StoryEditorHistoria

W Lisowicach dinozaur walczył z Lisowicią bojani

04.01.2019., 14:01h
Powoli wynurza się z szumiącego igliwiem lasu. Jest pocieszna. Wygląda jak olbrzymi dzik. Ma krótki ogon i masywne łapy, a z pyska wygląda jak skrzyżowanie słonia, nosorożca i hipopotama. Panie i panowie – Lisowicia bojani! Największy i najmłodszy znany gad ssakokształtny, odkryty niedawno w śląskiej wsi Lisowice. Znalezisko na skalę światową, a nawet galaktyczną.

Czym jest Lisowicia bojani?

O zwierzęciu zrobiło się głośno kilka tygodni temu, kiedy świat obiegły rysunki i zdjęcia z artykułu dwóch polskich naukowców. Tekst pojawił się w renomowanym amerykańskim czasopiśmie „Science”. Bohaterką tekstu jest Lisowicia bojani. Kiedy deptała igliwie w Lisowicach, nie miała pojęcia, że ktoś kiedyś się nią zachwyci. Ci, którzy stracili dla niej głowę, mieli pojawić się w tym miejscu 200 milionów lat później. Pojawili się w 2005 roku. I nie przestają się zachwycać zwierzęciem. 

Żeby się dowiedzieć, o co chodzi z tajemniczym gadem, jadę do Lisowic na Górny Śląsk. Kierunek – muzeum paleontologiczne. We wsi? Tak. Na tyłach budynku, w którym mieści się stowarzyszenie hodowców gołębi, biblioteka i OSP. 


  • Artystyczna wizja walki drapieżnego Smoka wawelskiego, czyli dinozaura, z Lisowicią bojani

Przed wejściem wielka gablota, a w niej stwór przypominający smoka. Za szkłem mieszka tzw. Smok z Lisowic. Pierwsze epokowe odkrycie na terenie wioski.

Tylko oni go mają!

To oficjalnie Smok wawelski. Tak brzmi jedyny naukowy termin. Dinozaur z triasu, najstarszy z dużych dinozaurów drapieżnych, największy w swoim czasie. Został odkryty dziesięć lat temu w naszej wsi – mówi, prowadząc do podziemi, Marek Błyszcz – miejscowy rolnik, paleontolog-amator i komisarz wystawy z lisowickimi znaleziskami. I dodaje, że szkieletowi nadano taką nazwę, żeby poprzez legendę o smoku wawelskim była w świecie kojarzona z Polską. Ale sam woli, kiedy gadowi dodaje się lokalności, więc nazywa go, jak wielu miejscowych, Smokiem z Lisowic.



  • To szkielet Smoka wawelskiego znalezionego w cegielni w Lisowicach. Jest najstarszym na świecie znanym dinozaurem drapieżnym 

Tak po prostu odkryli? We wsi, między sklepem a kościołem? No mniej więcej. W Lisowicach jeszcze przed chwilą działała stara cegielnia „Lipie Śląskie”, eksploatowana niemal nieprzerwanie od 1928 roku. Cegielnie, to tak jak kopalnie odkrywkowe czy żwirownie, wielka gratka dla paleontologów. Ciągną tam jak muchy do miodu, bo to miejsca, w których przemysł „przygotowuje” im pole do działania.

To chyba nie rośliny?

W 2005 roku latem zjawił się w Lisowicach Robert Borzęcki, geolog, kolekcjoner i właściciel prywatnego muzeum w Nowej Rudzie. Przyjechał szukać pirytów, czyli minerałów przypominających wyglądem złoto, pokrywających kopalne resztki między innymi drewna i kości.

Znalazł kilka kawałków czegoś, co nie do końca wyglądało jak rośliny. Wysłał do Instytutu Paleobiologii do Warszawy. Naukowcy pod egidą prof. Jerzego Dzika od razu zorientowali się, że to kości. Wiosną 2006 roku przyjechali do Lisowic. Już pierwszego dnia odkryli kilka kolejnych skamieniałych kości. Część z nich należała do wielkiego późnotriasowego dinozaura drapieżnego, nazwanego później Smokiem wawelskim.

Uważano do tej pory, że w tym okresie, ok. 205 mln lat temu, istniały tylko niewielkie dinozaury drapieżne. Naukowcy swym odkryciem dowiedli, że ewolucja, w tym pójście w rozmiary, ruszyła znacznie wcześniej, niż się wydawało – mówi Marek Błyszcz.



  • Jolanta Piosek z dumą prezentuje legendarną okładkę „National Geographic”

A późniejsze odkrycie Lisowicii dowiodło również, że pod koniec triasu dinozaury nie były jedynymi dużymi roślinożercami, jakie żyły na Ziemi.



Nie jadał baranków, lecz

Szkielet smoka skompletowano, choć z kości kilku osobników. Najpierw szczątki wnikliwie zbadali naukowcy, a potem do gry weszli także artyści. Jednej z warszawskich pracowni zlecono rekonstrukcję szkieletu. Teraz stoi i stanowi główną ozdobę muzeum. Ale Smok nie był ostatnim słowem lisowickiej ziemi. Oj, nie!

