StoryEditorŻywienie krów

Buraki pastewne jako podstawa karmienia krów mlecznych

11.01.2019., 20:01h
Jan Żejmo na swoje konto zaczął gospodarzyć ponad 47 lat temu. Wciąż w formie, wciąż czynnie pracuje w gospodarstwie, głównie przy zwierzętach. Chętnie dzieli się doświadczeniami, z których wynika, że do wielu rzeczy po latach wracamy. Od 1991 roku gospodarstwo prowadzi wspólnie z synem Jerzym i synową.
Buraki pastewne w gospodarstwie Jana Żejmo stosowane są w żywieniu bydła od zawsze. Dostają je tylko krowy mleczne. Dlaczego burak pastewny? Burak jest stworzony dla krów mlecznych, napędza produkcję mleka, zawiera i cukier, i energię. Dzięki temu wpływa na zwiększenie zawartości tłuszczu i białka w mleku – wyjaśnia hodowca. – Kiedyś podstawą w żywieniu były buraki i siano, a tu na piachach sadziliśmy jeszcze brukiew.

Jak najwięcej własnych pasz

Krowy chętnie jedzą buraki, bo są soczyste. W gospodarstwie w Ruszajnach skarmiane są w formie świeżej, po uprzednim rozdrobnieniu, żeby lepiej radziły sobie z nimi pierwiastki, bo przy podawaniu w całości miałyby problem z ich pogryzieniem.

Zawsze mamy około 45 sztuk krów dojnych i codziennie dostają 12–15 kg buraków na sztukę, w dwóch dawkach, czyli rano około 6–7 kg i wieczorem podobnie, do tego sianokiszonka i treściwe. Treściwe pół na pół tzn. połowa dawki to własna śruta, a druga połowa to dodatek pasz pełnoporcjowych, przeważnie koncentraty. Dodatkowo minerały, wapno w postaci kredy pastewnej, siana bardzo mało – wyjaśnia hodowca. – Jak najmniej pasz przemysłowych, a jak najwięcej własnych – dodaje.

Od lat uprawiamy jedną odmianę czerwone Rekord Poly, sprawdziły się na naszych słabych stanowiskach. Najlepiej rosną, dają wysoki plon, są łatwe do zbioru ręcznego i co ważne, zanieczyszczenie korzeni ziemią jest bardzo małe. W gospodarstwie co roku sieje się 70–80 arów, przy średnich plonach około 600–700 q z tego areału. Taka ilość zabezpiecza zapotrzebowanie stada. Fakt, buraki są trochę pracochłonne szczególnie przy przerywaniu, ale warto je mieć. Większy problem mamy ze zwierzyną, dlatego buraki musimy ogradzać siatką, bo zwierzyny mamy tu tak dużo, że i dziki, i sarny, podchodzą pod dom. Był jeleń, który przychodził zawsze na kiszonkę, a jak mieliśmy ogrodzone przeskakiwał przez siatkę, kombinował i podchodził z różnych stron – opowiada pan Jan.

Ratuje nas obornik

Większość gleb w gospodarstwie to klasa VI, V trochę IV i niewielkie kawałki III, więc wybór roślin do uprawy też nieco ograniczony. VI klasa to głównie pastwiska. Jeżeli chodzi o zboża, to tylko pszenżyto, żyto i mieszanki, czasem gdzieś na piachu sieją jeszcze sam owies. Ale przeważnie owies z jęczmieniem, bo razem doskonale uzupełniają się i nawet na słabej glebie wychodzą dobrze. Przy tych klasach gleb znaczącą rolę odgrywa obornik, który jest regularnie wywożony na każde pole.

Obornik ratuje nas mocno, bo nawet przy dużej suszy ziemia ma trochę więcej wilgoci i dłużej ją trzyma i jakoś tam wszystko rośnie – wyjaśnia hodowca. – Obornik zawsze dajemy jesienią, jest z tym dużo pracy, ale są też efekty – dodaje.



  • Burak napędza produkcję mleka
Kiedyś sialiśmy kukurydzę, ale z każdym rokiem było większe ryzyko utraty plonów. Żerujące zwierzęta miejscami potrafiły doszczętnie zniszczyć plantacje. Za duże koszty i za dużo nerwów – dodaje pan Żejmo. – Bezpieczniej i pewniej jest jak kupujemy śrutę kukurydzianą. Jeżeli chodzi o zboże, to kiedyś śrutowaliśmy, później zaczęliśmy gnieść i od kiedy podajemy zwierzętom zboże gniecione, nie ma żadnych problemów żołądkowych – podkreśla pan Jan.

Bez wozu można żyć

Łącznie w gospodarstwie przebywa ponad 90 sztuk bydła, około 45 krów, reszta to młodzież.

Przeważają tu mieszańce z simentalem. Które w opinii gospodarza dają trochę mniej mleka, ale wyróżniają się długowiecznością, odpornością na choroby. Szybciej się zacielają i nie mają problemów przy wycieleniach.

W gospodarstwie nie ma wozu paszowego, bo nie zdałby egzaminu. Dlaczego?

Przy wozie byłoby więcej pracy, bo obora jest mała, ma wąskie korytarze, więc nawet nie wjechałby do obory, więc tak czy inaczej wozilibyśmy wszystko z wozu paszowego taczkami – tłumaczy rolnik.

Jeszcze trzy lata temu mieliśmy oborę na głębokiej ściółce, ale zrezygnowaliśmy, bo był problem ze słomą. Syn Jerzy przez cały sierpień zwoził do gospodarstwa zapasy słomy skąd tylko się dało, było to bardzo uciążliwe – wspomina Jan Żejmo.

W sezonie wiosenno-letnim pracy w gospodarstwie nie brakuje. Kiszonki z traw zawsze robione są w pryzmie. Koszty wyprodukowania niższe, strat mniej i pasza bardziej jednolita, dzięki temu nie ma problemów ze zbilansowaniem dawki pokarmowej. Co roku w gospodarstwie w Ruszajnach powstaje 5 silosów, każdy o długości 50 metrów i około 7,5 metra szerokości. 2 silosy to trawy z pierwszego pokosu, mniej więcej materiał z 15 ha mieści się w każdym silosie – wyjaśnia Jan Żejmo. Drugi pokos jest w kolejnym, wyższym silosie i trzeci pokos to kolejne silosy.

Dr inż. Monika Kopaczel-Radziulewicz
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
20. kwiecień 2024 14:23