StoryEditorWiadomości rolnicze

Konieczność głośnego protestu

17.05.2016., 12:05h
Nie tak dawno odbyła się w Warszawie głośna demonstracja walczących o swoje. Bynajmniej nie mamy na myśli słynnego marszu Komitetu Obrony Demokracji, Platformy Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego, Nowoczesnej i kilku innych mniejszych partyjek oraz ruchów. Na temat tego marszu napisano i powiedziano wiele. A głównym punktem sporu była liczba jego uczestników. Bo tak się mierzy jakość każdej politycznej zadymy. Chociaż ta zadyma miała spokojny przebieg. Zdziwiliśmy się jednak, że podczas tego marszu Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL i inni oficjele z tej partii, nie nieśli transparentów, na których widniały hasła: JEDZCIE POLSKIE WĘDLINY albo PIJCIE POLSKIE MLEKO.

Skoncentrujmy się jednak na niedawnej demonstracji śmieciarzy albo jak kto woli, pracowników firm sprzątających wszelakie odpadki. Otóż, rząd chce tak zmienić prawo, aby te zadania przede wszystkim wykonywały spółki gminne. Oznacza to upadek setek prywatnych firm, które zainwestowały w drogi sprzęt oraz pozbawienie pracy wielu tysięcy pracowników. Nic dziwnego, że temu głośnemu – to znaczy również hałaśliwemu – protestowi, który miał nade wszystko wymiar ekonomiczny, towarzyszyły wielkie emocje. Ale taki protest to norma w każdym demokratycznym państwie. Jest to po prostu walka o swoje interesy zawodowe, o zachowanie swojego warsztatu pracy i o godziwą zapłatę. 

Są takie państwa, nie myślimy tutaj bynajmniej o Polsce, w których rolnicy potrafią głośno wyrazić swoje niezadowolenie z powodu fatalnej sytuacji na rynku zbóż, niskich cen skupu mleka czy też żywca wieprzowego, albo działalności supermarketów niszczącej rolnictwo czy też z powodu taniego importu żywności z państw trzecich. 

Przecież tylko w trzech państwach Unii: Polsce, Szwecji i Estonii, nie ma ustaw cywilizujących w jakiś sposób funkcjonowanie sklepów wielkopowierzchniowych. Ale polscy rolnicy nie potrafią upomnieć się o takie prawo. A przecież oczywiste jest, że mimo kryzysu światowego na rynku mleka, ceny skupu byłyby o ładnych parę groszy wyższe, gdyby nie zdziercza polityka sieci handlowych – zdziercza także wobec innych działów rolnictwa. To sieci bezzasadnie obniżają ceny zbytu stosując różne dziwne opłaty albo odwlekając zapłatę za towar. Płacą np. za galanterię mleczarską, a więc za wyroby świeże, dopiero po 60 dniach. To one sprowadzają podejrzanie tanie produkty z zagranicy, co także jest instrumentem szantażu zmuszającym do dalszej obniżki cen zbytu. 

 

Właśnie jesteśmy w pełni sezonu Walnych Zebrań w spółdzielniach mleczarskich. Panuje na nich atmosfera strachu oraz smutku, ale i przerażenia. Ceny skupu lecą bowiem w dół dosłownie z miesiąca na miesiąc, a cena 90 groszy za litr uważana jest za dobrą cenę skupu. I słusznie, bowiem wielu producentów mleka otrzymuje już poniżej 70 groszy za litr. A na tych Walnych podstawowym pytaniem jest: kiedy skończy się ten najgorszy w historii branży mleczarskiej kryzys, który polega na tym, że z taniego mleka robi się tanie wyroby, których nie można sprzedać? Na to pytanie nikt nie potrafi konkretnie odpowiedzieć. A najbardziej optymistyczną odpowiedzią jest, że będzie on trwał do końca 2017 roku. Stąd również bierze się rozgoryczenie Unią Europejską. Nie działamy na równych warunkach, miało być pięknie, a skończyliśmy na dnie – mówią rolnicy.

Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
18. kwiecień 2024 09:05