Smok musiał coś jeść. W triasie nie było jednak baranków. Z lisowickiego odkrycia wynika, że występował co prawda wcześniej, niż zakładano, ale nawet wtedy nie powinien móc spotkać się z gadami ssakokształtnymi. Paleontolodzy na całym świecie uważali, że wymarły one na długo przed pojawieniem się dużych dinozaurów drapieżnych. Cały świat naukowy myślał tak do wiosny 2006 roku, kiedy prof. Dzik wraz z Tomaszem Sulejem, doktorantem, i Grzegorzem Niedźwieckim, studentem ostatniego roku biologii, odkryli w cegielni kości dziwnego gada. Wzięli je pod lupę i... okazało się, że trzeba zmienić obowiązującą dotychczas teorię.



  • Od lewej: Marek Błyszcz, komisarz lisowickiej wystawy, i Marek Kunicki, sołtys Lisowic

Obok kości smoka leżały bowiem skamieniałe szczątki dicynodonta, którego teoretycznie nie powinno tam być. Zwierzę nazwano Lisowicia bojani. Na cześć Lisowic. I Ludwiga Heinricha Bojanusa – XIX-wiecznego profesora Uniwersytetu Wileńskiego, prekursora nowoczesnej weterynarii w Polsce. Lisowicia jest dziś najmłodszym, czyli najbliższym naszym czasom, odkrytym gadem ssakokształtnym. Nigdzie na świecie nie znaleziono tak dużych dicynodontów.

Długa jak kombi

Blisko setka znalezionych kości pozwala wywnioskować kilka faktów o zwierzęciu.

Lisowicia była wielkości słonia, może odrobinę większa. Ważyła około 9 ton. Długa jak mniej więcej samochód kombi i wysoka jak większość naszych mieszkań. Wielkie szczęki nie posiadały jednak zębów. Lisowicia przeżuwała pokarm. Pomimo prymitywnej budowy stawów poruszała się dość sprawnie, a to za sprawą kończyn umieszczonych pod tułowiem, a nie po jego bokach. Przed atakami drapieżników broniła się między innymi  wielkimi rozmiarami.

Dodam nieskromnie, że pierwsze kości zebrałem jeszcze przed pojawieniem się naukowców. Na dziwne znalezisko trafiłem znacznie wcześniej, jednak wziąłem je za skamieniałość roślinną. Po latach okazało się, że w stodole mam kość łopatki, czaszki i kilkadziesiąt innych, należących do Lisowicii, Smoka i innych gatunków – mówi dumny Marek Błyszcz, z wykształcenia mechanik maszyn i urządzeń przemysłowych, do niedawna gospodarujący na 20 hektarach. Uprawiał zboże, hodował świnie, był kierownikiem produkcji w cegielni, w której dokonano odkrycia. Teraz jest na rencie, ratując wzrok. I opiekuje się lisowickim muzeum.

Czy warto wybrać się do niego? Musicie to zrobić. Z niczym nie da się porównać uczucia, kiedy stoisz pod szkieletem dinozaura. Kiedy patrzysz, a jeśli masz szczęście, to nawet dotykasz, skamieniałej kości sprzed ponad 200 milionów lat. I wyobrażasz sobie, jak Lisowicia grzebie niezdarnie w ziemi i podskubuje na śniadanie paprocie.



  • A tak, najprawdopdobniej , wyglądała Lisowicia bojani

W muzeum nie zobaczysz, niestety, jej szkieletu. Marek Błyszcz mówi, że jego zrekonstruowanie to koszt ok. 70 tys. złotych. Muzeum nie ma takich pieniędzy, póki co marzy przynajmniej o czaszce. Możesz za to za niewielką kwotę zakupić w muzeum koszulkę z logo Smoka z Lisowic, książkę o Smoku, a nawet prawdziwy piryt. Muzeum wydało też płytę z filmem dokumentalnym, do którego muzykę skomponował sam sołtys, z zawodu pianista i kompozytor. Zapytaliśmy go, jak dinozaur i Lisowicia zmieniły wieś.

Czuję, że to potężna szansa na promocję dla wsi. Takie okienko otwarło się dziesięć lat temu. Niewiele, póki co, dało. Mamy muzeum i z tego jesteśmy dumni. Mamy kompetentne osoby, które nim się opiekują. Ale jako centrum naukowo-edukacyjno-komercyjne jeszcze nie zaistniało – mówi Marek Kunicki i żartuje, że w pewnym sensie cieszy się, że budując dom, nie zaprojektował piwnicy. Gdyby coś w ziemi znalazł, nie mógłby ukończyć budowy.

Był projekt nowoczesnego muzeum. Ale to potężny koszt – trzeba na to około 12 milionów zł. Mamy apetyt na to, żeby stało się prawdziwym naukowym centrum – dodaje Marek Błyszcz.

Póki co, w miejscowej bibliotece Jolanta Piosek, lisowiczanka, proponuje mieszkańcom całą półkę literatury o kopalnych gadach. Można tam też zajrzeć do numeru „National Geographic” z 2008 roku, w którym prof. Dzik ze współpracownikami widnieją na okładce w sąsiedztwie kości smoka. Dzieci do dinozaurów przekonywać nie trzeba. Czy dadzą się przekonać także dorośli? Zwłaszcza ci piastujący ważne stanowiska w powiecie i województwie? Czas pokaże i mamy nadzieję, że nie będzie to czas mierzony w epokach takich jak perm czy trias.

Karolina Kasperek
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
21. kwiecień 2024 07:11