StoryEditorInterwencja

Susza szaleje w Chodowie

10.10.2016., 13:10h
W ubiegłym roku głośno było o suszy, gdyż dotknęła ona prawie całą Polskę. Ale i w tym roku dała się rolnikom we znaki – między innymi na Kujawach, Pomorzu, w dużej części województwa łódzkiego oraz we wschodniej Wielkopolsce. Na terenie gminy Chodów w powiecie kolskim, gdzie są dobre i bardzo dobre ziemie, susza była tak dokuczliwa, że plony zbóż można określić jako symboliczne. A i paszy dla bydła niechybnie zabraknie. Fale opadów, które ostatnio przeszły nad Polską nic tutaj nie zmieniły. Ziemia jest nadal twarda i zbita jak skała.

Od Jacka i Katarzyny Tomczaków ze wsi Niwki Nowe dowiedzieliśmy się, że ostatni większy deszcz padał tu w maju. Poprzedni rok nie był jeszcze taki zły, gdyż posiadali zapasy kiszonki z kukurydzy oraz sianokiszonek z roku 2014. Zaś obecny sezon jest tragiczny. Hodowcom brakuje nie tylko kiszonek, ale także słomy i ziarna, bo bardzo źle przezimowały zboża. Są zmuszeni wypuszczać bydło na okólnik w celu zaoszczędzenia słomy. Krowy przebywają tam dzień i noc, schodząc do obory tylko na dój. W takiej samej sytuacji są inni rolnicy i hodowcy bydła z terenu gminy Chodów, odstawiający mleko do OSM w Kole. Ich główne utrapienia wynikające z suszy to: bardzo kosztowna uprawa skamieniałej ziemi, opłakany stan użytków zielonych, na których uschły nawet dzikie gatunki traw i chwasty, brak możliwości odnowienia użytków zielonych, uschnięte poplony – nienadające się do jakiegokolwiek wykorzystania, stosunkowo niski plon kukurydzy na kiszonkę w siewie głównym, zaś kukurydza siana po życie, okazała się zupełnym niewypałem, w niektórych przypadkach wyrosła do pasa, bardzo słabe wschody rzepaku – na niektórych plantacjach nawet poniżej 50%, brak wschodów zbóż wysianych ok. 2 tygodni temu oraz bardzo niskie plony rzepaku sianego w zeszłym roku, a także słaby stan plantacji buraków cukrowych, których zbiór lada dzień się rozpocznie.

Bez wody nie będzie mleka
– Rolnicy z innych terenów mieli problemy ze żniwami bo zbyt często padało, u nas o takiej sytuacji nie było mowy. Ostatni większy deszcz spadł w maju i nie trwał kilka dni, a kilka godzin, a potem to jak ksiądz kropidłem i to bardzo rzadko. Gleba jest niespotykanie przesuszona i rośliny zamierają. Zachodzimy w głowę, jaka jest przyczyna, że to właśnie na terenie naszej gminy wystąpiła taka klęska i nie znajdujemy wytłumaczenia. Jest tak sucho, że nie można założyć nowych użytków zielonych, a stare plantacje lucerny są przerzedzone, ale muszą zostać, bo mają głęboki systemem korzeniowy i jeszcze jakoś dają sobie radę w przeciwieństwie do młodych roślin. Pasze zielone skarmiamy na bieżąco nie mogąc zgromadzić zapasu na zimę, ponadto są one bardzo słabej jakości, co wpływa na pogorszenie parametrów rozrodu oraz spadek mleczności, aż 2 ha kukurydzy krowy zjadły na zielono, a ta zakiszona ma bardzo mały udział ziarna – powiedziała Katarzyna Tomczak.

– W tamtym roku pomimo słabego plonowania kukurydzy i użytków zielonych, dawaliśmy sobie radę dzięki zapasom z jeszcze poprzedniego sezonu, ponadto dobrze plonował rzepak i zboża. W tym roku rzepak plonował zaledwie na poziomie od 0,5 do 1,5 tony z hektara. Pszenice dały tylko 2,5–3 tony z ha. Obawiam się, że w przyszłym roku będzie jeszcze gorzej, bo posiane zboża ozime nie wschodzą, a plantacje rzepaku są bardzo przerzedzone. Dzieła zniszczenia może dopełnić zima, bo póki co prognozy są takie, że będzie to kolejna zima z małą ilością śniegu, co zwiększy ryzyko wymarzania, jak i spotęguje deficyt wody w glebie – oznajmił Jacek Tomczak dodając, że cena mleka idzie w górę i zamiast zwiększać jego produkcję muszą ją ograniczać i zmniejszać pogłowie stada bo nie mają paszy.

