StoryEditorSpółdzielnia mleczarska

OSM Końskie: Współpraca ponad podziałami

17.10.2018., 15:10h
– Taka była idea spółdzielni, nie głosuje się kapitałem – wielkością udziałów, a osobą. Dzięki temu każdy rolnik i mały i duży ma taki sam wpływ na działanie swojej spółdzielni. To właśnie jest siłą i spowodowało, że spółdzielczość mleczarska przetrwała do dzisiaj w obecnej formie. Niestety, nie ma już dzisiaj spółdzielni przetwarzających owoce i warzywa, a sytuacja ich producentów jest dalece trudniejsza na rynku niż producentów  mleka – mówi Wiesław Stępień - prezes Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Końskich
Z Wiesławem Stępniem – prezesem Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Końskich rozmawiają Andrzej Rutkowski i Krzysztof Wróblewski

Mamy za sobą już trzy kwartały roku 2018, jaki był to czas dla mleczarstwa, a w szczególności OSM w Końskich?

– Jest jeszcze zbyt wcześnie na konkretne podsumowania, jednak zaczyna być coraz lepiej. Początek roku nie był łatwy, nie byliśmy w stanie utrzymać cen z końca poprzedniego roku. Mieliśmy ogromne zapasy mleka w proszku, z którymi tak naprawdę jeszcze się nie uporaliśmy. Ceny proszku na poziomie 5 zł/kg nie dawały zadowalającego przychodu, dlatego wypłaty dla rolników były mniejsze od oczekiwań, ale nie tylko u nas. Jednak z miesiąca na miesiąc notowaliśmy coraz lepsze wyniki ze sprzedaży produktów tłuszczowych, a więc masła i śmietany. Sytuacja poprawiła się na tyle, że od października wprowadzamy pierwszą w tym roku podwyżkę średnio 8 gr od litra, a mam nadzieję, że nie  ostatnią


Z produktami tłuszczowymi też nie do końca jest tak kolorowo, bo wbrew prognozom ceny znów wyhamowały.

– Teraz właśnie mamy do czynienia z korektą cen w dół, może nie dotyczy to w tak dużej mierze naszego masła jak śmietany przerzutowej, którą nie tak dawno sprzedawaliśmy po 31 groszy za jednostkę, a dziś już tylko po 24. Ceny masła też wyhamowały, jednak nasze masło dzięki dobrej jakości wyszło obronną ręką. Przeszła fala paniki, ale wstrzymaliśmy się z obniżką cen i masło z Końskich nadal sprzedaje się po średniej cenie  24 zł/kg, oczywiście masło w kostkach. Jest to poziom sprzedaży ok. 100 ton miesięcznie, zatem dużo jak na naszą firmę, oczywiście sprzedawaliśmy więcej bo i 150–180 ton masła miesięcznie, ale w momentach kryzysowych schodziliśmy do poziomu 50 ton. Szczególnie nasze masło „Szlachetne” ma szeroką grupę konsumentów, stanowi 70% w strukturze sprzedaży, zaś pozostałe 30% to wcale nie gorsze masło „Zielona łączka”.



  • Prezes Wiesław Stępień w nadchodzących wyborach samorządowych ubiega się o mandat radnego w sejmiku województwa świętokrzyskiego. Jest bezpartyjny, ale utożsamia się z ruchem ludowym. Wiesława Stępnia można znaleźć na liście wyborczej nr 2 PSL – miejsce  1, w okręgu wyborczym nr 2, który tworzą następujące powiaty: konecki, skarżyski i starachowicki.


Czy ciepłe i długie lato sprzyjało wzrostowi sprzedaży napojów fermentowanych?

– Skłamałbym mówiąc, że zostały spełnione nasze oczekiwania. Wszak lato było bardzo gorące, a w sprzedaży napojów fermentowanych odnotowaliśmy nieznaczną dynamikę. Cieszy nas jednak, że w ujęciu rocznym wzrost sprzedaży tego asortymentu wyniesie ok. 5%.


Czy wzrost sprzedaży dotyczy także mleka w butelkach pet, którego byliście pionierami na polskim rynku?

– W tym przypadku utrzymujemy stały roczny poziom sprzedaży wynoszący 18 mln litrów. Można by zwiększyć tę ilość, ale pytanie, jakim kosztem. Dziwię się, jak niektórzy tanio sprzedają mleko, robiąc to za wszelką cenę, na czym korzystają jedynie sieci handlowe.


Od kiedy pracuje pan w koneckiej spółdzielni mleczarskiej i ilu wtedy było dostawców  mleka?

