StoryEditorWiadomości rolnicze

Czy polski eksport rolny muszą ratować białoruskie ostrygi?

25.08.2014., 11:08h
Kiedy my martwimy się skutkami rosyjskiego embarga dla polskiego rolnictwa, z Zachodu docierają inne sygnały. Jak w minionym tygodniu stwierdził Christian Schmidt, niemiecki minister rolnictwa, Unia Europejska nie odczuje zanadto wprowadzonego na początku sierpnia embarga. Schmidt w rozmowie z gazetą „Frankfurter Allgemeine Zeitung” podkreślił, że rosyjski sektor rolniczy jest w stanie dostarczyć jedynie 60% potrzebnej żywności. Uzależnienie od eksportu jest szczególnie duże w przypadku produktów mleczarskich. Zdaniem Schmidta za wcześnie jest na przygotowywanie systemu wypłaty rekompensat dla unijnych rolników. Nie wykluczył on jednocześnie, że w niektórych wypadkach trzeba będzie te rekompensaty wypłacić, jeśli sytuacja zagrażać będzie likwidacją gospodarstw.   

Zupełnie inne podejście do tego problemu ma Bruksela, która zdecydowała już o przeznaczeniu 125 mln euro właśnie na rekompensaty. 

Trudno się dziwić spokojowi Niemców, skoro na Rosję przypada zaledwie ok. 2% ich eksportu żywności. Podobnie jest z Francją, która eksportuje tam tylko 1,25% wywożonej za granicę żywności. Najwięcej w UE traci Finlandia (29% eksportowanej żywności trafia do Rosji), Litwa (29%), Łotwa (25%), Estonia (20%). Niestety, w rankingu dziesięciu krajów najbardziej uzależnionych od eksportu do Rosji Polska jest na szóstym miejscu (6,4%). Nasze uzależnienie, oprócz jabłek, największe jest w branży mleczarskiej. 

Niemcy bardziej obawiają się, że ich rolnicy „oberwą rykoszetem”. W związku z zamknięciem rosyjskiej granicy na unijną żywność coraz większe jej ilości napływają właśnie do Niemiec, a to może doprowadzić do spadku cen na tym rynku. 

A jak embargo wpływa na sytuację w Rosji? Jak wynika z relacji tamtejszej prasy, na razie ceny żywności wzrosły na Dalekim Wschodzie. Jak pisze gazeta „Kommiersant”, mięso podrożało tam o 26%, a importowane z Chin jabłka o 30%. Za niektóre gatunki ryb trzeba zapłacić o 40% więcej. Inaczej wygląda sytuacja w Moskwie, gdzie, jak zapewnia gazeta, ceny monitorowane są na bieżąco. Jak informował Aleksiej Niemieruk, szef stołecznego departamentu handlu i usług, w ciągu 10 dni od wprowadzenia sankcji o 6% podrożały półtusze dla zakładów mięsnych zaopatrujących Moskwę. 

Mniej uspokajająco brzmią informacje docierające do tzw. Izby Społecznej Federacji Rosyjskiej, która zajmuje się m.in. ochroną praw obywateli wobec przedsiębiorstw, urzędów administracji państwowej i samorządowej. Odbiera ona od obywateli coraz więcej sygnałów o wzroście cen. Z informacji ISFR wynika, że mięso drobiowe i inne rodzaje mięsa podrożały o 30%. Rosną także ceny serów twardych, owoców i warzyw. Na razie w reakcji na te doniesienia ISFR wystąpiła do tamtejszego urzędu antymonopolowego i prokuratury o zbadanie przypadków spekulacyjnego zawyżania cen. 

Być może ten niewielki ruch cen w stolicy jej mieszkańcy zawdzięczają nasilonemu importowi poprzez Białoruś. Jak informował Siergiej Dankwert, szef Rosselchoznadzoru (rosyjskiej inspekcji fitosanitarnej i weterynaryjnej), znacznie nasiliły się dostawy z Białorusi jabłek, brzoskwiń, śliw i pomidorów pochodzących rzekomo z Turcji, Serbii, Macedonii, a nawet Zimbabwe. Zdaniem Dankwerta te owoce i warzywa jadą z Polski, Słowenii, Holandii i Litwy. Ten rodzaj importu do Rosji zyskał już nawet nazwę białoruskich ostryg. 

Tymczasem Arkadij Dworkowicz, rosyjski wicepremier, oświadczył, że kraje wchodzące w skład Unii Celnej (oprócz Rosji to Białoruś i Kazachstan) mogą dostarczać do Rosji pochodzące z UE i USA produkty żywnościowe, ale o wysokim stopniu przetworzenia. Premier Dmitrij Miedwiediew stwierdził natomiast, że sankcje mogą trwać krócej niż przez rok. 

Iwan Starikow, były wiceminister gospodarki oraz szef komisji rolnictwa w Radzie Federacji (izba wyższa rosyjskiego parlamentu), przestrzegł na łamach „Nowoj Gaziety” przed wzrostem wydatków na żywność. Jak twierdzi Starikow, w ubiegłym roku przeciętna rodzina wydawała na jedzenie 35% budżetu. Pod koniec br. te wydatki mogą wzrosnąć do 40–42%. 

 

To nie wszystkie zagrożenia. Embargo może mieć także negatywny wpływ na rosyjskie rolnic­two. Starikow podaje przykład produktów mlecznych. Jego zdaniem wzrost ceny, np. masła, skłoni Rosjan do kupowania margaryny. Jeśli spadnie popyt na masło, to przetwórcy będą potrzebowali mniej surowca – mleka. Spadną jego ceny i zagrożone będzie z wielkim mozołem odbudowywane pogłowie krów w Rosji. Zdaniem Starikowa rząd Rosji powinien uzupełniać niedobory żywności, uchylając częściowo sankcje i wprowadzając cło na wybrane produkty. pk

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
20. kwiecień 2024 00:57