StoryEditorŚwinie

Ubojnie nie chcą kupować pomorskich tuczników

02.02.2019., 13:02h
Przestrzeganie zasad bioasekuracji oraz niska cena, która powoduje, że produkcja tuczników jest znacznie poniżej opłacalności, to niejedyne zmartwienia pomorskich producentów trzody. Jak twierdzą, ich sytuacja jest znacznie gorsza. Miejscowe zakłady mięsne nie chcą od nich w ogóle kupować świń. Wolą handlować z pośrednikami i twierdzą, że skup jest ograniczony, ponieważ nie ma popytu konsumentów na mięso wieprzowe.
Producenci trzody chlewnej są u kresu ekonomicznej wytrzymałości. Frustracja narasta. Rolnicy zawiązali komitety protestacyjne i podczas pikiet w Tucholi oraz Sępólnie Krajeńskim, w których uczestniczyło ponad 100 gospodarzy, ogłosili swoje postulaty.

Przy obecnej cenie za kilogram żywca, wynoszącej często dużo poniżej 4 zł, o jakiejkolwiek rentowności nie ma mowy. Pasza jest droga, a nam bardziej się opłaca sprzedawać zboże, niż męczyć z produkcją tuczników. Zresztą zakłady od nas ich nie chcą. Najgorzej było przed świętami. Na odbiór trzeba było czekać nawet cztery tygodnie. Traciliśmy podwójnie, ponieważ zwierzęta przerastały, a my musieliśmy ponosić nakłady związane z ich dalszym żywieniem. Teraz już wiemy, że tuczniki są kupowane ze znacznym opóźnieniem i dlatego o tym, że są gotowe do odbioru, informujemy znacznie wcześniej, kiedy ich waga jest dużo poniżej 100 kg – mówi Bartosz Górnowicz z Bladowa w gminie Tuchola, który w kilkunastohektarowym gospodarstwie utrzymuje 6 loch oraz 60 tuczników.

Rolnicy informują, że jako oficjalny powód braku skupu zakłady podają mizerny popyt na mięso wieprzowe i jego wyroby. Nieoficjalnie ustalili zaś, że firmy zwożą ogromne ilości półtusz z zagranicy.



  • W połowie stycznia przed Urzędem Miejskim w Tucholi pojawili się producenci trzody chlewnej. Protestowali przeciwko niskiej cenie skupu świń oraz braku popytu na ich surowiec ze strony zakładów mięsnych

Wszyscy wiemy, że przyjeżdża do nas mięso z Zachodu. Rząd powinien podjąć działania, które sprawią, że wiedzę o tym będą mieć nie tylko rolnicy, ale wszyscy konsumenci. Nie możemy pogodzić się z tym, że wątpliwej jakości wieprzowina przyjeżdża do nas i jest przetwarzana, a następnie zrobione z niej wędliny są oznaczane jako tradycyjne polskie z etykietą zakładu, który u nas w kraju mięso zapakował. Domagamy się, aby został stworzony rzetelny system znakowania, dzięki któremu klienci w sklepie mogliby się dowiedzieć, czy kiełbasa została zrobiona z dobrej wieprzowiny wyprodukowanej w Polsce, czy też w Dani bądź Niemczech. Niezrozumiałe dla nas jest, że zakłady mięsne nie chcą naszych świń, zaś pośrednicy oferują nawet 30–40 gr. więcej niż masarnie – mówi Mateusz Sass z Małej Kolonii, który w 45-hektarowym gospodarstwie prowadzi produkcję trzody chlewnej w cyklu zamkniętym dzięki utrzymywaniu 30 loch.

Rolnik jest jednym z inicjatorów powołania komitetu protestacyjnego na terenie powiatu tucholskiego. Identyczny komitet powstał także w ościennym powiecie sępoleńskim.



