StoryEditorSpółdzielnia mleczarska

Broś: Polska branża mleczarska jest dużą konkurencją dla największych producentów mleka w UE

08.05.2018., 15:05h
– Polska branża mleczarska rozwija się bardzo dynamicznie i jest dużą konkurencją dla czołowych producentów mleka z państw starej Piętnastki. Mam tu na myśli niemieckie, francuskie, holenderskie, duńskie czy też włoskie mleczarstwo. Mamy nowoczesne zakłady przetwórcze oraz tysiące bardzo dobrych gospodarstw – mówi Waldemar Broś, prezes zarządu Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich.
Z Waldemarem Brosiem rozmawiają: Paweł Kuroczycki i Krzysztof Wróblewski.
Nie tak dawno polski rząd chciał wspomóc tych producentów mleka, którzy przekroczyli kwoty mleczne i zapłacić za nich karę, ale Bruksela nie zgodziła się na takie rozwiązanie. Obecnie zaś unijni urzędnicy nie chcą uwzględnić naszych propozycji dotyczących zagospodarowania zgromadzonych w wyniku interwencji olbrzymich zapasów mleka w proszku!

– Polska branża mleczarska rozwija się bardzo dynamicznie i jest dużą konkurencją dla czołowych producentów mleka z państw starej Piętnastki. Mam tu na myśli niemieckie, francuskie, holenderskie, duńskie czy też włoskie mleczarstwo. Mamy nowoczesne zakłady przetwórcze oraz tysiące bardzo dobrych gospodarstw. Ale polska branża mleczarska jest słabiej zakorzeniona pod względem ekonomicznym niż mleczarstwo tych państw, które wcześniej wymieniłem. Wszak dopiero po przystąpieniu do Unii nastąpiło przyspieszenie w jej modernizacji. A ci, którzy obawiają się obecnie polskiego mleczarstwa przez kilkadziesiąt lat dzięki o wiele korzystniejszej Wspólnej Polityce Rolnej – w stosunku do tej, która obecnie jest prowadzona – stworzyli bardzo silne rolnictwo i przetwórstwo żywności. Dodajmy, głęboko osadzone nie tylko w systemie ekonomicznym UE, ale też na innych rynkach. Pokłosiem tej starej, dobrej WPR, są wysokie dopłaty bezpośrednie znacznie wyższe niż dopłaty, które otrzymują polscy rolnicy. Dlatego też niemieckim farmerom łatwiej było zapłacić kary za przekroczenie kwot mlecznych, zaś francuski rolnik nie jest tak uzależniony od niskich cen mleka w proszku jak jego polski kolega po fachu. Poza tym, w tych państwach dobrze funkcjonuje narodowy system wspomagania rolnictwa. Jest pewne, że gdyby Bruksela zgodziła się na to, aby 660 milionów złotych – taka była łączna wysokość kar dla tych polskich rolników, którzy przekroczyli swoje limity – zostało zapłacone z budżetu państwa, to skutki kryzysu panującego w branży w 2015 roku oraz w pierwszej połowie następnego roku, byłyby znacznie mniej bolesne. Trzeba tutaj dodać, że te kary były prostym następstwem niekorzystnej kwoty narodowej ustalonej w negocjacjach związanych z akcesją Polski do UE. Wszak przyznana Polsce kwota hurtowa wyniosła 8,5 miliarda litrów. A przecież w 1989 roku skup i przerób mleka był o ponad 3 miliardy wyższy. I dopiero w tym roku szacuję, że w skupie mleka pobijemy o około 200–300 milionów litrów rekord skupu z 1989 roku. Wracając do tematu nieszczęsnych kar, to o pokrycie ich z budżetu państwa zabiegał Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich, a minister Krzysztof Jurgiel nie tylko zaakceptował nasze rozwiązanie, ale też przekonał premier Beatę Szydło i innych ministrów, że zapłata kar za rolników jest zgodna z polską racją stanu. Jednak Bruksela powiedziała stanowcze: nie – chociaż nie ponosiła kosztów tego rozwiązania, które by ulżyło także zakładom mleczarskim. Wszak to owe zakłady najpierw musiały wyłożyć pieniądze na zapłacenie kar i były odpowiedzialne za terminowe wpłaty. A to oznaczało, że musiały być bezwzględne wobec ukaranych rolników, którym często brakowało pieniędzy nie tylko na podtrzymanie produkcji, lecz także na zaspokojenie podstawowych potrzeb ich rodzin. Dobrze, że Bruksela przystała na zapłacenie tych kar w trzech ratach. Chociaż te kary na raty także wpłynęły na obniżenie konkurencyjności polskiego sektora produkcji i przetwórstwa mleka wobec wymienionej wcześniej konkurencji.


