StoryEditorWiadomości rolnicze

„Chlewnia bez warunków” – kto tu łamie przepisy?

07.06.2016., 17:06h
Nasz artykuł „Chlewnia bez warunków” opublikowany w TPR nr 21/2016 wywołał falę oburzenia i sprzeciwu mieszkańców gminy Strzelno. Oskarżono nas o brak dziennikarskiej rzetelności, jednostronność i przedstawienie nieprawdziwych informacji. Z zarzutami się nie zgadzamy, jednak łamy Tygodnika otwarte są dla wszystkich mieszkańców wsi. Dlatego do Strzelna udaliśmy się raz jeszcze, by porozmawiać o tym, dlaczego   mieszkańcy protestują przeciw budowie chlewni we wsi Łąkie.

Przypomnijmy. Dwóch jej mieszkańców Jarosław i Paweł Kaszkowiakowie od 2014 r. starają się wybudować chlewnię. Chcą zwiększyć liczbę macior z 50 do 150 sztuk. Początkowo nie było żadnych sprzeciwów sąsiadów. Inwestorzy dostali nawet od burmistrza decyzję środowiskową. Zaraz po jej uprawomocnieniu się wybuchł społeczny protest. Burmistrz się przestraszył i mimo wydanej decyzji środowiskowej od dwóch lat nie wydaje decyzji o warunkach zabudowy. Przegrywa też wszystkie procesy o przewlekłe postępowanie przed SKO. Co ciekawe, nie korzysta z prawa do odwołania od wyroków Kolegium. W tekście „Chlewnia bez warunków” opisywaliśmy dokładnie szczegóły nierównej walki z urzędem gminy.
Dziś zamieszczamy opinie mieszkańców. Spotkało się z nami kilkanaście protestujących osób. Podczas rozmowy, jaką przeprowadziliśmy, nikt nie zdecydował się na przedstawienie swoich opinii pod własnym imieniem i nazwiskiem.
Które fragmenty artykułu „Chlewnia bez warunków” są nieprawdziwe według protestujących?
– Lokalizacja przede wszystkim. Tutaj jest piekarnia, obok następne budynki, a dalej jest już Strzelno. To około 500 m w prostej linii.
Na liście protestujących znajduje się około 100 podpisów. Pisaliśmy, że protestują nie tylko najbliżsi sąsiedzi, ale także osoby mieszkające kilka kilometrów od miejsca planowanej chlewni.
– To niemożliwe. Tak nie jest. To jest kłamstwo. Tutaj są osoby, które będą mieszkać 50 m od chlewni, a osiedla mieszkaniowe znajdować się będą 300–400 m od niej. Najbliższe budynki będą zaś o 10 m od planowanej chlewni.
Dlaczego protest ogłoszony został już po wydaniu i uprawomocnieniu decyzji środowiskowej? Wcześniej nikt nie zgłaszał zastrzeżeń co do planów inwestorów.
– Wszystkie dokumenty, które oni (Kaszkowiakowie – przyp. red.) przedstawili, są dokumentami nieprawdziwymi. Chodzi o liczbę hektarów, które posiadają, budynki, jakie mają powstać przy okazji chlewni, czyli zbiorniki na zboże i paszę – to wszystko jest nieprawda. Za każdym razem to wszystko było podwyższane po uzyskaniu wstępnej zgody. Samo podawanie nieprawdy w celu uzyskania pozytywnej decyzji powoduje, że chlewnia nie ma prawa powstać.
Protestujący uważają, że powierzchnia gruntów, jakie rolnicy posiadają, nie uprawnia ich do prowadzenia produkcji tuczników na tak dużą skalę. Dlaczego?
– Dzierżawca zapowiedział, że odbiera inwestorom ziemię i że gnojowica nie będzie na niej wylewana. Jest już wypowiedzenie tej umowy – zapewnił nas jeden z protestujących. – Samego artykułu nie przeczytałem, ale byłem zszokowany, że się pojawił. Stąd też emocje. Myślałem, że pojawi się dopiero po wysłuchaniu drugiej strony.
