StoryEditorFelietony

Jabłka w maśle

29.11.2018., 18:11h
Zapomnieliśmy już niemal o wyborach samorządowych. Jednak przed nami kolejne wybory – do Parlamentu Europejskiego. Polski specjalnie nie interesują. Polacy, a zwłaszcza wieś, w nich, niestety, nie głosuje –18-procentowa frekwencja w 2014 r. I to jest gruby błąd. Bo to m.in. PE decyduje o tym kto znajdzie się w Komisji Europejskiej i ile pieniędzy trafi do poszczególnych krajów.

Głos polskich rolników muszą usłyszeć w Brukseli

Dziś ekscytujemy się radnym Kałużą, który zmienił partyjne barwy w śląskim sejmiku, a przecież o tym ile będzie pieniędzy dla tych sejmików decyduje Bruksela. Zacznijmy się więc ekscytować wyborami do Parlamentu Europejskiego, bo od pięciu lat ma on znacznie większe znaczenie niż kiedykolwiek wcześniej. Redakcja „Tygodnika Poradnika Rolniczego” będzie przekonywać Czytelników, aby zagłosowali w wyborach do PE. Tak, aby wieś zyskała godną reprezentację w Brukseli, a w komisji rolnictwa PE zasiadło więcej niż czworo Polaków, jak obecnie.

Warto też zadać pytanie, czy Prawo i Sprawiedliwość powinno pozostawać w grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Gdy wraz z Brexitem odejdą z niej Brytyjczycy – najliczniejsza w EKiR grupa narodowa, to frakcja ta zostanie zmarginalizowana. Trzeba zacząć się zastanawiać co dalej, aby głos wszystkich Polaków był w PE skuteczny.

Zupełnie inaczej wygląda zainteresowanie tymi wyborami w Brukseli. Tam przedwyborcze analizy, spekulacje, są na porządku dziennym już dziś. Nowy parlament to także nowa Komisja Europejska. Nas najbardziej interesuje to, co mówi się o obsadzie stołka komisarza ds. rolnictwa. Dotychczasowy komisarz – Irlandczyk Phil Hogan – drugi raz tego resortu raczej nie obejmie. Ma podobno ambicje zostać komisarzem ds. handlu, co uchodzi za stanowisko bardziej prestiżowe.

Kto będzie następcą Phila Hogana?

Hogan miał różne okresy w ciągu minionych 5 lat komisarzowania. Nie zapanował nad kryzysem na rynku mleka, za co do dziś mają mu za złe nie tylko Polacy ale i Francuzi. Doprowadził do sytuacji, że nad Europą wisi ciągle góra mleka w proszku, z którym nikt nie wie co począć (Hogan też nie wie). Mleczarze nie mają więc zbyt wielu powodów, aby wspominać go dobrze. Z drugiej strony, ostro postawił się Komisji Europejskiej, gdy padła propozycja obcięcia funduszy na Wspólną Politykę Rolną. W efekcie zamiast wydatki na rolnictwo obniżyć o 30% Bruksela zdecydowała się na cięcia 5-procentowe.

Co do następców Hogana, to spekulacji jeszcze nie ma. Jest natomiast raport Europejskiego Trybunału Rozrachunkowego, nt. proponowanej reformy polityki rolnej. Audytorzy na Hoganie „nie zostawili suchej nitki”, a główny zarzut, to brak dbałości o powstrzymywanie zmian klimatu. Jeśli wobec tego, Irlandczyka zastąpi jakiś przyjaciel „pszczółek i muszek” to będzie źle, nawet bardzo źle. Wspomniani miłośnicy przyrody w zanadrzu mają między innymi podatek od krów, świń i drobiu związany z tym, że zwierzęta produkują gazy cieplarniane.

Farmerzy z Nowej Zelandii podzielą los polskich mleczarzy?

Wróćmy jednak do czasu teraźniejszego. Minister Ardanowski niedawno w Brukseli na posiedzeniu rady ministrów ds. rolnictwa mówił o skandalicznie niskich cenach jabłek. Jabłka dla przetwórstwa potaniały w porównaniu do ubiegłego roku o 88%. Nie możemy się powstrzymać, aby nie porównać po raz kolejny sytuacji sadowników do producentów mleka. Gdyby sadownicy mieli swoje przetwórstwo, tak jak gospodarstwa produkujące mleko, to ten spadek na pewno nie byłby tak wysoki. Owszem, mleko taniało w czasie kryzysu, ale nie tak drastycznie jak jabłka. Ten spadek nie przekraczał z reguły poziomu 30%.

A jeśli już jesteśmy przy mleku, to musimy odnotować, że na giełdzie Global Dairy Trade ceny znów spadły, a najbardziej – o 9,6% – potaniało masło. Realizuje się więc scenariusz, o którym wspominaliśmy przed tygodniem. Drogie masło nie pasuje największej na świecie spółdzielni produkującej mleko – nowozelandzkiej Fonterze, więc gra ona na spadek jego cen. Fonterra żyje głównie ze sprzedaży pełnego mleka w proszku (37%), a nie masła (9%).

A skoro jesteśmy przy Nowej Zelandii, to warto odnotować, że powstał tam kolejny zakład przetwarzający mleko, należący do Chińczyków. Na razie tamtejsi farmerzy się cieszą. Podobno chętnych na dostarczanie surowca do fabryki mleka w proszku (przetwarza 130 mln l mleka rocznie) było trzy razy więcej niż potrzebowała. Kiedyś Fonterra skupowała ponad 90% produkowanego tam mleka, obecnie około 80%. Tylko patrzeć, jak chińskie firmy przejmą tamtejsze przetwórstwo a farmerzy podzielą los polskich producentów jabłek.

Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
24. kwiecień 2024 06:24