Kary to już historia, chociaż bolesna. Teraz polskie mleczarstwo prześladują olbrzymie zapasy mleka w proszku?

– Od prawie dwóch lat Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich wspólnie z Krajowym Stowarzyszeniem Mleczarzy postuluje, aby te olbrzymie zapasy mleka w proszku przeznaczyć na pasze oraz, by posłużyły jako efektywny oręż w walce z biedą. A więc trafiły do państw, w których olbrzymia rzesza biedaków musi utrzymać się wraz z rodzinami z przysłowiowego dolara dziennie albo tam, gdzie panuje wojna i gdzie szaleją klęski żywiołowe. Niech to mleko trafi do setek tysięcy uchodźców oczekujących na cud, koczujących w olbrzymich obozach na pustkowiu. Jednak na takie rozwiązanie Bruksela – tak łaskawa dla tych uchodźców, którzy dotarli do UE – nie wyraża zgody. Głównym kierunkiem zagospodarowania tych nadwyżek powinny być jednak pasze, co oznacza, że mleko w proszku mogłoby zastąpić soję. Owszem, jest to rozwiązanie wymagające dopłaty z budżetu unijnego. Ale chodzi tylko o to, by ponad 300 tysięcy ton mleka w proszku stało się zamiennikiem białka sojowego. A przecież Unia rocznie importuje ponad 14,5 miliona ton soi. Warto więc nieco zmniejszyć dofinansowanie amerykańskich, brazylijskich, argentyńskich plantatorów soi, by zrobić porządek na unijnym rynku mleka. Takiego rozwiązania oczekują nie tylko polscy rolnicy, ale też z innych państw UE. Moim zdaniem, trzeba ponad 300 milionów euro dopłaty, aby zrównać cenę tego proszku przeznaczonego na pasze z soją. Unię stać na takie rozwiązanie. Wszak nie tak dawno unijni urzędnicy wyrzucili w błoto koło 180 milionów euro za późno płacąc za ograniczenia w produkcji mleka. A więc wtedy, gdy kryzys na rynku mleka był przełamany, bowiem pojawiła się hossa i spory popyt na mleko surowe. Teraz zaś, gdy potrzebna jest szybka decyzja, to Bruksela zwleka albo proponuje nieefektywne zastępcze rozwiązania. Należy tutaj przypomnieć, że nasze postulaty związane z zagospodarowaniem zapasów mleka w proszku gwarantują powrót do normalności w całym unijnym mleczarstwie, a przede wszystkim gwarantują wzrost cen skupu mleka i likwidują niepewność ekonomiczną obecnie panującą w branży. Ową normalność widzę skromnie, a więc powrót do cen odtłuszczonego mleka w proszku na poziomie 1700–1800 euro za tonę. Pragnę tutaj dodać, że na problem zagospodarowania mleka w proszku pochodzącego z unijnej interwencji tak samo patrzy minister Krzysztof Jurgiel oraz przewodniczący Komisji Rolnictwa Parlamentu Europejskiego – europoseł Czesław Siekierski.


Stosunkowe przyzwoite są jeszcze ceny masła?

