StoryEditorSpółdzielnia mleczarska

Mijający rok był bardzo dobry dla branży mleczarskiej - rozmowa ze Stanisławem Skórą prezesem OSM Włoszczowa

27.12.2017., 16:12h
Ze Stanisławem Skórą – prezesem Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej we Włoszczowie rozmawia Andrzej Rutkowski
Kończy się rok 2017, jaki to był czas dla mleczarstwa, a w szczególności OSM Włoszczowa i jej dostawców?

– Nie ma co narzekać, gdyż mijający rok był bardzo dobry dla branży mleczarskiej, szkoda tylko, że taki krótki. Właściwie przez okres półtora roku mogliśmy płacić rolnikom znacznie więcej za mleko niż przez dwa lata kryzysu. Były to ceny o 35% wyższe w ujęciu rocznym. Dzięki temu dostawcy złapali wiatr w żagle i po bardzo ciężkich latach zaczęli inwestować. To pozwoliło na dość znaczny wzrost dynamiki skupu mleka, która u nas wynosi 8% w skali roku. Już mogę powiedzieć, że w roku 2017 po raz pierwszy przekroczymy 200 mln litrów skupu mleka. Ta rekordowa ilość surowca od naszych dostawców pozwoliła wyeliminować mleko przerzutowe, które, co tu dużo mówić jakościowo odbiega od własnego surowca. Samowystarczalność pod względem przerabianego surowca to duży atut, a trzeba przyznać, że były lata, w których musieliśmy kupować znaczne ilości mleka przerzutowego.


Dynamika skupu rośnie, więc trzeba się tylko cieszyć.

– No właśnie nie do końca. Z jednej strony cieszymy się z takiej dynamiki skupu, a z drugiej, obawiamy, ponieważ widzimy, że sytuacja po nowym roku się pogorszy, ceny polecą w dół. Już ceny artykułów mleczarskich spadają. Ma to m.in. związek z dużymi wrzutkami serów żółtych z Niemiec po znacznie zaniżonych cenach tzw. dumpingowych, a więc wpisujących się w nieuczciwą konkurencję. Z jednej strony narzekamy na Niemców, ale nie widzimy swojej winy, bo przecież ktoś te sery u nas w kraju kupuje, omamiony krótkowzroczną wizją szybkiego wzbogacenia, jednocześnie przyczyniając się do psucia całego rynku. Jest to nic innego jak podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Ceny serów lecą w dół, a w naszym przypadku jest to sprawa bardzo istotna, gdyż to sery są naszą podstawową produkcją.



  • OSM Włoszczowa skupuje mleko z 6 województw: świętokrzyskiego (40%), opolskiego, śląskiego, łódzkiego, małopolskiego i wielkopolskiego


Czy już wcześniej były oznaki, które wskazywały, że sytuacja ulegnie pogorszeniu?

– Patrząc na powtarzające się dobre i złe cykle na rynku mleka, należało się spodziewać, że prędzej czy później sytuacja się pogorszy, bo przecież była i jeszcze jest bardzo dobra. We Włoszczowie osiągnęliśmy cenę najlepszą w historii, chodzi tu o cenę średnią roczną, której dokładnie nie znamy, wszak został nam jeszcze grudzień, ale będzie to ok. 1,50 zł netto. Mamy jednak poważne obawy co dalej. W UE zgromadzono ogromne zapasy odtłuszczonego proszku mlecznego ok. 400 tys. ton. Prędzej czy później wypłyną one na rynek, co będzie ciosem nie tylko dla polskiego czy europejskiego, ale światowego mleczarstwa. Najgorsze jest to, że nikt nie ma pomysłu co z tymi zapasami zrobić. Sam również nie widzę dobrego rozwiązania. Pomysł przeznaczenia tych zapasów na paszę ze stratą też nie do końca jest dobry, bo bieżąca produkcja i tak ucierpi, z której przecież idzie mleko na paszę. To pokazuje, że nie było sensu likwidacji kwot mlecznych, które jednak dobrze regulowały rynek.


Skup mleka rośnie, pomimo że dostawców ubywa.

–Dokładnie tak. W tym roku ubyło nam ponad 100 dostawców i mamy ich obecnie 1580. Głównie z produkcji rezygnują gospodarstwa mniejsze lub te, gdzie nie ma następcy, a następcy nie ma głównie tam, gdzie produkcja jest zbyt niska ażeby się z niej utrzymać, a jednocześnie nie ma warunków do rozwoju. Z kolei rozwijają się te średnie, to tam widzimy inwestycje również w postaci nowych obór. Jest to zazwyczaj skok z 20–30 krów na uwięzi do 40–50 krów chowanych luzem. Zmienia się zatem nie tylko skala, ale i system utrzymania. Przeważnie inwestują te gospodarstwa, gdzie jest następca, często premia dla młodego rolnika jest motorem napędowym do dalszego rozwoju. Nie jest również tajemnicą, że dostarczają do nas mleko duże firmy w ilości nawet kilkunastu mln litrów mleka rocznie tak że rozrzut wielkości dostaw jest znaczny: od kilku tysięcy do kilkunastu mln rocznie.




Czy mleczarnia wspiera rolników w ich inwestycjach?

