StoryEditorWiadomości rolnicze

Milczący Sejm

26.01.2015., 14:01h
Z posłem Cezarym Olejniczakiem z SLD, rolnikiem indywidualnym, ze wsi Stary Waliszew w gminie Bielawy, prowadzącym 39-hektarowe gospodarstwo nastawione na produkcję owoców miękkich – aronii i czarnej porzeczki, a także zbóż i łubinu, rozmawia Krzysztof Wróblewski  

To, że obecnie rządząca koalicja nie dostrzega olbrzymich kłopotów polskiego rolnictwa jest normalne. Ale dlaczego milczy o nich opozycja? 

– Kilkakrotnie, wspólnie z posłem Romualdem Ajchlerem – moim kolegą z Klubu Parlamentarnego SLD – zwracaliśmy uwagę na złą sytuację ekonomiczną polskiego rolnictwa i usiłowaliśmy doprowadzić do debaty sejmowej. Chcieliśmy, aby odbyła się ona na przełomie września i października ubiegłego roku, gdy już były widoczne pierwsze skutki rosyjskiego embarga. Jednak marszałek sejmu nie zgodził się na taką debatę. Złożyliśmy też wniosek o odwołanie ministra Marka Sawickiego, co by też skutkowało debatą sejmową na temat aktualnej kondycji polskiego rolnictwa. Ale ten wniosek okazał się niekompletny – miał zbyt mało podpisów. A naszym błędem, na co zwróciłem uwagę władzom klubu SLD, było to, że nie szukaliśmy poparcia dla tego wniosku wśród posłów Prawa i Sprawiedliwości. Wśród nich są tacy, którzy dobrze znają się na rolnictwie. Zaś poseł Krzysztof Jurgiel – były minister rolnictwa – jest przewodniczącym Sejmowej Komisji Rolnictwa, w której również i ja pracuję. Ostatnia poważna debata o rolnictwie odbyła się w polskim sejmie dwa lata temu. Jestem przekonany, że marszałek Radosław Sikorski do takiej debaty przed wyborami nie dopuści. Chyba że dojdzie do poważnych rolniczych protestów, porównywalnych do górniczych. Jednak, moim zdaniem, organizacje broniące interesów rolników są zbyt słabe i nie zdołają doprowadzić do zorganizowania poważnych protestów, które wstrząsnęłyby opinią publiczną oraz elitami politycznymi naszego kraju. Według mnie, także izby rolnicze powinny być w większej opozycji w stosunku do obecnego rządu, nie bacząc nawet na to, że w pewnym sensie są od niego finansowo uzależnione, podobnie jak Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Dlatego uważam, że inicjatywa rady nadzorczej OSM Łowicz – podjęta 29 października ubiegłego roku na spotkaniu mleczarskim w Nieborowie – polegająca na próbie powołania Niezależnego Związku Zawodowego Producentów Mleka, była jak najbardziej słuszna. Wprawdzie została storpedowana przez władze PFHBiPM, ale należy ją kontynuować. Bowiem tak silny dział produkcji rolnej, jakim jest mleko, musi mieć swój autentyczny i niezależny od władz państwowych związek zawodowy. Jestem też za tym, aby zmienić ustawę o izbach rolniczych, tak aby zapewnić większą frekwencję w wyborach do samorządu rolniczego. Obecnie wynosi ona zaledwie kilka procent. A gdyby wybory do izb rolniczych odbywały się wspólnie z wyborami do samorządu terytorialnego, frekwencja by wyniosła około 50 procent, a nawet więcej. Tak wybrany samorząd rolniczy byłby znacznie mocniejszy. Przez to byłby trudniejszym i bardziej wymagającym partnerem dla władzy państwowej oraz lokalnej. 

Obecnie sytuacja polskiego rolnictwa jest dramatycznie zła, nie ma działu produkcji rolnej, który by zapewniał dochody!

