StoryEditorWiadomości rolnicze

Karol Bartkowiak – Laskownica Wielka

12.06.2014., 12:06h
O Laskownicy Wielkiej pisaliśmy kilka numerów temu. Wieś to nieprzeciętna, chyba dlatego, że ma szczęście do niezwykłych ludzi.

Laskownica nie ma kościoła, sklepu, straży ani szkoły. Ma za to sołtysa, który rządzi – nie dzieląc, lecz w umiejętny sposób łącząc wysiłki i entuzjazm mieszkańców. O tym, jak bardzo to doceniają, świadczy tegoroczne zwycięstwo w plebiscycie na najlepszego sołtysa powiatu wągrowieckiego. Ale sołtysowanie Karola Bartkowiaka to nie tylko blaski. Z cieniami musi mierzyć się równie często. Ot, chociażby z funduszem sołeckim. – Decydujemy z Radą, na co te pieniądze pójdą. Ale jest tu sporo ograniczeń. Poza tym 11 tysięcy rocznie to suma, z którą nie wiadomo, co zrobić. Gmina rozważała, żeby odebrać te pieniądze 25 wsiom i połączyć w jeden fundusz. Tak, żeby można było przeprowadzić jedną większą inwestycję. Ale jest tendencja, żeby raczej dzielić te pieniądze. 11 tysięcy to za mało, żeby coś zrobić. Jakby tak na naszą wioskę było 20 tysięcy, to już można coś planować – skarży się Karol Bartkowiak. Sołtysem jest od niedawna, strażakiem ochotnikiem był przez 20 lat. Trochę żałuje, że laskownicką straż rozwiązano – był z nią związany. Wie, że jest sołtysem z woli mieszkańców i czuje się przed nimi odpowiedzialny. Ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że sprostać można tylko realnym oczekiwaniom. Bo bywają i absurdalne. Teraz jego problemem jest miejscowa świetlica. Żeby odnowić w niej dach, musi działać na granicy prawa. Gmina nie ma pieniędzy, a wieś może to zrobić własnymi siłami, ale do tego potrzebne są uprawnienia. Trzeba znaleźć kogoś, kto zrobi to niemal charytatywnie i jednocześnie będzie miał odpowiednie dokumenty. A potem drogi, które są, jak mówi, największym zmartwieniem każdego sołtysa. Cieszy się z każdego utwardzonego metra. Z pieniędzy otrzymanych wraz z tytułem sołtysa roku zrobił opłotowanie świetlicy. Jak to jest zawiadywać grupą aktywnych kobiet? Twierdzi, że czasem dużo łatwiej mu się z nimi dogadać niż z własną płcią. – Daje się współpracować z kobietami. Nie czuję, żeby wydzierały władzę. Raczej popędzają mnie, sołtysa. Mobilizują. Nie czuję się osaczony, wręcz przeciwnie – dobre pomysły chwalę, daję im wolną rękę. Czasem pytają o zdanie, a czasem tylko informują, że coś już zrobiły – śmieje się sołtys. W organizowaniu życia na wsi najbardziej przeszkadza mu to, że wieś ma zabudowę kolonijną. Zabudowania ciągną się na kilometry i trudno jest szybko wszystkich skrzyknąć w jedno miejsce na jedną godzinę. Ale pomaga w tym Internet i Facebook. Co jest najtrudniejsze w sołtysowaniu? Fundusze i to, że nie wszystko wszystkim pasuje. – Nie da się każdemu dogodzić. Podobnie jak w szkole, firmie czy rodzinie – zwierza się. Sukces? To, że został sołtysem roku. Cieszy się, że przebudował drogę, bo nikomu wcześniej to się nie udało. Zmywa naczynia, ale rzadko zabiera się za sprzątanie, raczej nie gotuje, choć zna gotujących mężczyzn. A przed zaśnięciem marzy o dachu na świetlicy – żeby już tam leżał. Czego boi się sołtys Laskownicy? – Ani pająków, ani myszy, ani kobiet. Może tylko czasem śmierci. Czy coś jeszcze chciałaby pani wiedzieć? Bo naprawdę mnie czas goni – kończy rozmowę i biegnie do swoich zajęć.

Karolina Kasperek

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
23. kwiecień 2024 07:29