StoryEditorWiadomości rolnicze

Gmina z parytetem

12.06.2014., 12:06h
W 11 z 25 wsi w gminie Sędziejowice „rządzą” kobiety. To im zaufali mieszkańcy. Na nie oddali głosy w wyborach na sołtysów. Nie była potrzebna żadna specjalna komisja ani specustawa, by tzw. „parytet płci” w sędziejowickich wsiach został wprowadzony. Wystarczyło zaangażowanie w sprawy wsi. Mądre pomysły na przyszłość i autorytet w lokalnym środowisku, na który te kobiety wcześniej ciężko zapracowały.

Wśród mieszczuchów wciąż pokutuje stereotyp sołtysa z sumiastym wąsem, niechętnego obcym i wszelkim zmianom, dla którego dobrze jest tak jak jest.

Okazuje się, że to pogląd mocno przestarzały i krzywdzący. Przykład gminy Sędziejowice pokazuje, iż to właśnie w małych społecznościach wiejskich potrzeba zmian i postępu jest najsilniejsza, bo tam najwięcej jest do nadrobienia. Tam nikt nie wątpi, że „kobieta potrafi”.

– Na wsi nikogo do kompetencji, mądrości i pomysłowości kobiet przekonywać nie trzeba. Tak jak gospodarz jest kimś więcej niż rolnikiem, tak i gospodyni zawsze była kimś więcej niż żoną gospodarza. Zawsze była postrzegana jako osoba, która z jednej strony dba o ognisko domowe. Bierze na siebie trud wychowania dzieci. Pomaga prowadzić gospodarstwo. Z drugiej zaś strony bierze czynny udział w życiu wsi: integruje rodzinę w społeczność. Organizuje jej udział w życiu religijnym. Zmysł praktyczny, pracowitość, zapobiegliwość i dążenie do zgody stanowiły i wciąż stanowią o wysokiej pozycji gospodyń. Te umiejętności i wrodzone cechy pomagają też w pracy społecznej i służbie publicznej. Zmieniło się zaś tyle, że kobiety są dziś często lepiej wykształcone od mężczyzn na wsi. To tylko podnosi ich walory i predestynuje do takich ról i zadań – wyjaśnia Jerzy Kotarski, wójt gminy Sędziejowice.

Jedenaście sołtysek

W piętnastoosobowej Radzie Gminy Sędziejowice są jednak tylko cztery radne. Gdyby nie 11 sołtysek, posiedzenia lokalnego samorządu przypominałyby raczej spotkania dżentelmenów w starym country clubie.

– W poprzedniej kadencji w naszym samorządzie nie było żadnej pani, więc i tu widać postęp. Bardzo sobie chwalę coraz większy udział kobiet w życiu samorządowym i społecznym. Na wsiach, gdzie ster rządów wzięły w swoje ręce, widać już zmiany na lepsze. Lubię pracować z kobietami, bo z nimi naprawdę można zdziałać więcej. Nie odkładają spraw na potem, jak robią to często mężczyźni. Są uparte i konsekwentne. Gdy podejmują się zadania, nie wstydzą się poprosić innych o radę czy wsparcie. Angażują do pomocy mężów, znajome, sąsiadów i sprawa zaraz rusza z miejsca. Mężczyźni są chyba mniej zaradni, bo chcą wszystko zrobić sami, tylko sobie zawdzięczać sukces. A gdy nie podołają, chowają się i obwiniają cały świat o tę porażkę – ripostuje wójt.

Wieś jak sypialnia

A jak wieś i swoją rolę w lokalnych społecznościach postrzegają same sołtyski?

– Niestety, z perspektywy 14 lat, w czasie których sprawuję funkcję sołtysa, obserwuję, jak w mojej wsi zanika poczucie więzi – żali się Anna Kowalczyk ze wsi Grabica, najstarsza stażem sołtyska w gminie Sędziejowice.

