StoryEditorWiadomości rolnicze

Bankierom nie po drodze z małymi gospodarstwami

23.05.2017., 15:05h
Wybitni ekonomiści z renomowanych zagranicznych banków mających w nazwie dopisek świadczący o tym, że są związane z rolnictwem, mają kłopoty z określeniem aktualnej sytuacji naszych producentów żywności. Z jednej strony wytykają naszym rolnikom nieefektywność i przerost zatrudnienia (w tym sektorze pracuje 10% ludności wytwarzając 3% PKB), a z drugiej, bardzo się radują, że Polska jest znaczącym w Unii Europejskiej eksporterem żywności. Tej eksperckiej mowy wysłuchaliśmy w programie pierwszym Polskiego Radia. Podobno w rozwiniętych krajach UE w branży rolniczej pracuje tylko 3% ogółu zatrudnionych.

Polski rząd szczyci się tym, że bezrobocie wynosi u nas 8% a w krajach, które są w UE nieporównywalnie dłużej, np. w Hiszpanii – 15%. Zróbmy prostą kombinację. Zredukujmy liczbę zatrudnionych w rolnictwie do 3%, tak jak zalecał szanowny ekspert, różnicę czyli 7% ludności pracującej w gospodarstwach dodajmy do 8% oficjalnego bezrobocia. Będziemy mieli drugą Hiszpanię, z wszelkimi tego konsekwencjami. Wszak mniejsze gospodarstwa, z którymi bankowemu ekspertowi nie po drodze, zwalniają polskie państwo z wydatków na opiekę społeczną. Drobni i średni gospodarze mają tyle honoru, że nie sięgają po pieniądze z opieki społecznej. To właśnie dla nich i ich domowych budżetów program 500+ jest poważnym wsparciem.

Trzeba się godzić na to, że pracownicy z tych gospodarstw często pracują w szarej strefie, na prywatnych budowach czy w lasach. Ale oni nie oszukują, bowiem celem ich pracy jest tylko spięcie rodzinnego budżetu, tak aby starczał on na przeżycie i ograniczoną konsumpcję. Tutaj nie chodzi o kupno nowego samochodu, ale o części do 20-leniego opla astry lub volkswagena i zatankowanie gazu jako paliwa. Tutaj nie chodzi o żadne zbytki, ale co najwyżej o to, aby chrzciny lub pierwsza komunia mieściły się w skromnej polskiej tradycji.

Tyle na temat bankierów. Teraz o sprawach „bliższych ciału”. Niedawno gościliśmy na Europejskim Forum Polskiego Mleczarstwa. Profesor Andrzej Babuchowski, niekwestionowany guru tej branży, przedstawił plan jej rozwoju do 2030 r. Wynika z niego, że polskie mleczarstwo musi, ze wsparciem państwa, zainwestować ponad 30 mld złotych, aby za kilkanaście lat osiągnąć rentowność na poziomie 3–4%. Wielu wybitnych ekonomistów, w tym badaczy audytów firm działających w Polsce i na świecie, z podręczników renomowanych uczelni wyczytują, że wspomniana kilkuprocentowa rentowność nijak się ma do nowoczesnej gospodarki. Pewnie są to bardzo mądrzy ludzie, ale ekonomiczne arkana polskiego mleczarstwa zna niewielu ludzi, biegli rewidenci, np. dr Jan Dworniak, Stefan Jarecki, Stanisław Wieczorek. Oni doskonale wiedzą, że jeśli spółdzielnia mleczarska ma rentowność powyżej 1% to jest naprawdę bardzo dobrze. Piszemy o tym dlatego, że jesteśmy w trakcie Walnych Zebrań Przedstawicieli, na których nie liczy się tylko ostatni rok, ale teraźniejszość i przyszłość.

Podczas ostatnich notowań międzynarodowej giełdy mleczarskiej masło podrożało o ponad 11% osiągając historyczne maksimum 5478 dolarów za tonę. To właśnie jest gwarancją sukcesu zakładów osiągających rentowność ponad 1%. Eksperci twierdzą, że ludzkość przestała wierzyć w zbawienne właściwości margaryny i bajki o szkodliwym cholesterolu w maśle. Chcemy jeść masło, bo ono jest po prostu zdrowe. Stąd rosnący popyt i ceny, choć musimy zdawać sobie sprawę z tego, że te ceny nie będą rosnąć w nieskończoność. Słychać opinie, że te ceny będą rosnąć do poziomu 22 zł/kg (masła w blokach), a następnie zacznie się ich spadek. Miejmy jednak nadzieję, że ten spadek nie będzie zbyt duży, najwyżej do 16 zł/kg. Pamiętajmy, że w czasie mlecznych kryzysów ceny masła spadały poniżej 10 zł/kg.

Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
20. kwiecień 2024 08:25