StoryEditorInterwencja

Rolnik w raju hochsztaplerów

14.01.2015., 11:01h
  Jarosław Kafar, jak cała rzesza producentów trzody w Polsce, musiał przywyknąć do ciągłych poszukiwań odbiorcy, który za tuczniki zaoferuje cenę adekwatną do poniesionych kosztów. Jak wielu innych na własnej skórze doświadczył również, jak łatwym łupem dla wszelkiej maści oszustów są jego ciężko zapracowane pieniądze. Nigdy się jednak nie spodziewał, że przyjdzie mu zmagać się również z... sądem, do którego uda się po sprawiedliwość.

Nazwisko Kafar pojawia się na naszych łamach nie po raz pierwszy. To jeden z ponad setki producentów tuczników oszukanych w 2007 r. przez „Euroubojnię” w Jędrzejowie, w województwie świętokrzyskim. Był on również w gronie siedmiu hodowców trzody z województwa łódzkiego, którzy przed sądami w Sosnowcu i Katowicach toczyli batalię z właścicielami tej spółki o należności za odstawione świnie. Jarosław Kafar do dziś nie odzyskał 50 tys. zł za sprzedane wówczas do „Euroubojni” zwierzęta. W ubieg-

łym roku rolnik kolejny raz padł ofiarą nieuczciwej firmy skupowej, tym razem z Olsztyna.

Kolejna wpadka

Pan Jarosław prowadzi z żoną Iloną 22-hektarowe gospodarstwo we wsi Lutosławice Szlachec-
kie w gminie Grabica w powiecie piotrkowskim, która w województwie łódzkim zyskała miano świńskiego zagłębia. Gospodarz ma chlewnię na 1200 tuczników.

– Przestałem już liczyć odsetki i straciłem nadzieję na odzyskanie pieniędzy za świnie odstawione do Jędrzejowa – przyznaje rolnik. – Ta sprawa była dla mnie jednak bolesną lekcją na przyszłość. Te doświadczenia nauczyły mnie, że nie można ufać żadnej firmie, choćby nie wiem jak dobre wrażenie robił jej prezes. Tak jak inni poszkodowani, sprawdzałem odtąd na wszelkie możliwe sposoby firmy, którym zamierzałem powierzyć tuczniki. Przy wyborze kierowałem się głównie opinią innych hodowców i wolałem sprzedawać zwierzęta w mniejszych partiach, by w razie wpadki straty były możliwie najniższe. Byłem ostrożny, a mimo to... Po „Euroubojni” dostarczałem żywiec do „Pini Polonia” w Kutnie oraz dwóch mniejszych zakładów w Łódzkiem oraz w Małopolsce – Współpracę z firmą „Pork Handel” z Olsztyna rozpocząłem w styczniu 2012 r. Najpierw oferowali do sprzedaży prosięta z Łotwy, Litwy i Holandii, potem zaczęli również skupować tuczniki. Wielu im zaufało, bo prosięta były dobrej jakości i w dobrej cenie. Stałym kooperantom gwarantowali dostawy prosiaków z jednej wybranej farmy. Te opinie przeważyły. Zdecydowałem brać od nich prosięta, a następnie oddawać tuczniki. Siedem razy kupiłem od nich warchlaki i tyle samo razy odebrali ode mnie tuczniki, płacąc w terminie. Problemy zaczęły się na początku maja 2013 roku, gdy zabrali partię 80 sztuk. Miałem za nie dostać 49 830 zł, a następnie dopłacić 100 tys. zł i zakupić większą partię prosiąt. Na szczęście od znajomego hodowcy dowiedziałem się, że firma zalega ze spłatami zobowiązań i chyba dzieje się tam coś złego. Tych 100 tys. nie przelałem więc na ich konto. Pieniądze nie wpływały, za to docierały do nas coraz bardziej alarmujące wieści na temat mazurskiej firmy.

Sądowa pomyłka

– W czerwcu wraz ze znajomymi dostawcami pojechałem do Olsztyna. Spółka należała do Cezarego D., a jej udziałowcami były jego żona i córka. Odszukaliśmy ich dom, ale żona biznesmena poinformowała, że obie z córką nie mają już nic wspólnego z jego działalnością. Znaleźliśmy i jego – wspomina gospodarz z Lutosławic. – Pan prezes twierdził, że padł ofiarą nieuczciwego kontrahenta i stracił płynność finansową, ale solennie obiecał spłacić nasze należności w ciągu kilku dni. Trudno było z nim rozmawiać, bo miał strasznie pokiereszowaną twarz. Pewnie przed nami odwiedzili go jacyś inni wściekli wierzyciele.

Jak łatwo się domyślić, przedsiębiorca nie dotrzymał obietnic. Zadłużoną na setki tysięcy złotych firmę sprzedał, by pozbyć się kłopotliwych dłużników. Nabyli ją Dominika L. i Jan R. z Warszawy. Dominika L. została głównym udziałowcem i nowym prezesem spółki, ale okazała się „słupem”. Przyznała, że do transakcji namówił ją wspólnik, który utrzymuje się ze skupowania plajtujących firm w zamian za „prowizję” od bankrutów. On sam nie mógł przejąć olsztyńskiej spółki, bo ma już 500 podobnych i sądowy zakaz „zarządzania” kolejnymi. Ona zgodziła się, gdy obiecał jej wynagrodzenie i wyjaśnił, że nie grozi jej żadna odpowiedzialność. 

Oszukani rolnicy zaczęli zgłaszać się do sądów z pozwami o wydanie nakazów zapłaty. Wśród nich był i Jarosław Kafar, który o nakaz zapłaty dla nieuczciwego kooperanta wystąpił do Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim. 

