StoryEditorPolska

Ostatni pokojowy protest rolników. Czy będzie zaostrzenie strajku?

08.02.2019., 16:02h
W środę 6 lutego na placu Defilad przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie zaparkowało kilkadziesiąt autokarów, którymi z niemal całej Polski przybyli rolnicy. Reprezentowali wszystkie kierunki produkcji rolnej – można było spotkać hodowców trzody chlewnej, bydła opasowego, producentów mleka, zbóż i warzyw, jak również sadowników czy nawet hodowców ryb.

Na wstępie jesteśmy winni Czytelnikom drobne wyjaśnienie: skąd takie zdjęcie tytułowe? Fotografie z uczestnikami czy z transparentami otwierają każdą relację z protestu, również u nas. Ale chcieliśmy zwrócić Waszą uwagę na wymownie symboliczny „prezent” dla ministra Ardanowskiego od jednej z uczestniczek protestu, pani Patrycji. Czym sobie na niego zasłużył? Odpowiedź w jednym z kolejnych akapitów.  

Ceny w dół, ciągle w dół... Ciągną w dół całe gospodarstwa

Wo utworzeniu pochodu chodnikami, by nie tamować ruchu, protestujący ulicami Marszałkowską i Królewską przemaszerowali na Krakowskie Przedmieście przed pałac prezydencki. Chcieli zamanifestować swój sprzeciw wobec dramatycznej sytuacji polskiego rolnictwa. Hasło środowego protestu brzmiało: „Obrona polskiej produkcji”. Wybór miejsca protestu nie był przypadkowy. Rolnicy zrzeszeni w Agro Unii uważają interwencję prezydenta RP za ostatnią deskę ratunku. Tylko jego działania, według nich, mogą uchronić polskie rolnictwo przed katastrofą. Ich zdaniem rozmowy z rządem, a szczególnie z ministrem rolnictwa, nie wnoszą nic nowego. Pytani o powód uczestnictwa w proteście rolnicy najczęściej odpowiadali, że domagają się poprawy opłacalności produkcji.



Nie zgadzam się ze stale spadającymi cenami w skupie bydła. Obecnie za kilogram proponuje się nam poubojowo 11,80 zł/kg, a tydzień temu cena ta wynosiła 13,20zł/kg. Jak można mówić o opłacalności? – pytał hodowca bydła z okolic Sierakowa Wielkopolskiego. – Niska opłacalność produkcji, napływ mięsa, zboża, warzyw, owoców z zagranicy, szczególnie ze wschodu, destabilizuje nam rynek i ceny. Sprzedajemy nasze wysokiej jakości mięso i wędliny na eksport, a sami jemy stare, mrożone, tanie, importowane mięso. Nie wiem, jak długo wytrzymamy, tracimy płynność finansową. Musimy walczyć, bo nikt za nas tego nie zrobi – mówił hodowca bydła z okolic Łowicza.  

Polska flaga nie tylko na proteście - także na produkcie


Podczas protestu jako pierwszy głos zabrał Michał Kołodziejczak, lider Agro Unii, który przypomniał najważniejsze żądania organizatorów środowego protestu. Wśród nich znalazły się m.in. wprowadzenie przepisów nakładających obowiązek znakowania produktów rolno-spożywczych flagą kraju produkcji, wprowadzenie prawdziwych kontroli jakości żywności, prowadzenie polityki międzynarodowej uwzględniającej interes gospodarstw rodzinnych, a także wypracowanie ponownego eksportu na rynek wschodni. Protestujący domagali się również audytu wydatków z publicznych finansów na związki i organizacje rolnicze oraz zmiany prawa o izbach rolniczych. Zdaniem Michała Kołodziejczaka, na polskim rynku wyraźnie widać bardzo mocną pozycję ogromnych koncernów międzynarodowych, które chcą „docisnąć” polskich rolników i producentów. Wielkie korporacje dyktują ceny w skupie, które są coraz niższe, a konsumenci nie widzą tych obniżek na sklepowych półkach. – Koszt produkcji 1 kg kurczaka to 3,50 zł, ale podmioty skupowe oferują 3,40 zł/kg i zachęcają do produkcji. Jak zatem możemy mówić o opłacalności produkcji? – pytał Kołodziejczak. – Kolejnym problemem jest napływ towarów z Ukrainy. Tamtejsi rolnicy mogą stosować środki chemiczne zabronione w Unii Europejskiej. Nikt tego dokładnie nie bada. Trzeba zrozumieć, że gdy w Polsce produkcja rolnicza upadnie, to konsumenci będą kupować tylko to, co zechcą sprzedać nam zachodnie korporacje – kontynuował lider Agro Unii.  

