StoryEditorWiadomości rolnicze

Zatrzymać rzekę zboża ze Wschodu

28.11.2016., 14:11h
Fatalne konsekwencje importu zboża z Ukrainy, skutki wycofania z rolnictwa kolejnych substancji czynnych czy kwestia dopłat do ubezpieczenia ozimin. M.in. o tym dyskutowali uczestnicy konferencji sfinansowanej ze środków Funduszu Promocji Ziarna Zbóż i Przetworów Zbożowych zorganizowanej w Zamościu przez Polski Związek Producentów Roślin Zbożowych z pomocą Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego.

Producenci zbóż i współpracujący z nimi naukowcy spotkali się w 15 listopada w Zamościu podczas konferencji „Integrowana produkcja zbóż”. Pierwszy zabrał głos Stanisław Kacperczyk, prezes zarządu Polskiego Związku Producentów Zbożowych.

– Głównym naszym zadaniem jest przedstawianie i rozwiązywanie problemów, z którymi na co dzień spotykają się rolnicy – mówił Stanisław Kacperczyk. – Staramy się w tym celu uczestniczyć w opracowywaniu zarządzeń, rozporządzeń czy ustaw. Jako związek wchodzimy w skład Federacji Branżowych Związków Producentów Rolnych. Skupia ona 30 organizacji branżowych o zasięgu ogólnopolskim. Przynależność do tej organizacji pozwala nam mocniejszym głosem przedstawiać nasze problemy. Jako Federacja jesteśmy też w Brukseli i tam, w grupach roboczych COPA-COGECA oraz w Komisji Europejskiej, przedstawiamy nasze problemy.

Jedzie zboże z Ukrainy
Stanowisko Federacji na temat importu zboża z Ukrainy prezentował niedawno w Brukseli dr inż. Tadeusz Solarski, wiceprezes Związku.

 – Powiedziałem, że Polska nie może ponosić głównego ciężaru wprowadzenia bezcłowego kontyngentu z Ukrainy – podkreśla Tadeusz Solarski. – To fatalnie odbija się na naszej, niemałej, produkcji zboża. Ceny na Ukrainie są o połowę niższe. Wiemy, jakie tam mają ziemie, ale i jakimi środkami chemicznymi się posługują. Ukraińcy nie muszą przestrzegać unijnych standardów. Gdzie tu mowa o równej konkurencji?

Tadeusz Solarski zwrócił też uwagę na problem pozostawania w Polsce zboża ze Wschodu.
– Najwięcej tego towaru zostaje u nas, szczególnie w lubelskim – mówi Tadeusz Solarski. – Druga kwestia to jakość ukraińskiego zboża. Bardzo na nią narzekają odbiorcy z Hiszpanii czy Portugalii. Martwi nas, że polski rząd i podległe mu służby niewiele w tej sprawie robią.

Prezes Stanisław Kacperczyk przedstawił z kolei najnowsze inicjatywy Związku m.in. dotyczące właśnie importu zboża ze Wschodu.
– Nasze stanowisko jest takie, że nawet najmniejsza partia taniego zboża, która wchodzi na rynek polski, albo tylko stoi na torach, destabilizuje rynek w całym kraju, bo skupujący zawsze odwołuje się do tej niskiej ceny – mówił Stanisław Kacperczyk. – Uważam, że nasi rolnicy, a szczególnie ci z regionów na wschodzie Polski, są w tej kwestii bardzo pokrzywdzeni. Tym bardziej że wiemy o tym, że ukraińskie zboże płynie do Polski także przez Słowację, niejednokrotnie bez żadnej kontroli, a bywa, że i bez ewidencji.

Związek stoi na stanowisku, że zboże, jeśli już trafia do Polski, to jego jakość musi być zgodna z obowiązującymi normami jakości, ale, niestety, na granicy nie jest badane w sposób wystarczający. Zwykle jest odprawa „papierowa” albo badania organoleptyczne.