– Rozmawiamy 18 kwietnia – masło w blokach jest obecnie wyceniane na ok. 22–23 zł/kg. Tak było kupowane jeszcze kilka dni temu. Ale obecnie na taką cenę nie ma chętnych. I znowu zanosi się, że jego cena może spaść do 21 złotych, a może nawet niżej. Chociaż na nowozelandzkiej giełdzie Fonterra odnotowano wzrost cen masła. Te spadki i wzrosty cen masła, które obserwujemy od początku tego roku mają, moim zdaniem, charakter wybitnie spekulacyjny. Gdyby źródłem cen masła na poziomie 22–23 zł za kilogram był popyt na masło na rynku rosyjskim, to mógłbym mówić o dobrej stabilizacji w polskim mleczarstwie. Wszak najlepiej produkcja masła w Polsce, a także sera twardego, miała się wówczas, gdy otwarty był dla nas rynek Federacji Rosyjskiej. Wszak eksport tych produktów rósł z roku na rok, a sporo inwestycji w polskim mleczarstwie, i to nie tylko spółdzielczym, powstało z myślą o rynku rosyjskim. Uważam, że straty poniesione przez polskich producentów i przetwórców mleka na skutek nałożenia rosyjskiego embargu na unijną żywność, które było prostą odpowiedzią na rosyjskie sankcje, były bardzo dotkliwe. Więcej, uważam, że byliśmy w grupie najbardziej poszkodowanych państw UE, a z tytułu rosyjskiego embarga nie otrzymaliśmy żadnej rekompensaty. Jednak nadal mam nadzieję, że wrócimy na rosyjski rynek z wyrobami z polskiego mleka. Wszak Rosja, mimo że gwałtownie rozwija produkcję mleka, musi rocznie importować kolosalną ilość wyrobów mlecznych – stanowiących ekwiwalent 9 miliardów litrów mleka. I nadal ten kraj jest największym na świecie rynkiem zbytu dla masła i sera twardego.


Z naszej rozmowy wynika niezbicie, że obecny minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel dba o interesy polskiego mleczarstwa.

– Pragnę tutaj wyraźnie podkreślić, że minister Krzysztof Jurgiel bardzo angażuje się w problemy trapiące polskie mleczarstwo. Spotyka się też systematycznie z szerokim gronem spółdzielców, a wnioski płynące z tych debat przekazuje na forum rządowym, a także do Komisji Europejskiej. A jeżeli z nagła pojawi się jakiś palący problem, to zawsze drzwi ministerialnego gabinetu są otwarte dla mleczarzy. Owszem, wszystkiego nie da się załatwić, ale minister Jurgiel jest odpowiedzialnym politykiem i na nasze kłopoty z mlekiem w proszku nie proponuje nam takich rozwiązań, jakie miały miejsce w przeszłości – „radźcie sobie sami”.

Mimo że jesteśmy poważnym graczem w unijnym mleczarstwie, to bardzo trudno jest wejść z najlepiej spieniężalnymi produktami mleczarskimi na rynki wewnętrzne takich państw jak Niemcy, Holandia, Francja, Dania czy też Włochy.

– No cóż, w tych państwach istnieje wysoka świadomość konsumencka, ściślej rzecz mówiąc, można nawet nazwać to bardziej obrazowo: patriotyzm konsumencki. Udowodnione jest, że np. niemiecka gospodyni prawie zawsze sięgnie po niemiecki wyrób na półce, mimo że obok leży tańszy zamiennik z importu, często jakościowo przewyższający wyrób niemiecki. Polskim konsumentom daleko jest jeszcze do tak rozumianego patriotyzmu konsumenckiego. Trudno jest też nam sprzedawać swoje wysoko przetworzone produkty skoro w tych państwach, które wymieniłem, nie działają polskie sieci handlowe. Poza tym tam rolnicy dbają o to, by jak najwięcej wyprodukowanej żywności zostało sprzedanej w kraju i często blokują drogi, aby nie dopuścić do nadmiernego jej importu. No i politycy także gorąco apelują o jedzenie swojej żywności. Zaś żywności z importu – także tej z Polski, przypisują naganne i nieprawdziwe właściwości. Wypada tutaj wspomnieć czeskiego premiera, czy też minister rolnictwa Danii. Natomiast działające w Polsce obce sieci handlowe bez skrupułów wprowadzają na półki swoje produkty i nic na to nie poradzimy.