– Na lutowym posiedzeniu sejmu złożymy wniosek, aby rząd przedstawił informację o dokładnej sytuacji na poszczególnych rynkach rolnych. A jest gorzej niż źle. Nawet produkcja mleka, tak popularna w moim okręgu wyborczym, staje się nieopłacalna. Z produkcją mięsa wieprzowego od wielu lat są kłopoty i polscy producenci świń dawno zapomnieli o słowie hossa. Zaś moje gospodarstwo padło ofiarą zapaści na rynku owoców miękkich, która panowała w ubiegłym roku. No cóż, nadchodzi taki czas, w którym miarą opłacalności w rolnictwie będzie wysokość dopłat bezpośrednich. A te dla polskich rolników są niższe niż dla farmerów ze starej Unii, którzy przez dziesiątki lat byli pod kloszem Wspólnej Polityki Rolnej realizowanej przez Europejską Wspólnotę Gospodarczą, a później przez Unię Europejską. Wszak wówczas wiele inwestycji w gospodarstwie odbywało się na zasadzie prefinansowania z unijnego budżetu. Tak, że nie były potrzebne kredyty na zakup maszyn, które na dodatek były systematycznie wymieniane co kilka lat.

 Jestem przekonany, że pierwsze pieniądze z nowego rozdania PROW-u trafią do rolników tuż przed wyborami parlamentarnymi.

– Zapewne tak będzie. Wszak tutaj chodzi także o korzyści polityczne dla obecnie rządzącej koalicji. Chociaż nie wszystkie mechanizmy da się uruchomić. Na pewno ten program zacznie działać w sferze: Modernizacja Gospodarstw Rolnych, a nabór zostanie ogłoszony jeszcze w miesiącach letnich, a nawet nieco wcześniej, aby zachęcać rolników do składania wniosków. Teraz zaś będziemy szybko i kolanami upychać ustawę dotyczącą płatności bezpośrednich, aby rolnicy mogli na czas składać wnioski o nowe dopłaty bezpośrednie. Bowiem rząd opóźnia się z przygotowaniem projektu tej ustawy. 

Czy wobec tej dramatycznej sytuacji dochodowej będzie pan zachęcał swoich kolegów czy też sąsiadów – producentów mleka, wieprzowiny, zbóż, warzyw czy też owoców miękkich i innych rolników do bezkrytycznego korzystania ze środków z nowego PROW-u?

– Pamiętajmy, że najczęściej rolnik udział własny związany ze sfinansowaniem wniosku pokrywa kredytem i później czeka na rozliczenie danej inwestycji przez ARiMR i na zwrot pieniędzy. Na moim terenie działają bardzo życzliwe rolnikom banki spółdzielcze – między innymi Bank Spółdzielczy Ziemi Łowickiej, Ziemi Łęczyckiej, Bank Spółdzielczy w Głownie czy też Bank Spółdzielczy w Zgierzu. Owe banki zrzeszone w Spółdzielczej Grupie Bankowej mają dobrą orientację co do sytuacji dochodowej rolników i będą podchodziły ostrożnie do ich kredytowania. Wszak np. podczas ostatniego naboru na modernizację, cena mleka dochodziła do 1 zł i 50 groszy za litr, a obecnie jest prawie o 40 groszy niższa. A tak naprawdę, to jaką cenę ma umieścić rolnik w biznesplanie składanym za cztery – pięć miesięcy, gdy po zakończonym kwotowaniu, zacznie się sezon w produkcji mleka i popłynie ono szeroką rzeką. To jest pewne. Podobnie jak to, że cena skupu będzie niska. Tylko jak niska? Myślę, że w obecnej sytuacji dochodowej, rolnicy będą ostrożnie podchodzili do wszelakich inwestycji. Nadchodzi czas, aby niektóre drogie maszyny, które w średnim gospodarstwie są niewykorzystane, były kupowane przez grupę rolników i wspólnie użytkowane. Tak jak to jest w Niemczech czy też we Francji.

Mają też być w nowym PROW-ie duże środki na budowę nowych chlewni.

– Tutaj sytuacja jest znacznie gorsza niż przy produkcji mleka, bowiem producent trzody nie jest powiązany z zakładem przetwórczym. A ten rolnik, który będzie chciał wykorzystać te unijne środki, musi mieć pewnego i stabilnego partnera. Takich zaś brakuje. Poza tym, jeszcze powszechne jest zjawisko, że wielu producentów pada ofiarą oszustów, którzy nie płacą za odebraną trzodę. Przykłady tej nieuczciwości można znaleźć na łamach „Tygodnika Poradnika Rolniczego”. Przy obecnych cenach trzody i dużej konkurencji na rynku unijnym, do poważnych inwestycji trzeba podchodzić z dużą rozwagą. Wszak wynikają z nich określone obwiązki prawnofinansowe także dla następnych pokoleń. 

Dziękuję za rozmowę.

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
16. kwiecień 2024 19:49