StoryEditorFelietony

I nadszedł czas Ardanowskiego

03.07.2018., 13:07h
Jeszcze na pięć miesięcy przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku, gdy już prawie pewne było, że Prawo i Sprawiedliwość – wraz z dwoma mniejszymi partiami prawicowymi wygra wybory – głośno mówiło się, że na czele resortu rolnictwa stanie Jan Krzysztof Ardanowski – autentyczny rolnik, lider samorządu rolniczego, poseł, doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wiceminister rolnictwa w rządzie premiera Jarosława Kaczyńskiego. Wielu mniejszych lub większych speców od rolnictwa było o tym przekonanych, w tym niżej podpisani.
No cóż, zapomnieliśmy o oczywistej oczywistości, czyli o tym, że w polityce każde rozwiązanie jest możliwe. Przypominamy o tym nie dla jakiejś sensacji, tylko dlatego, że wówczas długo i wnikliwie Krzysztof Ardanowski przygotowywał się do pełnienia funkcji ministra rolnictwa. Będąc zaś zastępcą przewodniczącego obecnej sejmowej Komisji Rolnictwa – w której zajmował się między innymi regulacjami prawnymi dotyczącymi sektora rolnego – udowodnił wiele razy swoje wysokie kompetencje. Wobec tego uważamy, że okres adaptacji nowego ministra powinien być skrócony do minimum, czyli do dwóch tygodni spokoju. Bowiem poseł Ardanowski może tak z marszu podejmować decyzje zmieniające oblicze polskiego rolnictwa. Przede wszystkim powinien znaleźć logiczne umiejscowienie dla tych średnich i mniejszych gospodarstw, które chcą żyć z produkcji rolniczej a nie z wydzierżawiania ziemi większym gospodarstwom.

Plan Ardanowskiego

Czekamy też na plan Ardanowskiego, będący istotnym uzupełnieniem planu premiera Mateusza Morawieckiego. Spośród najważniejszych i jednocześnie najpilniejszych spraw do rozwiązania należy wymienić walkę ze skutkami suszy oraz afrykański pomór świń. Przypominamy jednak, że bardzo istotne jest uporządkowanie spraw związanych z pracami komisji szacujących straty, aby nie powtarzał się bałagan znany z minionych lat, kiedy w protokołach pisano, że rolnikowi pomoc się należy, a wojewoda miał inne zdanie. Tu potrzebna jest praca także na forum międzynarodowym, aby pozbyć się wreszcie przeklętego limitu 30% strat w produkcji gospodarstwa. Ten przepis godzi nade wszystko w gospodarstwa nastawione na produkcję zwierzęcą – głównie produkcję mleka oraz żywca wołowego. Narzucony zaś został przez międzynarodowe traktaty Unii Europejskiej. Rolnicy zajmujący się produkcją zwierzęcą dobrze wiedzą o co chodzi. Mimo tego, że susza, powódź lub grad w większości zniszczy ich uprawy, to nie mogą przekroczyć tego limitu, bo nie pozwala na to wartość dostarczonego do mleczarni mleka lub żywca sprzedanego do rzeźni. Są więc podwójnie poszkodowani, bo tracą swoją paszę, a dokupić jej za normalne pieniądze nie mogą. Bo w czasie tych plag ceny niebotycznie szybują w górę – nawet do 250 zł za balot sianokiszonki.

Walka z ASF najważniejsza z obecnych problemów

W dłuższej perspektywie najistotniejszy jest problem afrykańskiego pomoru świń. Tu nasz gorący apel do ministra Ardanowskiego. Panie ministrze, jeśli uda się panu stworzyć podwaliny pod skuteczny program do walki z ASF, to zyska pan wdzięczność przyszłych pokoleń rolników i uratuje pan gospodarstwa podobne do takich, jakie pan prowadził! Przypominamy, że Hiszpania męczyła się z tą plagą przez 30 lat, choć tam niemal nie ma dzików. A w Polsce jest ich zatrzęsienie, a populację można ograniczyć tylko w porozumieniu z myśliwymi. Wszak dzików nie wystrzelają policyjni lub wojskowi snajperzy. Mamy nadzieję, że wspólnie z ministrem środowiska Henrykiem Kowalczykiem, znajdzie pan dobre rozwiązanie. Owszem, międzyresortowy zespół do walki z ASF – składający się z przedstawicieli ośmiu ministerstw jest potrzebny. Potrzebny jednak „generał”, który poprowadzi nasze służby do boju z wirusem. Ten „generał” powinien mieć więcej władzy niż główny lekarz weterynarii i odpowiednie uprawnienia.

Są też w związku z ASF sprawy pilne. I tak nasze oburzenie budzi historia rolnika, któremu państwo nie chce wypłacić odszkodowania za świnie wybite w 2018 r., bo dwa lata wcześniej spóźnił się ze zgłoszeniem przemieszczenia zwierząt. I żeby znów nie powtórzyła się taka sytuacja, że padłe dziki leżą w workach przez tydzień, bo nie wiadomo kto je ma pozbierać.

Bardzo ważne są też negocjacje z Unią Europejską związane z nową perspektywą budżetową. Jest oczywiste, że pieniędzy dla polskiego rolnictwa z UE będzie mniej. Ale trzeba walczyć do upadłego, aby było ich jak najwięcej i nie ulegać emocjom. A nade wszystko mieć na tyle dużo siły i mocnych argumentów, by negocjować nie tylko w dzień, ale i w nocy. Na zakończenie, życzymy nowemu ministrowi, by wyrwał się z zaklętego kręgu partyjniactwa dominującego w polskiej polityce i życzliwie traktował wszystkich tych, którzy chcą wnieść realny wkład do procesu naprawy polskiego rolnictwa – tak ponad podziałami politycznymi.

Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki

(fot. www.minrol.gov.pl)
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
25. kwiecień 2024 05:54