StoryEditorWiadomości rolnicze

Smak niedźwiedzia

04.08.2014., 12:08h
Rosja uderzyła szybko i zdecydowanie w odpowiedzi na sankcje nałożone na nią przez Unię Europejską. Ale jej celem nie było żadne mocarstwo unijne, tylko unijny średniak, czyli Polska. 

Rosja uderzyła szybko i zdecydowanie w odpowiedzi na sankcje nałożone na nią przez Unię Europejską. Ale jej celem nie było żadne mocarstwo unijne, tylko unijny średniak, czyli Polska. Chociaż są też eksperci, którzy zaliczają nasz kraj do grona unijnych słabeuszy. Ale są też tacy – na przykład minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski – którzy twierdzą, że gospodarka rosyjska też nie jest najmocniejsza, bo porównywalna z włoską. No cóż, z jednej strony nieprzebrane złoża ropy, gazu, złota i innych cennych minerałów, a z drugiej strony, szlachetne wino, cudowne makarony, szynka parmeńska oraz wspaniałe sery. Więcej – można więc śmiało powiedzieć z perspektywy znanej z taśmowej afery warszawskiej knajpy Sowa i Przyjaciele, w której to nasi czołowi politycy – w tym minister Radosław Sikorski – toczyli kulturalne rozmowy na temat doli i niedoli rządzonego przez nich kraju, że Włochy to mocarstwo, a Rosja to niedźwiedź na glinianych nogach. Ale ów niedźwiedź do niedawna bardzo lubił polskie jabłka i inne owoce oraz warzywa. Jednak od 1 sierpnia stracił na nie apetyt. Co oznacza wymierne straty dla polskich sadowników i rolników, szacowane na około pół miliarda euro rocznie. Jednak to nie koniec, bowiem mówi się głośno, że Rosja wnet zamknie swój rynek przed polską wołowiną, mięsem drobiowym, a także produktami mleczarskimi. Jeżeli chodzi o produkty mleczarskie, to do niedawna szacowano, że Rosja kupi ich w tym roku w Polsce za sumę sięgającą 700 milionów złotych. A 70 procent tej sumy ma stanowić wartość sprzedaży naszych serów twardych. Umówmy się jednak, że te straty nie mogą być mierzone li tylko wartością niesprzedanej na rynku rosyjskim polskiej żywności. To byłoby zbyt proste. Pamiętajmy, że jesteśmy eksporterami nadwyżek żywności, które nie są sprzedawalne na krajowym rynku, bo ten rynek ich nie wchłonie. Wiedzą to wszyscy producenci i przetwórcy żywności. Ale każdy będzie chciał w kraju sprzedać te produkty, które nie weszły na rynek rosyjski, bo to najłatwiejsze. A i inne rynki, choćby te azjatyckie, a w szczególności ten największy – chiński? To są tylko propagandowe bajania. To polskie jabłka pojadą do Chin, które to są światowym mocarstwem w produkcji tych owoców! To może jeszcze sprzedajmy im nasz ryż! Owszem, nie jest wykluczone, że zdobędziemy inne rynki dla polskiej żywności, ale to musi potrwać. I na pewno nie będą to tak atrakcyjne rynki, jak ten rosyjski. Ale wróćmy do teraźniejszości. Jeżeli krajowy rynek owoców i warzyw, mięsa drobiowego czy też mleka, zostanie rozregulowany przez niesprzedane na rosyjskim rynku produkty, to oznacza to najgorszą wojnę handlową, wojnę polsko-polską, która doprowadzi do ruiny setki zakładów przetwarzających żywność i dziesiątki tysięcy polskich gospodarstw rolnych. Już wiadomo, że polski rząd będzie chciał jakichś rekompensat za sankcje rosyjskie nałożone na polską żywność. Coś tam zapewne dostaniemy, ale to nie wyrówna naszych strat. Chodzi mi jednak o coś innego. Jeżeli Unia solidarnie nałożyła na Rosję sankcje, to niech też będzie solidarna z polskimi rolnikami. Niech na rynek rosyjski nie trafiają jabłka i warzywa z innych państw UE. A jeżeli ofiarą sankcji padnie polski drób czy też produkty mleczarskie, to oczekuję, że takie potęgi rolnicze jak: Niemcy, Holandia czy też Francja i Włochy, nie będą zarabiały na nieszczęściu polskich rolników. Wszak by to była prawdziwa unijna solidarność rolników dalece lepsza od solidarności unijnych elit.

Jeszcze jedno: o sankcjach rosyjskich, których ofiarą padli polscy rolnicy mówi się stosunkowo dużo. Jednak o sankcjach ukraińskich mało. Mam tutaj na myśli ponowne zamknięcie rynku ukraińskiego przed polską wieprzowiną. Powodem tego stanu rzeczy jest to, że u kilku sztuk polskich świń stwierdzono wirusa ASF. Nie wiadomo, śmiać się czy też płakać. Ów zakaz to po prostu kompromitacja polskich polityków i polskiej polityki wobec Ukrainy, dla której stosunki z Białorusią są dalece ważniejsze od tych z Polską. A przecież jeszcze nie tak dawno wspomniany minister Sikorski chciał być pierwszym rozgrywającym w sprawie ukraińskiej.

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
18. kwiecień 2024 21:35