StoryEditorWiadomości rolnicze

Rosną problemy ze szkodnikami

02.01.2017., 16:01h
„Aktualne problemy ochrony roślin przed szkodnikami” – taki tytuł nosiła prezentacja przedstawiona przez dr. Grzegorza Pruszyńskiego z Instytutu Ochrony Roślin – Państwowego Instytutu Badawczego w Poznaniu. Konferencję sfinansowaną ze środków Funduszu Promocji Ziarna Zbóż i Przetworów Zbożowych zorganizował w Zamościu Polski Związek Producentów Roślin Zbożowych.

Dr Grzegorz Pruszyński rozpoczął od zmian w przepisach mających zasadniczy wpływ na możliwości zwalczania szkodników: – Polityka Unii Europejskiej i zmiany prawne już od wielu lat mają wspólny kierunek. Wystarczy tu wspomnieć dyrektywę z 1991 r., która narzuciła przegląd substancji czynnych. Z około tysiąca zarejestrowanych wcześniej w UE zostało nam do dyspozycji niewiele ponad 250 takich substancji. Do tego dochodzi zawężenie zakresu ich stosowania. Należy też w tym kontekście wspomnieć o neonikotynoidach, o rozporządzeniu nr 485, które zostało wprowadzone w wyniku podejrzenia negatywnego oddziaływania tych środków, a nie dowodów na to negatywne oddziaływanie. Mimo to cały czas to rozporządzenie obowiązuje – przypomniał dr Grzegorz Pruszyński.

Co się stało w wyniku ograniczenia stosowania zapraw insektycydowych? Dr Grzegorz Pruszyński podał przykłady wskazujące na nieoczekiwane skutki. W 2014 r. przedstawiciele Czech podali, że w wyniku wycofania zapraw odnotowali wzrost zatruć pszczół, czyli efekt całkowicie odwrotny niż zamierzała osiągnąć Komisja Europejska. Rok później Węgry informowały o dużym wzroście stosowania pyretroidów nalistnych. Prelegent przypomniał, że są w Unii kraje, które występują o derogację tego rozporządzenia, występują skutecznie i stosują te zaprawy.

– Nasze władze nie chcą o to występować. Urzędnicy w ministerstwie stoją na straży rozporządzenia – mówił dr Grzegorz Pruszyński.

Następnie naukowiec przypomniał, że toczy się dyskusja nad wycofaniem kolejnych środków ochrony roślin. – 54 z nich są zarejestrowane w Polsce. To duża grupa ważnych insektycydów. Mówimy o pyretroidach stosowanych na dość szeroką skalę, o neonikotynoidach nie tylko tych wymienionych w rozporządzeniu 485, ale także o czwartej substancji (tiachlopryd). A przecież mamy tych substancji zaledwie pięć – podkreślił Grzegorz Pruszyński.

Zaskakujące gradacje

Przedstawiciel Instytutu Ochrony Roślin mówił też o wpływie anomalii pogodowych na występowanie szkodników. Są one znaczne. – Bardzo długa i ciepła jesień, ciepły początek zimy, w uprawach ozimych mają olbrzymie znaczenie dla zagrożenia ze strony szkodników. Zmiany pogodowe, powodując wystąpienie optymalnych warunków dla danego szkodnika, często powodują jego gradacyjne pojawienie się. W rzepaku najlepszym przykładem takiego nagłego i licznego pojawienia się szkodnika jest gnatarz rzepakowiec. Występuje nielicznie albo wcale i nagle przychodzi optymalny rok i mamy go pełno. W uprawach zbożowych również obserwujemy gradacje łokasia garbatka.

Kolejna kwestia, na którą zwrócił uwagę naukowiec to, że ochrona fungicydowo-insektycydowa nie zwalnia z monitoringu upraw. Ostatnie lata pokazują, że szkodniki mogą nalatywać pomiędzy zabiegami fungicydowymi i mogą pojawiać się też bardzo wcześnie. To można śledzić stosując monitoring, który pozwala też często zaobserwować nowe problemy – nowe gatunki szkodników, które nie występowały od wielu lat albo gatunki, które zmieniają swoje preferencje pokarmowe i pojawiają się nagle. Jak monitorować?

– My zwykle promujemy żółte naczynia. Monitorujemy po to, żeby zorientować się, czy mamy już zagrożenie ekonomiczne. Warto pamiętać, żeby progu ekonomicznej szkodliwości nie traktować jako wartości stałej. Występowanie szkodnika, czy szkodników należy analizować łącznie z kondycją rośliny uprawnej, z fazą wzrostu itd. I wtedy dopiero podejmować decyzje o zabiegach – podkreśla dr Grzegorz Pruszyński.