– Pozew złożyłem we wrześniu 2013 roku – relacjonuje gospodarz. – Sąd zażądał jednak opłaty w wysokości 623 zł, od której uzależnił rozpatrzenie wniosku. Na początku listopada dokonałem tej wpłaty, ale sąd pozew odrzucił, bo na blankiecie nie wpisałem numeru sprawy. Złożyłem więc zażalenie na tę decyzję, które sąd uwzględnił pismem z 29 listopada 2013 r. W grudniu w postępowaniu upominawczym sąd wydał długo oczekiwany nakaz zapłaty. Komornik nie mógł go jednak przyjąć i dokonać egzekucji, bo nakaz został źle sformułowany. Sąd powinien nakazać spłatę należnych 49 tys. wraz z ustawowymi odsetkami, liczonymi od terminu zapłaty do chwili jej uregulowania, oraz pokrycie kosztów postępowania, czyli owe 623 zł. Zamiast tego nakazał powodowi zapłatę należnej kwoty wraz z odsetkami „od 24.05.2013 do 25.06.2013 r.”. Nie wiadomo skąd urzędnicy wzięli drugą datę. Zwróciłem się do sądu o poprawienie pisma. Przyznali się do pomyłki i obiecali sporządzić nowe. Dotąd się go jednak nie doczekałem. Gdy dzwonię i pytam, kiedy wreszcie wydadzą nakaz, wciąż mnie zbywają. Obiecywali wydać nakaz w listopadzie. W pierwszych dniach grudnia pani w informacji mi oznajmiła, że pracownicy są zawaleni pracą i w tym roku raczej już nie zdążą. Banalna sprawa ciągnie się ponad rok. 

Nieuchwytny wierzyciel

Jarosław Kafar poprosił „Tygodnik Poradnik Rolniczy” o interwencję w jego sprawie. Wraz nim udaliśmy się do Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim, by zapytać, co stanęło na przeszkodzie, by poprawić wadliwy nakaz. 

W naszej obecności urzędniczka w dziale informacji powtórzyła, iż w tym roku sprawy załatwić się nie da. Jarosław Kafar jednak nie ustąpił i zażądał rozmowy z kierowniczką I Wydziału Cywilnego, prowadzącego postępowanie. Towarzyszyliśmy mu przy tej rozmowie. Wyjaśnienia pani kierownik były zgoła odmienne i wprawiły w osłupienie zarówno rolnika, jak i dziennikarza TPR. Kierowniczka oznajmiła, że mimo szczerych chęci gospodarzowi nie pomoże. Sąd poprawionego nakazu nie wyda, gdyż o musi o tym poinformować zarówno pozywający wierzyciel, jak i jego dłużnik. Urzędniczka przyznała, że o tym wymogu prawnym dowiedziała się... niedawno. Sąd wysłał stosowne pisma do „Pork Handel”, ale adresat ich nie odebrał i nie wiadomo, gdzie obecnie przebywa.

– Jeśli były jakiekolwiek szanse na egzekucję należności, to istniały one przed rokiem. Dziś nadziei już nie ma. Sąd się zwyczajnie kompromituje, tego nie można już nazwać opieszałością, to nieudolność i niekompetencja – mówi rozgoryczony rolnik. – Teraz czuję się podwójnie oszukany, także przez wymiar sprawiedliwości. Urzędnicy wprowadzali mnie w błąd, by tuszować swoje błędy i zwykłą nieznajomość prawa, na którego straży powinni stać. 

O wyjaśnienie zaistniałej sytuacji poprosiliśmy prezesa Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim. Czekamy jeszcze na oficjalne stanowisko w tej sprawie.

Ofiarami „Pork Handlu” w woj. łódzkim padło przynajmniej kilku rolników, którym spółka jest winna od 20 tys. do kilkuset tysięcy złotych. Najwięcej pozwów od producentów trzody wpłynęło do Sądu Rejonowego w Łowiczu. Ten nakazał spłacić nowym właścicielom zobowiązania. Komornik jednak stwierdził, że nie dysponują oni żadnym majątkiem i postępowanie umorzył. 

Prokuratura Rejonowa w Łowiczu badała również sprawę pod kątem podejrzenia o oszustwo wobec poprzednich i nowych właścicieli spółki. Podejrzewano ich o przeprowadzenie fikcyjnej transakcji tylko po to, by uniknąć zaspokojenia roszczeń wierzycieli „Pork Handlu”. W końcu listopada 2014 r. prokuratura zawiesiła śledztwo wobec Jerzego R., bo... policja nie może ustalić jego adresu. Dominika L. w wywiadzie telewizyjnym wyraziła podejrzenie, że jej wspólnika szukać należy w Hongkongu. Wobec Cezarego D. i Dominiki L. prowadzone są osobne postępowania w sądzie w Warszawie. 

– Z takim wymiarem sprawiedliwości ten kraj to prawdziwy raj dla hochsztaplerów – puentuje Jarosław Kafar.

Choć po firmie „Pork Handel” nie ma dziś w Olsztynie śladu, w internecie wciąż można się natknąć na jej wizytówki i ogłoszenia. Czytamy w nich: „Jednym z najważniejszych celów firmy jest zadowolenie zakładów przetwórstwa mięsnego i hodowców trzody chlewnej. Solidny produkt, rzetelna współpraca i terminowa dostawa gwarantuje naszym klientom 100 % satysfakcji”.

Grzegorz Tomczyk

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
20. kwiecień 2024 06:58