Burmistrz wszczął postępowanie w sprawie wydania decyzji środowiskowej. Informacje o tym zamieścił na tablicy ogłoszeń. Zapytaliśmy sołtysa wsi Łąkie, dlaczego nie informował mieszkańców o rozpoczęciu procedury wydania decyzji środowiskowej dla chlewni.
– Przez nieświadomość. Ja jako sołtys sam nie wiedziałem, że chlewnia będzie budowana. Myśmy się o tym dowiedzieli w ostatniej chwili. W piątek się dowiedzieliśmy, a w poniedziałek protest został złożony w urzędzie. Tylko że do tego podana była nie rzeczywista liczba sztuk, tylko DJP. Zostaliśmy wprowadzeni w błąd. My nie wiedzieliśmy, co to jest DJP. 210 oznaczało dla nas, że to będzie 210 świń, więc liczba, która nie mogła według nas stanowić zagrożenia – stwierdził sołtys.
Zauważyliśmy, że pod protestem podpisali się także rolnicy. Jak to możliwe, że nie wiedzieli, co oznacza DJP?
– Tutaj mieszkają nie tylko rolnicy, lecz także osoby niezwiązane z rolnictwem. Są też takie, które kupowały działki w celach budowlanych. Teraz zastanawiają się, czy ich nie sprzedać i nie wyprowadzić się tam, gdzie nie będą musieli wąchać smrodów.
Protestujący uważają, że chlewnia nie ma prawa powstać, ponieważ nie pozwala na to obowiązujące prawo.
– Należy zwrócić uwagę na art. 18 ustawy o nawozach i nawożeniu, który określa liczbę hektarów swoich i dzierżawionych w przypadku budowy chlewni (fermy) od 2 tys. sztuk o masie powyżej 30 kg. Dlatego też nie można postawić chlewni – fermy, kiedy ktoś posiada 2 ha, a ilość gruntów uznać za nieistotną. Ustawa podaje, że powierzchnia gospodarstwa własnego, na której będzie wylewana gnojowica, musi kształtować się w proporcjach co najmniej 70% gruntów własnych i 30% gruntów dzierżawionych. Jak wynika z decyzji rolnośrodowiskowej, gnojowica będzie wylewana w przybliżeniu na 43,5 ha własnych (zostało to podważone przez nas i miał to wyjaśnić inwestor) Zgłoszona w urzędzie miejskim powierzchnia gospodarstwa to około 28,5 ha, nie ma też wymaganej ilości dzierżaw, na których będzie wylewana gnojowica.
Gnojowica jest wylewana tylko przez kilka dni w roku, zgodnie z dobrą praktyką rolniczą.
– Dobrze, że wspomina pan o dobrej praktyce. Gnojowica zgodnie z nią powinna być nie wylewana na grunt, lecz wywożona wozami asenizacyjnymi z aplikatorami doglebowymi.
Jeśli będzie śmierdzieć, w pierwszej kolejności dotknie to inwestorów i ich rodziny. Przecież on chyba też nie chcą mieszkać w takich warunkach? 
– Oni tam pracują i mówią, że już tego nie czują. Od małego dziecka są wychowywani w takich zapachach. Są przyzwyczajeni.
– Jeśli według decyzji środowiskowej ma tam być zamontowane 19 wydajnych wentylatorów, a budynek jest wysoki, to oczywiste jest, gdzie ten smród spadnie. Nie przy brzegu, lecz rozejdzie się i będzie niesiony dalej.
– Rodzinne prowadzenie gospodarstwa, do którego obsługi będzie podobno potrzebnych dwoje ludzi. Życzę szczęścia, aby przy 3 tys. tuczników możliwe były tylko takie nakłady pracy fizycznej przy normalnym rodzinnym gospodarowaniu! To nie będzie produkcja przyzagrodowa, to będzie ferma przemysłowa.