Kontakty międzyludzkie w jej wsi ograniczają się dziś tylko do „dzień dobry”. Młodzi nie mają już poczucia przynależności do wspólnoty. Ich rodzice w codziennej pogoni między pracą a domem nie znajdują czasu ani na pracę społeczną, ani na rozmowy z sąsiadami.

– Kiedyś większość naszych mieszkańców była rolnikami. Uprawiali ziemię. Hodowali zwierzęta. Ta praca i podobne problemy integrowały ludzi, współpracowali oni ze sobą, pożyczali maszyny, pomagali sobie nawzajem w zbiorach czy przy budowie domów i budynków inwentarskich. Nawet jeśli dorabiali gdzieś na etacie, to od godziny 7 do 15, a większość czasu spędzali w domu. Dziś w całej wsi są może dwaj gospodarze, którzy od innych dzierżawią grunty. Cała reszta rozjeżdża się co rano do pracy i wraca dopiero wieczorem – ubolewa Kowalczyk. Wieś staje się więc jedynie sypialnią. Kontakty utrzymują tylko ludzie starsi.

– Kiedyś mieliśmy przynajmniej kilka imprez w roku, dożynki, festyny. Dziś nawet bal sylwestrowy trudno zorganizować, bo czasem jest zbyt mało chętnych – dodaje sołtyska.

Potrzebny wspólny dom

Największym wyzwaniem dla sołtysów gminy Sędziejowice jest odbudowa dawnego poczucia wspólnoty i współodpowiedzialności za wieś. Odkąd z powodu niżu demograficznego zamknięto szkołę, we wsi Grabica nie ma miejsca, gdzie mieszkańcy mogliby się spotykać. Coś razem robić. Zorganizować zebrania czy imprezę. 

– Marzył mi się dom ludowy i wydawało się, że plany te się ziszczą. Budynek już stoi, ale to wielki obiekt, bo połowę miał zajmować GS. Ten jednak wycofał się z inwestycji, a gminy nie stać na dokończenie obiektu własnym sumptem. Tym bardziej że potem trzeba będzie ponosić koszty jego utrzymania. W dodatku zmieniły się przepisy budowlane dotyczące budynków użyteczności publicznej, więc choć niedokończony, nasz dom ludowy już kwalifikuje się do gruntownej modernizacji. Póki co udało się wymienić eternitowe pokrycie dachu, z resztą musimy poczekać, aż straci ważność dotychczasowe pozwolenie na budowę. Wtedy gmina będzie mogła „wygasić” inwestycję i wznowić ją, gdy uzyska dofinansowanie z jakiegoś unijnego funduszu. Za swojej kadencji pewnie nie doczekam otwarcia naszego domu, a do kolejnych wyborów chyba nie stanę. Dam pole do popisu młodszym – mówi pani Anna.

Trudno uwierzyć

Świetlice wiejskie lub inne miejsca, gdzie mogliby się spotykać mieszkańcy, to temat wciąż powracający w rozmowie z sołtys­kami. Wszystkie nasze rozmówczynie właśnie ze świetlic uczyniły priorytet swojej służby na rzecz lokalnej społeczności.

– W dużo lepszej sytuacji są z pewnością takie wsie jak Bilew, gdzie funkcjonują jednostki OSP. W remizie jest sala, z której mogą korzystać mieszkańcy. Przed kilkoma laty udało mi się przekonać ludzi, by pieniądze z funduszu sołeckiego przekazać strażakom na remont tej sali i montaż centralnego ogrzewania. Teraz można tam robić zebrania i organizować różne imprezy przez cały rok. Pełnię funkcję sołtysa drugą kadencję i mam powody do dumy. Jednym z nich jest zakończenie budowy kanalizacji, drugi to wspomniany remont. A potem doposażenie sali w remizie w nowe krzesła i inne sprzęty. Problem tylko w tym, jak zachęcić mieszkańców, by z niej korzystali? – zastanawia się Marta Sobala, sołtyska Bilewy.

