StoryEditorWiadomości rolnicze

Moja sześćdziesiątka pracuje na wodór

04.01.2016., 14:01h
Wielkie koncerny wykładają krocie na badania związane z wykorzystaniem wodoru do zasilania pojazdów i ciągników. Ich zdaniem, gaz ten może być paliwem przyszłości, bo ma wysoką wartość energetyczną, jest łatwy w pozyskiwaniu, a jego spalanie jest neutralne dla środowiska. To co dla korporacji na razie wydaje się odległą perspektywą, w polskich gospodarstwach jest już na porządku dziennym. Odwiedziliśmy trzy gospodarstwa rolne, w których pracują Ursusy C-360 napędzane olejem napędowym z dodatkiem wodoru.

Aby pracować ciągnikiem na dwóch paliwach – oleju napędowym i wodorze – nie trzeba montować skomplikowanych instalacji, a wystarcza niewielki reaktor, do którego trafia woda destylowana z dodatkiem sody kaustycznej (wodorotlenkiem sodu, NaOH). Aby pozyskiwać gaz potrzebny jest tylko prąd z alternatora, który powoduje rozkład wody na gaz HHO składający się z wodoru i tlenu. Gaz kierowany jest następnie do układu dolotowego ciągnika i wraz z napływającym powietrzem trafia do komory spalania. Dodatek wodoru sprawia, że ciągnik zyskuje na mocy i staje się bardziej dynamiczny, co jest szczególnie odczuwalne podczas wykonywania najcięższych prac polowych. Potwierdza to Andrzej Fisiak ze wsi Niesięcin w okolicach Łodzi, właściciel Ursusa C-360 (1988 r.) z instalacją wodorową. Ciągnik wykorzystywany jest do pracy w 45-hektarowym gospodarstwie, które rolnik prowadzi z synem Adamem. Oprócz produkcji roślinnej prowadzona jest hodowla tuczników (ok. 50–70 szt. rocznie) oraz opasów (7 szt. rocznie). Park maszynowy oparty jest na krajowych ciągnikach: dwóch sześćdziesiątkach oraz sześciocylindrowym Ursusie 1204 o mocy 112 KM. Najmocniejszy sprzęt ze względu na spore zużycie paliwa wyjeżdża jedynie do najcięższych prac m.in. orki na glebach gliniastych. W bardziej sprzyjających warunkach polowych, orkę czy uprawę ścierniska wykonuje jeden z Ursusów C-360, który oprócz instalacji do pozyskiwania wodoru ma przedni napęd, przedni TUZ oraz wspomaganie układu kierowniczego. 

– Przedni napęd zamontowałem trzy lata temu – mówi Andrzej Fisiak. – To była pierwsza przeróbka tego ciągnika. Cały gotowy podzespół kupiłem na południu Polski w okolicach Cieszyna. Za zestaw składający się ze zwężonego mostu napędowego samochodu Robur, przystawki oraz wału napędowego, zapłaciłem 7 tys. zł. Dzięki tej przeróbce znacznie zwiększyła się siła uciągu ciągnika, poprawiła się jego trakcja oraz zmniejszył poślizg. Pogorszyło się jednak kierowanie ciągnikiem, dlatego w kolejnym etapie doposażyłem sześćdziesiątkę we wspomaganie układu kierowniczego. Zdecydowałem się na układ elektryczny. W kolumnę kierowniczą wpiąłem silnik pochodzący z układu wspomagającego samochodu osobowego Renault, który załącza się po kilkunastu sekundach od przekręcenia kluczyka w stacyjce. Silnik elektryczny podłączony jest do akumulatora. To rozwiązanie kosztowało 900 zł.

Z przednim TUZ-em

Kolejnym etapem modyfikacji ciągnika było zamontowanie własnoręcznie wykonanego przedniego podnośnika o udźwigu 600 kg. Powstał on z połącznia ceowników 75x45 mm, z których wykonano ramę, metalowych sztab 50x25 mm pełniących funkcję ramion oraz siłownika hydraulicznego pochodzącego od wózka widłowego. TUZ przykręcono do wspornika osi ciągnika, a do zasilana siłownika wykorzystywano jedno tylne złącze hydrauliczne. Według szacunków rolnika, podnośnik kosztował około 1000–1200 zł. 

– Pola mam w wielu kawałkach i do tego niektóre oddalone o 4–5 kilometrów od gospodarstwa – dodaje Andrzej Fisiak. – Dlatego, aby ograniczyć ilość przejazdów, wykorzystuję przedni TUZ do transportu na daną działkę odpowiednich maszyn np. brony. Myślę jednak, aby podnośnik wykorzystać jeszcze w inny sposób, mocując na nim wał rurowy, rozgarniający i kruszący bryły przed pracującym z tyłu ciągnika agregatem.