Śliski problem

Sporo miejsca dr Grzegorz Pruszynski poświęcił ślimakom. Mamy własne gatunki i inwazyjne gatunki tych wielożernych szkodników. – Biorąc pod uwagę coraz częstsze występowanie ślimaków, mamy kilka zaleceń do wdrożenia, tam gdzie ten problem faktycznie występuje – mówi dr Grzegorz Pruszyski. – Ślimaki lubią wilgoć. Jeśli będziemy ją ograniczać, to ograniczymy ślimaki. Jednym z podstawowych zaleceń jest likwidowanie w obrębie pół miejsc sprzyjających tej wilgotności. Np. składowisk kamieni, usypisk ziemi, resztek pożniwnych, bo tam właśnie zbierają się ślimaki. To także likwidacja głębokich bruzd, wykaszanie rowów. Czyli zabieranie ślimakom miejsc, gdzie będą się rozmnażać, zimować i znajdować schronienie. Oczywiście mówimy też o stosowaniu moluskocydów. Przy ich stosowaniu ważna jest precyzja. Dobrym zabiegiem jest wałowanie, a także stosowanie pułapek. Najczęściej są to podstawki do doniczek mające 20–30 cm średnicy, położone odwrotnie, przyłożone kamieniem albo czarna folia o rozmiarach 50 na 50 cm ułożona na wilgotnej ziemi. Pod spodem umieszczamy wabik, a najlepsze jest piwo.

Groźne mszyce

W Polsce występuje olbrzymia ilość różnych gatunków mszyc. W ostatnich latach w uprawach zbożowych dominuje mszyca czeremchowo-zbożowa. To gatunek dwudomny. Z czym związane jest największe zagrożenie? Jak podkreślał dr Grzegorz Pruszyński – mszyce są wektorami chorób wirusowych. Przenoszą groźną wirozę zbóż – żółtą karłowatość jęczmienia. Mszyca, która pobierze wirusa z rośliny zainfekowanej, będzie infekować do końca swojego życia. Jesienny pojaw mszyc jest najgroźniejszy ze względu na to, że te bardzo wczesne infekcje są niezwykle groźne dla rozwoju roślin, przede wszystkim dla późniejszego plonowania.

Jest jeszcze inne zagrożenie związane z tym gatunkiem mszycy. W przypadku powtarzających się kilkudniowych upałów (przynajmniej trzy dni z temperaturą powyżej 25 stopni) może dojść do wytworzenia się populacji tej mszycy w rozwoju bezpłciowym, tj. takiej formy, która nie przelatuje na żywiciela zimowego, czyli czeremchę, a rozmnaża się partenogenetycznie na roślinie żywicielskiej, a więc na zbożach. W kolejnych pokoleniach występują osobniki uskrzydlone przelatujące na kolejne rośliny. I nawet po jednym czy dwóch skutecznych zabiegach zwalczania, mszyce te ciepłą i długą jesienią nalatują dalej na zboża.

– Cykl życiowy tej mszycy zostaje przerwany w temperaturze minus 6 stopni. Mszyce, aby chronić się przed niską temperaturą, chowają się poniżej powierzchni gleby, nie są wtedy dobrze widoczne. Gdy przyjdzie ocieplenie, znowu mogą nalatywać. O tym warto pamiętać – przestrzegał dr Grzegorz Pruszyński.

Infekcje wirusowe skutecznie ogranicza opóźniony siew zbóż. Np. rolnicy, którzy w 2014 r. późno siali ozime zboża, mieli znacznie mniejsze porażenia. Tam gdzie jest to możliwe, należy usuwać żywicieli zimowych. Należy wykorzystać i chronić wrogów naturalnych mszyc. Bardzo ważny jest monitoring i korzystanie z sygnalizacji pojawów mszyc. Żółte naczynia do monitoringu mszyc należy montować metr do półtora metra nad ziemią. Zwalczanie wektorów odbywa się poprzez dozwolone zaprawy insektycydowe i zabiegi nalistne. Po przekroczeniu progów szkodliwości mszyc należy rozważać zabieg.
Krzysztof Janisławski

(fot. Instytutu Ochrony Roślin – Państwowy Instytut Badawczy)

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
19. kwiecień 2024 17:21