NIK umywa ręce
Z wymienionych powodów Związek wystąpił oficjalnie do Najwyższej Izby Kontroli z prośbą o wszczęcie kontroli efektywności działania służb odpowiedzialnych za kontrolę ilościową i jakościową ziarna zbóż, nasion roślin oleistych i białkowych oraz innych produktów rolnych przechodzących przez nasze granice. W przypadku zbóż, podkreśla związek, kontrola ta powinna dotyczyć jakości i ilości ziarna przeznaczonego na nasz krajowy rynek, a przede wszystkim, ziarna przewidzianego do dalszego przesyłania do krajów UE w ramach tzw. kontyngentów. Według związku część tego ziarna nigdy tam nie trafia i zostaje w Polsce.

– NIK odpowiedziała, że na ten rok nie ma środków i możliwości na taka kontrolę. Być może będzie to możliwe w roku przyszłym. Poinformowała też, że kontrolę o podobnym zakresie prowadzi Ministerstwo Rolnictwa – podkreśla Stanisław Kacperczyk.

Prezes zwrócił uwagę, że rolnicy ze wschodnich obszarów naszego kraju są pokrzywdzeni nie tylko z powodu sąsiedztwa z Ukrainą. Chodzi o dużą odległość od portów i co za tym idzie, większe koszty transportu zboża. Związek wielokrotnie postulował o wprowadzenie dopłat do transportu, aby te dysproporcje wyrównać.

Nierówna konkurencja
W piśmie skierowanym do NIK Związek porusza też kwestię stosowania przez rolników ze Wschodu środków ochrony roślin zakazanych w UE. Z jednej strony ma to wpływ na mniejsze koszty produkcji zboża za naszą wschodnią granicą, a z drugiej wprowadzanie takiego importowanego zboża w Polsce do obrotu i przetwórstwa może narażać konsumentów na utratę zdrowia. Tymczasem trwająca w Unii Europejskiej dyskusja nad wycofaniem z użycia kolejnych 75 substancji czynnych pogorszy tę sytuację. Mówiła o tym pod koniec swojego wykładu prof. Mariola Głazek z oddziału Instytutu Ochrony Roślin w Sośnicowicach.

– Wiele środków ma być wycofanych – podkreśla Mariola Głazek. – Poważnie obawiam się o rolnictwo, jeśli część triazoli zostanie wycofana. Nie wiem, co wtedy zrobimy. Powinniśmy się przed tym bronić.

W tej kwestii wypowiedział się także m.in. Marcin Sobczuk, rolnik z gminy Wysokie.
– Czy to nie jest trochę tak, że te duże koncerny, które się kierują prawami rynku, przygotowują nas w ten sposób na wycofanie tych dużych ilości substancji czynnych? – pytał rolnik. – W kukurydzy już nastąpiło zastąpienie starych substancji droższymi. I ja pryskam drożej, a Ukrainiec za miedzą dalej pryska za te same, co wcześniej pieniądze.

Za podatek w jednej gminie
Zwrot podatku akcyzowego zawartego w paliwie to kolejna sprawa, którą związek się zajmuje i domaga się zwrotu podatku na poziomie wartości akcyzy w podatku. I wreszcie kwestia biurokracji. Obecnie jeśli rolnicy mają gospodarstwa w różnych gminach, muszą każdą z nich odwiedzić, w każdej przedstawić dokumentację.

– Złożyliśmy w tym roku wniosek, aby rozliczenia odbywały się w tej gminie, gdzie rolnik ma gospodarstwo, a podstawą był wniosek o dopłaty – mówi rzecznik prasowy związku Tadeusz Szymańczak.

Podczas spotkania w dyskusji pojawiły się także głosy dotyczące ubezpieczenia ozimin z dopłatami z budżetu państwa. Uczestnicy byli rozczarowani faktem, że kwota przeznaczona na ten cel okazała się stanowczo za niska. Tych pieniędzy starczyło dla nielicznych, a reszta została odprawiona przez system komputerowy z kwitkiem. A ci rolnicy, których w poprzednich latach dotknęło nieszczęście wymarznięcia ozimin i zgłaszali taką szkodę, a starali się o dopłatę obecnie, byli przez system odrzucani z automatu. Czy to ich wina, że dotknął ich ten problem?

Krzysztof Janisławski

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
24. kwiecień 2024 19:48