę na kiszonkę.

– U nas każda krowa ma swoje imię. Zawołane przyjdą z drugiego końca pola. Albo same schodzą z pola o szóstej – wiedzą, kiedy czas na dojenie – cieszy się Kamil, tata dziewczynek, z wykształcenia technik-rolnik.

Nie miał żadnych obiekcji, kiedy kobiety podjęły decyzję o udziale w konkursie.

– Od samego początku byłem pozytywnie nastawiony. Bo na wsi ciężko o jakieś atrakcje. I nie wiadomo, czy taka okazja się powtórzy. A to niesamowita przygoda na całe życie, może od tej sesji zacznie się coś ciekawego – mówi tata, a Kasia mu wtóruje.

Kalendarze ma teraz cała rodzina i oczywiście wszystkie wiszą na maju już piąty miesiąc. A Katarzyna trzyma osobne dwa egzemplarze z przeznaczeniem dla córek. Chce im wręczyć na pamiątkę, kiedy skończą 18 lat.

Karolina Kasperek

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
24. kwiecień 2024 04:29