Młodzi ludzie nie są zainteresowani tym, co dzieje się we wsi. Nie wierzą, że może się w niej zdarzyć coś fajnego.

– Gdy radny z naszej wsi zorganizował piknik ze spływem kajakowym, to byli tacy, którzy pojechali do wsi w sąsiedniej gminie o podobnej nazwie, bo nie wpadło im do głów, że taka impreza może się odbyć tutaj – wyjaśnia Marianna Tokarek, sołtyska Lichawy.

Po kilku festynach, Dniach Dziecka i majówkach nikt już takich wątpliwości nie ma.

– Dzięki naszemu radnemu jako pierwsze sołectwo w województwie łódzkim mieliśmy swoją stronę internetową. Współpraca z takim młodym, energicznym i pomysłowym człowiekiem to same korzyści dla wsi. Wszystkim koleżankom życzę, by w ich wsiach też choć jeden taki młody społecznik się znalazł i dał przykład swoim rówieśnikom. Tylko wtedy coś może się zmienić na lepsze – zauważa sołtyska Lichawy.

Pani Marianna ma nadzieję, że wkrótce i u nich będą się odbywały nie tylko ciekawe imprezy plenerowe. Zabiega właśnie o remont świetlicy, by miejsce to mogło stać się centrum życia kulturalnego z prawdziwego zdarzenia.

Radnej łatwiej

Funkcje sołtyski i radnej lokalnego samorządu pełni Monika Porada, mieszkanka wsi Sobiepany. Swoją pracą udowadnia, że wieś może być czymś więcej niż tylko podmiejską sypialnią.

– Jestem sołtysem już drugą kadencję, a po ostatnich wyborach zostałam również radną. Jako radna jestem pewnie w lepszej sytuacji niż reszta kolegów i koleżanek sołtysów. Zasiadam w gminnej komisji finansów, więc wiem, skąd pozyskać środki na rzecz mieszkańców swojej wsi i okręgu wyborczego. Jeśli nie ma pieniędzy w budżecie, szukam innych źródeł, jak fundusze unijne czy datki od sponsorów. Jeszcze zanim zostałam radną, udawało mi się organizować we wsi rodzinne pikniki, a zimą Choinkę dla dzieci – opowiada Monika Porada. Teraz sołtyska wspólnie z dyrektor lokalnej szkoły festyny organizuje dla kilku wsi. Oprócz tego przygotowuje wakacyjne imprezy dla dzieci. Turnieje dla młodzieży, które organizowane są wraz z drużyną OSP. Centrum tych wydarzeń jest sala w remizie OSP lub sąsiadujące z nią boisko.

– Naszej drużynie zakupiliśmy stroje i sprzęt sportowy. W moim sołectwie Sobiepany prężnie działa też Koło Gospodyń Wiejskich. Bierze udział w regionalnych kiermaszach. Nasze ciasta i nalewki wyrobiły już sobie wysoką markę. Sobiepany co roku goszczą pielgrzymów zdążających na Jasną Górę. Wtedy do pomocy angażuje się cała wieś. Mam to szczęście, że otacza mnie grono życzliwych i skorych do pomocy ludzi. O bezinteresowne zaangażowanie jest w tych czasach najtrudniej – podkreśla Porada.

Trudno się dziwić. Wszyscy żyjemy w pośpiechu. Wolny czas jest na wagę złota.

Pomysłów i motywacji do działania dostarcza pani Monice 14-letni syn. Ona sama ostatnio musiała zwolnić tempo, gdyż drugi raz została mamą. Ale aktywna sołtyska zapowiada, że znów „wraca do gry”. Przed nią kolejne duże wyzwanie – festyn na pożegnanie wakacji.

Pieniądze zamiast czasu

Optymizmu nie brakuje również Jolancie Urbaniak, która sołtyską we wsi Brzeski jest pierwszą kadencję.