Reaktor wodorowy

Zdaniem Andrzeja Fisiaka, Ursus C-360 to dobry, uniwersalny i oszczędny ciągnik. Jest niezawodny i prosty w obsłudze. Jednak dysponuje niewielką mocą, co sprawia, że nie zawsze radzi sobie w polu. Dlatego, aby podnieść jego moc, w sierpniu 2015 r. rolnik zamontował w sześćdziesiątce zakupioną za 800 zł instalację wodorową. Najważniejszym jej elementem jest reaktor zbudowany z szeregu elektrod kadmowych połączonych uszczelkami. To w nim na skutek przepływającego prądu następuje elektroliza wody i powstanie wodoru, który wężem wędruje wpierw do zbiornika wyrównawczego, a następnie do układu dolotowego ciągnika. Co ciekawe, w tej instalacji roztwór o odpowiednim stężaniu przygotowywany jest tylko podczas pierwszego uruchomienia instalacji, natomiast w czasie normlanej eksploatacji w układzie uzupełniana jest tylko woda destylowana.

– Pierwsze co zauważyłem podczas pracy z załączoną instalacją, to brak czarnego dymu wydostającego się z wydechu – zauważa Andrzej Fisiak. – Ponadto od razu dało się odczuć, że ciągnik jest mocniejszy. Jak wcześniej wyjeżdżałem do orki z pługiem 3-skibowym, to teraz sześćdziesiąta radzi sobie z czterema skibami. Ponadto C-360 pracuje z trzymetrową ciężką broną talerzową, z którą wcześniej jeździł tylko sześciocylindrowy Ursus. Najważniejsze jest jednak to, że wciąż spala niewiele bo 4–4,5 litra paliwa na godzinę pracy przy 11–12 litrach, które w takim samym czasie zużywa Ursus 1204. Dlatego dzisiaj sześćdziesiątka jest najbardziej eksploatowanym ciągnikiem w gospodarstwie. Oprócz uprawy pługiem, broną talerzową czy agregatem, w sezonie sześćdziesiątka będzie pracowała z prasą zwijającą, sieczkarnią do kukurydzy, a zimą, jeżeli będzie to konieczne, z pługiem do odśnieżania. W przyszłości zamierzam wymienić w niej jeszcze kabinę oraz zamontować ładowacz czołowy. 

Oszczędność na paliwie

Aby zobaczyć kolejną sześćdziesiątkę pracującą na olej napędowy i wodór, udaliśmy się do województwa kujawsko-pomorskiego do wsi Olszewka koło Nakła nad Notecią. W gospodarstwie Piotra Szpary od kwietnia 2014 roku Ursus C-360 pracuje z instalacją wodorową. Jej zamontowanie w ciągniku zajęło jeden dzień i wiązało się m.in. z wymianą prądnicy na alternator. Zdaniem właściciela, ten niewielki układ w znaczący sposób poprawił parametry pracy ciągnika.

– Wzrósł moment obrotowy oraz wzrosła moc z 52 do około 60 KM – twierdzi Piotr Szpara. – Przy tym spadło o około 30 procent zużycie oleju napędowego. Dla porównania, przed zamontowaniem instalacji ciągnik z 3-skibowym pługiem lub z agregatem uprawowym spalał około 6 litrów paliwa na godzinę. Teraz przy samej pracy zużywa o 2 litry oleju napędowego mniej, na rzecz bardzo taniego gazu, pozyskiwanego z wody. Zużycie wody w tej instalacji na godzinę ciężkiej pracy wynosi około 100 ml. Daje to około 1 litra na pełny dziesięciogodzinny dzień pracy, a litr wody destylowanej kosztuje zaledwie złotówkę.

Piotr Szpara uprawia niespełna 16 hektarów ciężkich gleb. Zasiewa rzepak (ponad 7 ha) oraz pszenicę (ponad 5 ha). Około 2 ha zajmują łąki, a hektar lucerna z trawą. W gospodarstwie prowadzona jest hodowla opasów (6 sztuk). Park maszynowy stanowią trzy ciągniki: dwa pracujące w gospodarstwie od nowości Ursusy: C-360 z 1981 roku i C-360-3P z 1988 roku oraz 82-konny Belarus z 1994 roku sprowadzony z Niemiec w 2000 roku. Obecnie sześćdziesiątka wykorzystywana jest do lżejszych zadań pracując z rozsiewaczem nawozów, opryskiwaczem, czasami z agregatem uprawowym o szerokości roboczej 2,1 m. Rocznie kręci około 150 godzin. 