„Ta koszulka jest dla Ardanowskiego, bo bardziej wspiera rolnika duńskiego niż polskiego”

Wielu protestujących rolników zgodziło się z obrazem polskiej wsi przedstawionym na wiecu przez Patrycję Stempniak, 20-letnią rolniczkę prowadzącą z rodzicami gospodarstwo rolne.



Rok temu skończyłam szkołę i postanowiłam pracować w gospodarstwie specjalizującym się w hodowli bydła i trzody chlewnej. Podobnie postąpiło wielu moich znajomych. Po roku okazało się, że około 90% z nich, z powodu niskiej opłacalności zostało zmuszonych do porzucenia pracy w gospodarstwach i szukania etatu, aby móc wyżywić swoje rodziny. Niebawem może się okazać, że taki los czeka kolejnych – mówiła rolniczka. Ostrzegała też przed niszczeniem polskiego rolnictwa. Proces ten w przyszłości może doprowadzić do uzależnienia Polski od żywności z zagranicy i dyktatu cen.

Podczas demonstracji głos zabrali też sadownicy. Zwracali uwagę, że coraz częściej polski rynek jest zalewany owocami m.in. z Ukrainy. – Chcemy, żeby w sklepach były polskie owoce. Wzorem innych krajów, chociażby w stosunku pół krajowych – pół z importu. Mają to być jednak nasze owoce, a nie sprowadzane z zagranicy i sprzedawane z przeklejoną metką bądź przepakowane do polskiego pudełka – mówiła Marta Przybyś. – W Polsce 10% przetwórni znajduje się w polskich rękach. W zakładach z zagranicznym kapitałem jesteśmy traktowani jak śmieci. Robią z nami, co chcą, ceny ustalają, jakie chcą, a my chcemy godnie żyć – dodała sadowniczka. – Brakuje kontroli inspekcji weterynaryjnej mięsa, jakie trafia na nasz rynek, jak i tego, które go opuszcza. Uważam, że walka z ASF jest prowizoryczna. Trudno mówić, że państwo wspiera rolników, którym zostały wybite stada, bowiem nie otrzymują odszkodowań. Dla mnie to zwykła kradzież – mówił Dariusz Szypulski.  

Jeśli nie można pokładać nadziei w prezydencie, zostaje wiara w cuda?

Do zebranych zwrócił się też ksiądz kanonik Stanisław Chodźko, kapelan rolników z diecezji siedleckiej. – Takie protesty jak dzisiejszy są potrzebne, by pokazać siłę i zjednoczenie polskiej wsi. Potrzebna jest jednak też rozmowa, bo dzięki niej można osiągnąć porozumienie – mówił duchowny. Na zakończenie ks. Chodźko wspólnie z rolnikami zmówił modlitwę w intencji ratunku dla Polski i rolnictwa do Matki Bożej. Delegacji protestujących rolników nie udało się porozmawiać z prezydentem. Spotkali się za to z Haliną Szymańską, szefową kancelarii prezydenta. – Nie otrzymaliśmy listy postulatów skierowanych do pana prezydenta, natomiast omawialiśmy wiele kwestii – powiedziała Halina Szymańska. Dodała, że prezydent nie jest osobą właściwą i w pełni decyzyjną, jeśli chodzi o rolnictwo.



Jeszcze przed zakończeniem protestu rolnicy zapowiedzieli dalszą walkę o swoje postulaty. – Skończył się czas na półśrodki, to nasze ostatnie pokojowe wyjście. Nie straszymy, ale bronimy się, bronimy naszych żon i dzieci, ich przyszłości. Nie przerywamy działań, w ciągu najbliższych dni zorganizujemy spotkanie, na którym podejmiemy kolejne decyzje. Na pewno musimy zacząć działać bardziej stanowczo – zapowiedział Michał Kołodziejczak. 


Ireneusz Oleszczyński
fot. Ireneusz Oleszczyński (x4)

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
20. kwiecień 2024 14:58