– My także mamy do dyspozycji salę w OSP. Udało się ją wyremontować. Kupiliśmy naczynia i zastawę stołową. Zmodernizowaliśmy kuchnię i toalety – wylicza sołtyska wsi Brzeski.

Strażacy zawsze chętnie jej pomagają. Może też liczyć na kilka sąsiadek. I razem próbują coś zdziałać.

– To właśnie kobiety nadają u nas ton. To one na mnie postawiły, bo poprzedni sołtys zrobił niewiele. Z takim poparciem być może uda mi się „rozruszać” i na powrót zintegrować wieś – wyjaśnia Jolancie Urbaniak, która tylko czasem traci wiarę w ludzi, gdy słyszy ich wykręty, jako odpowiedź na prośbę o udział w jakiejś akcji.

– Okazuje się, że łatwiej jest znaleźć sponsorów, którzy wyłożą pieniądze, niż osoby, które poświęcą czas i pomogą zorganizować imprezę – żali się sołtyska.

Spełnienie marzeń

Powody do wiary we własne siły ma Emilia Mikołajczyk ze wsi Kozuby. Ona też po raz pierwszy została sołtyską. Jej marzenie właśnie się ziszcza. Rozbudowywana jest wiejska świetlica.

– Będziemy mieli wreszcie swoją salę i być może dlatego, że we wsi zmienia się na lepsze, łatwiej mi mieszkańców mobilizować do działania. Jest grupa pań, która dzielnie mnie wspiera. Mężczyzn trudniej zmobilizować do działania, ale z pomocą ich żon być może się to uda – mówi.

Nie narzeka też Elżbieta Sagan, sołtys Marzenina, drugiej pod względem wielkości po Sędziejowicach wsi w tej gminie. 

– Przed dwoma laty rozwiązano fundusz sołecki i pieniądze zostają w budżecie. Trzeba jednak przyznać, że wójt sprawiedliwie dzieli je między wsie, sukcesywnie naprawia drogi, modernizuje szkoły, u nas również ośrodek zdrowia. Mamy pięknie wyremontowaną i wyposażoną strażnicę OSP, prężnie działa Koło Gospodyń, które też może liczyć na wsparcie – mówi pani Elżbieta.

Nie są zamożną gminą i trudno oczekiwać, by wszyscy od razu dostali na wszystko.

– Trzeba jednak rozmawiać z ludźmi, razem ustalać priorytety dla wsi i walczyć o swoje. Taki wspólny front jednak trudno stworzyć, bo ludzie mają wielkie roszczenia po fakcie, a na wiejskie zebrania nie przychodzą – radzi sołtyska Marzenina.

– A skoro nie przychodzą, my musimy do nich chodzić, jeździć albo dzwonić. O sołtysach przypominają sobie, gdy w drodze robi się dziura, na ulicy zgaśnie latarnia albo gdy spadnie za dużo śniegu. Wtedy my stajemy się „pierwszą instancją” w roszczeniach, takim buforem, na którym ludzie wyładowują złość. I choć gromy sypią się na nas bez powodu, musimy zagryźć zęby i próbować pomóc – tłumaczy Marianna Tokarek, sołtyska wsi Lichawa.

Sołtysom wciąż przybywa obowiązków. Społeczna funkcja pochłania coraz większe nakłady czasu. Pociąga za sobą koszty. Skromna prowizja od ściągniętych podatków ich nie rekompensuje, gdyż coraz więcej mieszkańców pieniądze na ten cel wpłaca przelewem przez Internet.

Jak podkreślają sołtyski z Sędziejowic, funkcja sołtysa to żaden prestiż ani intratna posada. To zajęcie dla tych, którzy chcą coś zostawić po sobie w swoich rodzinnych stronach. Mają potrzebę i siłę, by mimo przeciwności zmieniać swoją wieś na lepsze.

Grzegorz Tomczyk

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
25. kwiecień 2024 07:17