– Tak, kredytujemy na bardzo korzystnych warunkach zakup materiału hodowlanego oraz wymianę sprzętu niezbędnego do pozyskania i zmagazynowania mleka jak: hale udojowe, dojarki przewodowe czy też schładzalniki. W tym roku z takiego wsparcia skorzystało ponad 30 dostawców. To stosunkowo niedużo, ponieważ były lata, w których udzielaliśmy nawet 60–70 pożyczek. Spadek zainteresowania wiąże się z wysokimi cenami materiału hodowlanego, jakie zresztą wynikają z wysokich cen mleka. Ceny jałówek cielnych z 4,5–5 tys. zł wzrosły aż do 7 tys. zł za sztukę. Zmieniło się też myślenie rolników, którzy wolą swój materiał hodowlany. Wyłożenie kasy na jałówki znacznie winduje koszty produkcji mleka. Własny materiał hodowlany, z perspektywą jego sprzedaży w przyszłości, te koszty znacznie pomniejsza. Fundusz kredytowy przydał się jeszcze w jednym przypadku, a mianowicie, przy rozłożeniu kar za nadprodukcję na dodatkowe raty. Wszak byli rolnicy z tak dużymi karami do zapłacenia, że nawet przy rozłożeniu na trzy standardowe raty trzeba byłoby zabrać im całą miesięczną wypłatę, czego nie mogliśmy przecież zrobić.


Lepsze ceny mleka motywują rolników do inwestycji, a jak sytuacja wygląda w samym zakładzie?
–Po chudych latach w dobrym roku 2017 mogliśmy zrobić to, co wcześniej odłożyliśmy w czasie. Chodzi głównie o niezbędne remonty, modernizacje, a także inwestycje. Zaskoczeni bardzo dobrą sprzedażą tradycyjnych twarogów, czyli tzw. krajanki, podjęliśmy decyzję o zwiększeniu jej produkcji, na tyle, ile jest to możliwe, co wiąże się z rozbudową hali produkcyjnej oraz magazynu w zakładzie w Pawłowicach. Prace trwają i już w pierwszym kwartale przyszłego roku nowa część powinna zostać oddana do użytku. Będziemy mogli produkować nawet o 100% więcej twarogu, który również eksportujemy, gdzie mogłoby się wydawać, że jest to dość problemowe ze względu na stosunkowo krótki termin przydatności do spożycia. W zakładzie głównym we Włoszczowie poczyniliśmy inwestycje w zakresie pakowania serów. Co do spraw bliskich rolnikom, to zakupiliśmy trzy specjalistyczne zestawy samochodowe do odbioru mleka.


Nie samym serem, jak mogłoby się wydawać, Włoszczowa stoi?

– Każdy kojarzy nas z produkcją serów. Jednak niemało, bo 40% w sprzedaży mamy galanterii, pozostałe 60% są to sery. Prawdą jest oczywiście, że to głównie wynik sprzedaży serów rzutuje na cenę, jaką możemy zaoferować za mleko w skupie. Duże znaczenie ma też dla nas eksport, bez którego nie byłoby tak dobrej ceny dla rolników. Co prawda ilościowo eksport w roku 2017 zmniejszył się w stosunku do roku 2016, ale wartościowo wzrósł. Ma to związek z tym, że nie musieliśmy już sprzedawać mleka przerzutowego na Białoruś.


Czy w najbliższym czasie możemy spodziewać się nowości na rynku z logiem OSM Włoszczowa?

– Nie wchodzimy na rynek z nowymi produktami, bo zbudowanie ich marki jest bardzo kosztowne, nie mówiąc już o inwestycjach w maszyny czy też opakowania. Raczej staramy się umocnić te pozycje, które mamy w ofercie, głównie za sprawą wysokiej jakości, która przyciąga klienta. Bardzo dobrze sprzedaje się ser „Włoszczowski Max” typu szwajcarskiego z dużymi dziurami, jak i również popularna gouda. Powoli rozwijamy sprzedaż sera długodojrzewającego „Czarna Perła”, jaki produkowany jest u nas od 3 lat. Z tym, że jest to produkt z wyższej półki, bo dojrzewa minimum pół roku, zatem jego cena jest dość wysoka dla przeciętnego Kowalskiego. Przy czym tu bardzo wysoką marże narzucają sieci handlowe. Im lepszy, bardziej ekskluzywny produkt tym sieci chcą mieć na nim większy zysk i tak np. my sprzedajemy „Czarną Perłę” po 25 zł za kg, a na sklepowej półce kosztuje 60 zł za kg, co dla wielu jest ceną zaporową.



  • OSM Włoszczowa zatrudnia 330 pracowników, a rocznie produkuje 15,5 tys. ton serów żółtych


Większość produktów sprzedajecie przy współpracy z dużymi sieciami handlowymi?

– Tak, bo inaczej się nie da. Kiedyś, gdy sieci handlowe były w powijakach, to brały przykład z rynku tradycyjnego, patrzyły co tam najlepiej się sprzedaje i wprowadzały do swojej oferty. Dziś jest na odwrót, to wszyscy inni biorą wzór z sieci. Przy czym my zdecydowaną większość artykułów sprzedajemy pod własną marką, tylko nieznaczące ilości idą pod marką sklepów. Nie robimy tego z prostego powodu ponieważ jest to sprzeczne z umacnianiem własnej marki. Z drugiej strony sieci wymuszają na producentach, aby chociaż część produktów, które kupują były pod ich marką.

Dziękuję za rozmowę

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
17. kwiecień 2024 00:11