Zgrzyt lemieszy – siew w pył
– Po żniwach z trudem uprawiliśmy ziemię, która była jak skała, zużywając znacznie więcej paliwa na orkę niż zwykle. Lemiesze doszczętnie się zużyły, a żeby ciągnik dał radę trzeba było odjąć jedną skibę. Gdy sialiśmy pszenicę tak się kurzyło, że nic nie było widać. Jest tak sucho, że na próżno czekamy na wschody – powiedział Rafał Malec, którego nie oszczędziła też ostatnia zima. Pszenica ozima wymarzła i całe 4 ha musiał zaorać siejąc jeszcze raz pszenicę jarą. Źle też przezimował rzepak, plonując na poziomie 0,5 t/ha.

Rowy melioracyjne wyschły zupełnie, można w nich swobodnie spacerować bez zaroszenia obuwia, powysychały też studnie. Zdaniem już 80-letniego Kazimierza Cimińskiego, ostatni raz tak poważna susza wystąpiła w ich terenie 50 lat temu. Dziś gospodarstwo prowadzi syn Paweł Cimiński, na którego pastwiskach uschły nawet chwasty. Brakuje mu dla bydła siana, słomy, a także sianokiszonki. – Nie zgromadziliśmy na zimę nawet jednej beli siana ani sianokiszonki, wszystko krowy zjadły na bieżąco. Dla porównania, w poprzednim roku udało nam się zebrać 40 balotów zapasu na okres zimowy. Krowy tylko po to chodzą po wyschniętych pastwiskach, aby zaoszczędzić na słomie do ścielenia – powiedział Paweł Cimiński.

Jarosław Podsiedzik to młody rolnik, który dopiero co przejął gospodarstwo po ojcu Sylwestrze. Zamierzał rozwijać produkcję mleka, jednak ze względu na brak pasz będzie musiał ją raczej zmniejszyć. – Kukurydza siana po życie wyrosła do pasa, udział ziarna jest w niej śladowy. Próbowaliśmy ratować się poplonami, ale nic z tego. Te siane wcześniej uschły, a te z późniejszego zasiewu do tej pory nie wzeszły, a to już miesiąc czasu. W oczach znikają pryzmy z kiszonkami, które miały być spasane dopiero zimą i jesteśmy zmuszeni zlikwidować część stada – powiedział Jarosław Podsiedzik.

Mąka na pustyni
Mirosław Szafoni ze wsi Studzień część ziem posiada na terenie sąsiedniej gminy Przedecz, tam sytuacja również nie jest dobra. Są to gleby lżejsze i, jak przyznał rolnik pracuje się tam jak w mące, warunki są wręcz jak na pustyni. Z kolei na cięższych glebach na terenie gminy Chodów rolnik nie może uporać się z orką i zasiał małą część pola, z resztą areału się wstrzymuje. – Pszenżyto posiane przed dwoma tygodniami nie wschodzi, leży w popiele. Najgorzej jednak jest z paszami dla bydła. Trawy i koniczyny wyschły zupełnie, tylko lucerna dała lepszy plon. Sianokiszonkę udało się zebrać jedynie z pierwszego pokosu. Pomimo uprawy 12 ha kukurydzy, to kiszonki nam również zabraknie, bo już 3 ha kukurydzy musieliśmy skosić dla bydła na zielono – powiedział Mirosław Szafoni.

Adam Wiśniewski ze Studzienia, nastawiony na produkcję mleka i opas bydła, jest załamany, gdyż już wie, że czeka go likwidacja nawet połowy stada. Produkcja mleka ze 130 tys. kg mleka, jakie do tej pory rocznie odstawiał do OSM w Kole, spadnie nawet o 60%. W podobnej sytuacji są dwaj inni dostawcy mleka do kolskiej mleczarni ze wsi Studzień: Zbigniew Tracz i Marcin Nowakowski. Ten drugi choć wie, że liście buraczane nie są paszą odpowiednią dla krów mlecznych, to musi je podawać, by ratować sytuację. Krowy przebywają na okólniku, by zużyć mniej słomy. Tam też pobierają liście dowożone co dziennie z ręcznie ogławianych buraków.

Trzeba przyznać, że sytuacja na terenie typowo rolniczej gminy Chodów jest nadzwyczajna, można ją uznać za klęskę żywiołową. Bardzo poważnie zagrożony jest dalszy byt większości gospodarstw rolnych. Niemal każdy producent mleka już teraz zmuszony jest do likwidacji części bydła. Dlatego też rolnicy zgodnie twierdzą, że niezbędne są zdecydowane działania władz gminy, która przecież w głównej mierze utrzymuje się z podatku rolnego.

Andrzej Rutkowski

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
18. kwiecień 2024 14:04