Poza tym, owe sieci handlowe nadal stosują w Polsce złe praktyki wobec polskich producentów i przetwórców. Nadal aktualne są opłaty za lepsze miejsce na półce, czy też za gazetki reklamowe. Nadal obowiązują rabaty z okazji urodzin i inne mechanizmy utrudniające handel.

– Mam nadzieję, że wkrótce Komisja Europejska wyeliminuje te złe praktyki, bowiem prawo krajowe nie może sobie poradzić. Unijna dyrektywa, która będzie obowiązywała w każdym państwie UE ma między innymi zakazać opóźnionych płatności, anulowania zamówień w ostatniej chwili, jednostronnej zmiany warunków umowy czy też żądania od dostawców zapłaty za zmarnowane produkty. Natomiast opłaty za reklamowanie w gazetce czy też za przedłużenie kontraktów będą mogły być stosowane tylko pod warunkiem, że będą przewidziane we wcześniej zawartej umowie.

Zbliża się kolejna POLAGRA-FOOD, ale odbędzie się ona po raz pierwszy wiosną a nie jesienią. Czy to jest dobry termin dla targów mleczarskich?

– No cóż, z punktu widzenia kalendarza produkcji żywności nie jest to zły termin. Wszak wiosną na polach, w sadach i ogrodach, dominuje soczysta zieleń. A ci co mają użytki zielone wyprowadzają krowy na pastwisko. Zwiększa się też nieco produkcja mleka, która ciągle ma charakter sezonowy, chociaż ta sezonowość jest znacznie mniejsza niż kilkanaście lat temu. Ale jeszcze wynosi około 20 procent. Organizowane w tym terminie targi na pewno odwiedzi więcej konsumentów. Mogą one przyczynić się też do wzmocnienia pozycji na rynku napojów w czasie letnich upałów: fermentowanych napojów mleczarskich, deserów mlecznych oraz lodów z prawdziwej śmietanki. To jest też dobry czas na kompozycje mleczarskie ze świeżymi owocami, choćby z polską truskawką czy też z polską maliną, jagodą czy też wiśnią. Przecież wspomniane napoje fermentowane, prawdziwe lody, desery mleczarskie czy też wspomniane kompozycje z owocami mogą, a właściwie muszą, skutecznie konkurować z tzw. śmieciowymi przekąskami czy też niezdrowymi napojami. Warto, by na stałe trafiły do letniej diety dzieci i młodzieży, zapewniając wyborny smak i zdrowie. Ale same targi nie ogarną tak szerokiej promocji, chociaż według amerykańskich badań są one najbardziej efektywnym źródłem promocji żywności wśród konsumentów, bowiem stwarzają bezpośredni kontakt konsumenta z producentem żywności. Są one też dobrym miejscem dla testowania nowości. Potrzebne jest też wsparcie działań targowych. Na pewno są firmy mleczarskie, które mają własne pieniądze, i to niemałe, na promocje swoich wyrobów. I to jest pierwszy filar tego wsparcia. Natomiast drugim, muszą być pieniądze z Funduszu Promocji Mleka. Dlatego niezbędne jest też, aby środki z Funduszu Promocji Mleka w większości były kierowane na wzrost konsumpcji mleka i jego przetworów, szczególnie wśród dzieci i młodzieży. Wszak smakowitym jogurtem owocowym, serkiem smakowym, deserem czy też lodem z prawdziwej śmietanki, najbardziej można przekonać młodych ludzi do zdrowotnych i smakowych walorów mleka. W czasie wakacji powinno być też modne grillowanie niektórych gatunków sera czy też robienie zapiekanek z sera z dodatkiem warzyw. Gra jest prosta: gdy spożycie na jednego obywatela będzie wynosiło – w ekwiwalencie wszystkich produktów – około 300 litrów mleka, wówczas Polacy będą zdrowsi, a na rynku mleka zapanuje znacznie większa stabilizacja. Rzecz jasna mam tutaj na myśli taką stabilizację, która zapewni opłacalne ceny zbytu zakładom mleczarskim, co się przełoży na satysfakcjonujące ceny skupu mleka.


Dziękujemy za rozmowę.

(fot. KZSM)

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
25. kwiecień 2024 00:53