StoryEditorInterwencje

Kto pod kim dołki kopie? Dziki pod rolnikami!

15.09.2019., 18:09h
Dziki są drugą po suszy plagą, która niszczy ich pola i uprawy. Kto wie, czy nie skuteczniej niż pogodowe anomalie, bo dziki ryją pod rolnikami konsekwentnie przez cały rok.
Na Śląsku w powiecie bieruńsko-lędzińskim rolnicy skarżą się nie tylko na dziki, ale także na myśliwych, którzy raczej nie mogą pochwalić się sukcesami w zmniejszaniu populacji tego zwierzęcia. Potwierdzają to szkody na gruntach. 

Problem jest bardzo poważny. Pola są stale niszczone, ogromne stada niszczą nam uprawy i to bardzo duże tereny, bo nawet po kilka hektarów – mówi Tomasz Nowak, rolnik z Lędzin (powiat bieruńsko-lędziński). – Próbowaliśmy prosić myśliwych, aby zwiększyli odstrzały, aby coś zrobić z tymi dzikami, bo ponosimy przecież coraz większe straty. Ale, niestety, sytuacja się nie poprawia.

 – Dziki chodzą w watahach po kilkadziesiąt sztuk. Wystarczy, że taka wataha przejdzie przez pole rolnika i zniszczy tam nawet kilka hektarów upraw. Straty są ogromne – opowiada Krzysztof Kozok z Powiatowej Rady Izby Rolniczej w Lędzinach. – Staramy się rozmawiać z myśliwymi, aby zwiększyli odstrzały tych zwierząt, ale bez skutku. Mówią, że nie mogą, bo nie pozwalają im przepisy albo „zieloni”. 


Wersja myśliwych: winni rolnicy

Wypłacamy rolnikom pieniądze na bieżąco za szkody spowodowane przez dziki – mówi Grzegorz Brom, prezes Koła Łowieckiego „Łabędź” w Bieruniu (z terenu powiatu). – Także odstrzał tej zwierzyny jest na bieżąco prowadzony. Przekroczyliśmy obecne normy przynajmniej o kilkanaście procent, bo zabitych zostało 110 dzików. Zakładamy też pastuchy na polach, rozdajemy zabezpieczenia zapachowe. Staramy się robić jak najwięcej, bo wiemy, że dziki powodują szkody, a chcemy temu zapobiegać. 

Myśliwy podkreśla, że populacja dzika rośnie i będzie rosnąć przynajmniej z kilku powodów. Dla rolników brzmi to skandalicznie. 

– Jest kilka czynników, które powodują zwiększanie się populacji dzika. Także gospodarka rolna jest po części odpowiedzialna za sytuację, bo rolnicy uprawiają bardzo dużo kukurydzy, a to dla dzików znakomite pożywienie. Zaś w przypadku traw rolnicy powinni częściej orać grunty, na których te rośliny są siane, bo przy dłuższej uprawie tego samego rodzaju gromadzi się tam wiele pędraków, a ich właśnie szukają dziki. Kolejny czynnik wzrostu ich populacji to coraz bardziej widoczna zmiana klimatu. Kiedyś część młodych dzików w czasie mrozów po prostu ginęła, a teraz, kiedy nie ma prawdziwej zimy, ich populacja rośnie i się wzmacnia. Do tego dochodzi wcześniejsza dojrzałość płciowa dzików, co skutkuje szybko zwiększającą się populacją – mówi myśliwy. 

Niszczą pola i maszyny 

Wiele razy próbowaliśmy rozmawiać z myśliwymi, ale nic to nie dało. Mamy duże zniszczenia na polach, sięgające nawet trzydziestu procent. Do tego dochodzą koszty naprawy maszyn, które zostały uszkodzone na zniszczonych przez dziki polach – opowiada Celina Nierodkiewicz, rolniczka z Lędzin.

Jej rodzina ma w tym rejonie 50 ha łąk, które są potrzebne, aby wyżywić stado kilkudziesięciu sportowych koni i kozy. 

To wygląda bardzo źle. Brakuje nam wsparcia z góry – skarży się kobieta. – Kiedyś myśliwy w ramach rekompensaty zawiózł mojego męża do lasu i pokazał mu łąkę, którą miał sobie wykosić, a siano zabrać do gospodarstwa. Myśleliśmy, że to żart, kpiny, ale tak to widzą tutejsi myśliwi. 

Na razie rodzina Nierodkiewiczów może się pochwalić drobnym sukcesem w walce o swoje prawa z myśliwymi.

Jeździli i śmiecili

– Jeździli po naszych gruntach samochodami, ale postawiliśmy tam ogrodzenie i od tego czasu jest spokój. Nikt też nie wyrzuca tam już nieczystości czy resztek jedzenia – opowiada pani Celina. 

Podkreśla, że watahy dzików krążące po okolicy to poważny problem – nie tylko związany z ASF, ale także zwykłym bezpieczeństwem ludzi czy – jak w przypadku ich gospodarstwa – koni, które w trakcie wypasu czy przejażdżki mogą zostać spłoszone.

Perspektywy rozwiązania tego sporu są raczej mizerne także dlatego, że według myśliwego problem ogromnej populacji może rozwiązać już chyba tylko afrykański pomór świń, który ją odpowiednio przetrzebi. 

Sytuację komplikują działania nieodpowiedzialnych ekologów, którzy coraz częściej przerywają lub uniemożliwiają przeprowadzenie polowania.  

To strata finansowa nie tylko dla nas, ale także dla rolników. W takim przypadku wstrzymany jest odstrzał kolejnych dzików. Nie chcę nawet mówić o wyzwiskach, jakie pod naszym adresem często kierują ci ludzie. Pogarsza się atmosfera wokół myśliwych, a przecież jesteśmy elementem gospodarki leśnej porządkującym jej dobrostan – opowiada Brom. 

Działania ekologów to zjawisko świeże. Niechęć do spełniania postulatów rolników domagających się większych odstrzałów jest starsza. Z takich m.in. powodów od wielu lat rośnie liczba odszkodowań wypłacanych przez koła łowieckie rolnikom. „Łabędź” 10 lat temu rocznie wypłacał około 5 tys. zł, a w tym roku pula przekroczyła już 50 tys. zł.

Przede wszystkim nie dokarmiać  

Oliwy do ognia dolewają też inne kwestie.  

Myśliwi dokarmiają zimą dziki. Wykładają paszę nawet na polach rolników. Sam widziałem. A dodatkowo przywożą tutaj dziki łapane, które wchodzą choćby do Katowic. Dziki są już pod naszymi domami, w jednej wsi zryły boisko, a w innej ogródek. To jest nie tylko szkodliwe, ale i niebezpieczne – zaznacza pan Tomasz. 

Nadzieja na poprawę sytuacji jest, ale może za kilka – kilkanaście lat, gdy zmieni się atmosfera wokół myśliwych i tej gałęzi gospodarki. Dobre praktyki można przenieść np. z Austrii, gdzie prawo sprzyja łowiectwu. A myśliwi postrzegani są przez społeczeństwo (zarówno przez rolników, jak i miastowych) znacznie lepiej niż w Polsce. 

Wiele pomogłoby, gdyby udało się przenieść stamtąd kulturę i popularność jedzenia dziczyzny. Polacy spożywają takie mięso w niewielkich ilościach, wręcz sporadycznie. W ostatnich latach nie pomaga w tym, niestety, afrykański pomór świń.


Artur Kowalczyk 
fot. Artur Kowalczyk 
 

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
24. kwiecień 2024 00:33