– Proste racjonalne myślenie. Gdybyśmy chcieli inwestorom zaszkodzić, sprawa już dawno byłaby w sądzie. Na razie jednak rozmawiamy. Oni jednak idą w zaparte.
Protestujący pod wątpliwość podali zapisy raportu oddziaływania na środowisko, który musieli przedstawić inwestorzy, ubiegając się o decyzję środowiskową.
– Przygotowanie tego raportu zleca i płaci za nie inwestor. (…) Urzędnicy, którzy weryfikują raport, nie mają odpowiednich narzędzi, dzięki którym można ustalić, czy jest prawdziwy bądź nie. Raporty tylko teoretycznie są rzetelne i chronią przyrodę oraz nas przed śmierdzielami, odorami. Ustawy odorowej też nie ma, bo nasz kraj do tego się nie przykłada – przekonywała kolejna protestująca.
W których miejscach przedstawiony przez inwestorów raport był nierzetelny?
– Inwestorzy mają teraz 600 świń. Nie zgadza się ich liczba, kierunek wiatru oraz liczba silosów zbożowych. Najpierw zbożowe miały być trzy i paszowe też trzy. Następnie w raporcie trzy przekreślono i napisano cztery, jednak brak było omówienia, dlaczego zostało to zmienione. Teraz czytam, że ma być sześć zbożowych i cztery paszowe, więc w końcu ile tych silosów? – pytała kolejna protestująca.
W jakim stopniu na odór wpływa silos zbożowy bądź paszowy?
– Podawanie większej liczby silosów może znaczyć, że produkcja tuczników będzie większa, niż pierwotnie podawano. Decyzja środowiskowa nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
– Plan zagospodarowania przestrzennego na kolejne lata jest opracowywany. Dawno temu był już wyrysowany. W tym rejonie żadnych dużych inwestycji nie powinno być. Jest studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Kupując ziemię, widziałem, że to studium było i obejmowało także wieś Łąkie. Widziałem to już w 2013 roku w urzędzie gminy i w tym względzie nic się nie zmieniło – mówił jeden z mieszkańców.
W Strzelnie przedstawiono nam kolejną interpretację ustawy o nawożeniu:
– Lanie gnojowicy w jedno miejsce przez wiele lat powoduje, że co dwa lata powinno być badanie pod względem chemicznym, czy ta gleba ma jakąś wartość. To jest biodegradacja środowiska. Tak wynika z art. 32 ustawy o ilości stosowanego nawozu naturalnego. 1,2 km od chlewni znajduje się obszar chroniony Natura 2000, a w przepisach napisane jest, że minimalna odległość to 1,5 km.
SKO, jak do tej pory, było bezlitosne dla burmistrza i stanowiska mieszkańców. Według Kolegium inwestorzy działają zgodnie z przepisami, a administracja nie przestrzega obowiązujących przepisów.
– To jest wydawane na podstawie fałszywych danych, w celu wyłudzenia pozytywnego pozwolenia na budowę. Ja też mogę sobie powiedzieć, że będę budował domek jednorodzinny, a postawię supermarket. Na samym początku też dostanę pozytywną opinię. Wątpię, czy inwestor jest w stanie wyłożyć ogromne pieniądze na budowę – za tym stoi Duńczyk lub jakiś Francuz .
– Wszystkie dane do wniosku były nieprawidłowe. To jest łamanie prawa i niech się cieszą, że jeszcze w sądzie nie są. Mają prawnika, który wynajduje kruczki prawne tylko po wydaniu decyzji. Jakby się zagłębić, że kruczki prawne są stosowane przed wydaniem decyzji, już dawno by siedzieli. Jeśli ktoś podaje nieprawdziwe dane, decyzja środowiskowa jest nieważna. Liczba hektarów, które posiadają, nie pozwoli na zagospodarowanie gnojowicy, nie wiemy, co z nią się będzie działo i gdzie będzie lana – twierdził kolejny protestujący.
Tomasz Ślęzak

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
18. kwiecień 2024 16:58