– Po zamontowaniu instalacji znikło dymienie z tłumika, choć i tak nie było one duże, bo niespełna trzy lata temu silnik ciągnika przeszedł generalny remont – opisuje Piotr Szpara. – Jest to związane z tym, że wcześniej, szczególnie podczas gwałtownego wciskania pedału przyspieszenia, silnik był „zalewany” dawką paliwa, której nie był w stanie spalić ze względu na małą ilość powietrza i tlenu w komorze. Teraz napływający do komory gaz zawiera w sobie dodatkowy tlen, dzięki temu spalanie przebiega pełniej.

Pytanie o bezpieczeństwo

Kolejnego Ursusa C-360 z zamontowaną instalacją wodorową prezentuje nam Paweł Dyjak we wsi Górowo (gm. Prusice, woj. dolnośląskie). Rolnik chwali to rozwiązanie za bardzo prostą budowę, łatwość montażu, a przede wszystkim znikome koszty pracy związane jedynie z dolewaniem wody do układu. A swoją opinię podpiera półtorarocznym doświadczeniem w pracy sześćdziesiątki pochodzącej z 1988 roku.

– Wśród rolników tego typu rozwiązania budzą spore obawy związane z możliwością pożaru czy wybuchu – mówi Paweł Dyjak. – Moim zdaniem, jest to bezpieczna instalacja, bo wodór jest produkowany tylko w momencie pracy silnika i na bieżąco zużywany. Nie ma gromadzenia gazu. Po zamontowaniu instalacji, podczas pierwszej jazdy ciągnikiem byłem nieco zdziwiony, bo nie odczułem wzrostu mocy. Ciągnik słabo radził sobie z pustą przyczepą zbierającą jadąc pod górkę na piątym biegu. Okazało się jednak, że instalacja nie pracowała, bo poprzez zaśniedziałe styki do reaktora nie dopływał prąd. Po ich oczyszczeniu sześćdziesiątka od razu zyskała dodatkową moc i z tą samą, ale załadowaną do pełna przyczepą, bez problemów wjeżdżała pod górkę na piątym biegu.

Paweł Dyjak wraz z bratem Arturem i siostrą Anną oraz z rodzicami Zofią i Henrykiem uprawia 140 hektarów. Na gruntach ornych wysiewa pszenicę, pszenżyto, żyto oraz mieszanki. Na 40 ha gruntów ornych uprawia trawy. Około 10 ha stanowią trwałe użytki zielone. Ze względu na spore nasilenie omacnicy prosowianki oraz szkody spowodowane przez dziki, zrezygnowano z uprawy kukurydzy. Gospodarstwo zajmuje się hodowlą bydła mlecznego i mięsnego. Stado liczy około 180 sztuk, w tym 50 krów dojnych i niespełna 80 opasów. Zwierzęta żywione są dawką TMR sporządzaną w wozie paszowym marki Keenan. Pozyskiwane mleko w ilości około 320 tys. litrów odbiera Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Kole – oddział w Kępnie. Od 8 lat prowadzona jest w gospodarstwie uprawa bezorkowa. Do najcięższych prac polowych wyjeżdża najnowszy, zakupiony w 2012 roku ciągnik Massey Ferguson 6485 Dyna-6 o mocy maksymalnej 175 KM (190 KM z Power Boost) lub Massey Ferguson 2720 z 1983 rok dysponujący mocą 147 KM. Sześćdziesiątka jest ciągnikiem pomocniczym wykorzystywanym do lżejszych prac.

– Zdecydowałem się na montaż instalacji wodorowej z ciekawości i chęci sprawdzenia co ona tak naprawdę daje – stwierdza Paweł Dyjak. – Potwierdziło się, że dodatek gazu podnosi moc silnika, czego efektem jest możliwość szybszego wykonywania prac polowych. Ciągnik stał się bardziej elastyczny i łatwiej wchodzi w obroty. Dlatego zakupiłem kolejną instalację wodorową, która zostanie zamontowana w 130-konnym ciągniku Massey Ferguson 2685 z 1987 roku. Do tej pory maszyna ta była wykorzystywana jedynie do prac załadunkowych. Planuję MF-a doposażyć w przedni podnośnik i wałek i ruszyć nim do pracy na łące np. z zestawem kosiarek SaMASZ MegaCut o szerokości roboczej ponad 9 metrów.

Przemysław STANISZEWSKI

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
19. kwiecień 2024 09:36