  • Kilka dni po proteście w Tucholi producenci trzody pojawili się także przed Starostwem Powiatowym w Sępólnie Krajeńskim. Dyskutowali między innymi o przeprowadzeniu radykalniejszych form sprzeciwu wobec fatalnej sytuacji na rynku trzody


Bez pośredników

Załamanie cen tuczników to klęska dla gospodarstw, które zajmują się produkcją prosiąt. Rolnicy, którzy dorabiali wytwarzaniem tuczników na mniejszą skalę, rezygnują z tego. Bardziej opłaca się bowiem sprzedaż zboża niż zużywanie go do żywienia warchlaków. Ceny prosiąt są niebywale niskie. Do tego nikt nie chce teraz ich ode mnie kupować – mówi Artur Fifielski z Jastrzębia w gminie Więcbork, którego gospodarstwo specjalizuje się w sprzedaży prosiąt od 13 loch.



  • – Pasza jest droga, dlatego bardziej opłaca się sprzedawać zboże, niż męczyć się z produkcją tuczników – mówił Bartosz Górnowicz

W związku z krytyczną sytuacją na rynku producenci trzody chlewnej wspierani przez hodowców bydła mlecznego i opasowego opracowali dwanaście postulatów. Uważają, że ich realizacja pozwoliłaby na poprawę trudnej sytuacji ekonomicznej polskich gospodarstw. Rolnicy domagają się między innymi: podjęcia natychmiastowych działań mających na celu zmianę cen żywca wieprzowego, dodatkowych dopłat dla producentów utrzymujących minimum 10 i maksimum 50 loch, wprowadzenie przepisów nakładających obowiązek znakowania produktów rolno-spożywczych flagą kraju produkcji, wyeliminowania pośredników w obrocie nieprzetworzonych surowców rolnych, wprowadzenia regulacji prawnych ograniczających tucz nakładczy, a także urealnienia cen środków do produkcji rolnej.



Ceny nawozów rosną, gdy rolnicy dostaną dopłaty

Kiedy tylko pojawiają się informacje o wypłacie zaliczek dopłat bądź pomocy udzielanej w wyniku wystąpienia klęski żywiołowej, od razu ceny środków do produkcji rolnej rosną. Uważamy, że jest to sztuczne zawyżanie cen, zwłaszcza jeśli chodzi o nawozy. Te ostatnie są przecież wytwarzane w koncernach, których właścicielem jest Skarb Państwa. Kiedy tylko zaczyna się akcja wypłat środków przez Agencję, pod byle pretekstem jest ograniczana produkcja nawozów, a ich ceny rosną. Jest to zwykłe wyłudzanie pieniędzy od rolników. Uważamy też, że bez dopłat ulegnie likwidacji krajowa produkcja prosiąt. Gospodarstw prowadzących chów w cyklu zamkniętym jest coraz mniej. Skoro można było dopłacać do krów i owiec, można to zrobić także do loch. Jeśli nie będzie gospodarstw produkujących prosięta, krajowa produkcja trzody zostanie zdominowana przez tucz nakładczy. Za kila lat wyrządzi on ogromne szkody całemu polskiemu rolnictwu – mówi Tadeusz Pieczywek, przewodniczący komitetu protestacyjnego rolników powiatu sępoleńskiego, który w swoim gospodarstwie rocznie produkuje około 800 tuczników.



  • – Bez dopłat upadnie krajowa produkcja prosiąt, a będzie rozwijał się tylko tucz nakładczy – twierdził Tadeusz Pieczywek

W pikietach protestacyjnych w Tucholi i Sępólnie uczestniczyli także rolnicy z powiatów człuchowskiego, chojnickiego oraz świeckiego. Wśród rolników trwały dyskusje na temat zaostrzenia form protestu. Producenci rozważali przeprowadzenie radykalniejszych akcji wyrażenia swojego niezadowolenia, z blokadą wybranych dróg krajowych włącznie. Na Pomorze mieli przyjechać przedstawiciele ruchu Agro Unia. Rolnicy planowali stworzenie struktur tej organizacji w kilku pomorskich powiatach. Postulaty protestacyjne mają zostać przekazane ministerstwu rolnictwa. Członkowie komitetów protestacyjnych wystosowali zaproszenie i wyrazili wolę spotkania w Sępólnie Krajeńskim z ministrem rolnictwa.



  • – Niezrozumiałe jest, że zakłady mięsne nie chcą świń, zaś pośrednicy oferują 30–40 groszy więcej niż masarnie – mówił Mateusz Sass

Tomasz Ślęzak
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
24. kwiecień 2024 00:19