– Od zawsze, a tak na poważnie od 1982 roku. Była to moja pierwsza praca, jaką podjąłem zaraz po ukończonych studiach zootechnicznych na SGGW w Warszawie. Zaczynałem w dziale skupu. Pomimo, że skupowaliśmy wtedy mleko tylko z terenu powiatu koneckiego to i tak dostawców mieliśmy niemało bo 5 tys., a skup mleka był na poziomie ok. 25 mln rocznie. Natomiast w latach 90. po przemianach ustrojowych nie wszyscy sobie radzili, szereg sąsiednich spółdzielni mleczarskich padło i w krótkim czasie przejęliśmy ich dostawców. Również wyhamowanie przemysłu sprawiło, że wielu małych gospodarzy nie znajdując zatrudnienia poza gospodarstwem poszło w kierunku mleka. Wtedy też rekordowa ilość naszych dostawców wynosiła aż 17 tys. Skup opierał się na zlewniach mleka.

Z 16 dużych zlewni doszliśmy aż do  90 zlewni, a na największej przyjmowano mleko aż od 800 rolników. Później zlewnie zastąpiliśmy stacjami schładzania mleka, które tym różniły się od zlewni, że tu już nie wozak woził mleko z kilku miejscowości, a rolnicy sami w obrębie jednej miejscowości. Aby utrzymać bazę surowcową opartą w dużej mierze na małych gospodarstwach i aby żadnego rolnika nie odrzucić w dobie wchodzenia do UE, osiągnęliśmy poziom aż  150 stacji schładzania. Obecnie zostało jeszcze prawie 60 z nich.


Stacji schładzania ubywa, ale nie mleka?

– Tak. Stacje były okresem przejściowym, kosztownym dla spółdzielni, bo musieliśmy zainwestować w zakup schładzalników i przystosowanie pomieszczeń. Dziś znaczną większość bo 90% mleka kupujemy z gospodarstw posiadających własne schładzalniki, a więc tych większych, takich dostawców z bezpośrednim odbiorem mamy 1900. Na stacji schładzania pozostaje 700 rolników. Jak wszędzie tak i u nas zachodzą procesy powiększania gospodarstw, z tym że w świętokrzyskim ten proces przebiega wolniej ze względu na większe rozdrobnienie oraz wyhamowany obrót ziemią, łatwiej można wydzierżawić, a znacznie trudniej kupić.


Spółdzielnie działają na zasadach samorządowych, decyzje zawsze są podejmowane w porozumieniu z członkami, czyli właścicielami.

– Taka była idea spółdzielni, jest to czysta spółdzielczość tzw. wiedeńska, czyli nie głosuje się kapitałem – wielkością udziałów, a osobą. Dzięki temu każdy rolnik i mały i duży ma taki sam wpływ na działanie swojej spółdzielni. To właśnie jest siłą i spowodowało, że spółdzielczość mleczarska przetrwała do dzisiaj w obecnej formie. Inaczej jest w spółkach, gdzie jeden może podejmować decyzję za wszystkich pozostałych, jeśli ma większościowy pakiet. Niestety, nie ma już dzisiaj spółdzielni przetwarzających owoce i warzywa, a sytuacja ich producentów jest dalece trudniejsza na rynku niż producentów  mleka.


Zbliżają się wybory samorządowe, w których wystartuje pan po raz kolejny ubiegając się o mandat w sejmiku województwa świętokrzyskiego.

– Tak, to będzie mój czwarty start do sejmiku, w którym zasiadam od dwóch kadencji jako bezpartyjny działacz ruchu ludowego. W najbliższych wyborach samorządowych po raz kolejny wzmocnię PSL startując z listy tej partii z numerem jeden w okręgu wyborczym nr 2 skupiającym trzy powiaty: konecki, starachowicki i skarżyski. W sprawach pilnych, które ułatwią życie mieszkańcom, jak np. nowe drogi czy miejsca pracy, chcę szukać porozumienia ze wszystkimi bez względu na opcję polityczną. O tym, że do PSL-u jest mi najbliżej zadecydowało moje pochodzenie wszak jestem chłopskim synem. Zarządzając spółdzielnią mleczarską na co dzień spotykam się z problemami rolników, jak i pracowników, nie są mi obce sprawy dla nich ważne. Zawsze oferuję rozmowę i chęć pomocy każdemu.


Cztery lata temu w wyborach do sejmiku uzyskał pan jeden z najlepszych wyników w regionie?

– Tak, zdobyłem prawie 6 tys. głosów, wyborcy mi zaufali. Powiat skarżyski i starachowicki to powiaty robotnicze, a konecki rolniczo-robotniczy. Sejmik świętokrzyski jest ewenementem w skali kraju, bo rządzonym przez PSL, na 30 radnych 17 jest z PSL-u. Dzięki temu wiele ważnych spraw można zrealizować bez kupczenia. Do samorządu terytorialnego poszedłem, aby przenieść swoje doświadczenia z samorządu spółdzielczego.


Dziękujemy za rozmowę.

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
16. kwiecień 2024 06:06