StoryEditorWywiad

Krajewski: polskie rolnictwo mogą uratować tanie nawozy i paliwo rolnicze

Ze Stefanem Krajewskim, posłem na Sejm RP z ramienia Polskiego Stronnictwa Ludowego z województwa podlaskiego, rozmawiają Krzysztof Wróblewski i Andrzej Rutkowski.

Jak ocenia pan obecne działania rządu, które mają chronić rolnictwo przed upadkiem? Niestety, fakty są takie, że polskiemu rolnictwu grozi upadek.

Gigantycznie wzrosły koszty środków do produkcji rolnej: nawozów, paliw, materiału siewnego, energii elektrycznej itp. Natomiast ceny produktów rolnych wzrosły nieznacznie. Zatem coraz trudniej jest rolnikom wypracować rentowność w swoich gospodarstwach. Dlatego tak ważne jest wsparcie nie tylko ze środków Unii Europejskiej, ale również ze środków krajowych, które powinny być kierowane dla rolników w ramach narodowej polityki rolnej. Wszak rolnictwo, jak i przemysł rolno-spożywczy to czynniki wpływające na rozwój całego kraju, a nawet decydujące o nim. Jeśli dziś rząd nie wspomoże wyraźnie polskiego rolnictwa, jeśli nie znajdzie skutecznych rozwiązań, to nasze gospodarstwa nie tylko przestaną się rozwijać, ale będą podupadać.

Rząd twierdzi, że nie może wpłynąć na spółki Skarbu Państwa, aby taniej sprzedawały nawozy, które tam są wytwarzane. Zanim nawóz trafi do rolnika, cena znacznie idzie w górę jeszcze u pośrednika. Zatem niezbędna jest rządowa dopłata do tony zakupionych nawozów. Jeśli tego nie zrobimy, rolnicy w dużej mierze nie będą w stanie kupić nawozów na wios­nę, a ci, którzy nawozy już kupili po tych bardzo wysokich cenach, licząc, że jakoś to będzie, osiągną stratę w ogólnym rozrachunku.

Natomiast rząd proponuje obniżenie VAT dla nawozów z 8 do 0% oraz zmniejszenie VAT przy zakupie paliwa. Dla rolnika ryczałtowca jest to jakaś pomoc – co prawda nieduża, ale zawsze. Natomiast dla rolników VAT-owców rozliczających się na zasadach ogólnych będzie to niedźwiedzia przysługa. Oni z jednej strony płacą VAT przy sprzedaży produktów, a z drugiej strony przy zakupie środków do produkcji mogą sobie ten VAT odpisać. Jeśli po stronie zakupowej będzie 0%, a przy sprzedaży będzie utrzymany VAT 5%, jak jest to obecnie chociażby w przypadku mleka, żywca czy zboża, to wyraźnie rolnik VAT-owiec jest stratny, gdyż z jednej strony nie może sobie VAT odliczyć, a z drugiej musi go odprowadzić. Jako osoba związana z rolnictwem liczę, że w takiej sytuacji zostanie zniesiony VAT także po stronie sprzedażowej. Wówczas można by mówić o realnej pomocy.

Czy w przypadku paliwa nie prostsze i skuteczniejsze od obniżania VAT byłoby podwyższenie limitów objętych zwrotem akcyzy, np. do 200 l na hektar i 80 l na 1 DJP?

– Taka dyskusja odbyła się podczas zwiększania limitu z 30 do 40 l na 1 DJP oraz przy zwiększaniu dopłat do akcyzy i parlamentarna większość się na to nie zgodziła. Natomiast pomocna byłaby w tym momencie stała obniżka akcyzy na paliwo rolnicze – wtedy rolnik faktycznie zapłaci mniej. Z kolei niemieccy rolnicy mają tanie paliwo rolnicze barwione. Takie rozwiązanie można na wzór niemiecki wprowadzić również u nas, tym bardziej że będzie to łatwiejsze w realizacji po połączeniu Orlenu z Lotosem. Oczywiście musi być to pod kontrolą i groźbą kar za stosowanie takiego taniego paliwa w celach pozarolniczych.

Często wraca temat podatku dochodowego w rolnictwie, którego wielu się obawia, natomiast tak naprawdę dopiero wtedy okazałoby się, jaka jest rentowność polskiego rolnictwa i czy w ogóle jest.

– W przeszłości nieraz podejmowano takie dyskusje. Uważam, że po wprowadzeniu podatku dochodowego w rolnictwie do budżetu państwa trafiłoby mniej środków niż z obecnego podatku rolnego, a właściwie byłby to podatek zerowy. Wynikałoby to z tego, że uwzględniając amortyzację i koszty własnej pracy, których nikt w gospodarstwach rodzinnych nie liczy, dochód jest zerowy lub poniżej zera. To widać na przykładzie niektórych spółek Skarbu Państwa, w których koszty liczone są bardzo skrupulatnie i właśnie z braku opłacalności zaprzestano w nich produkcji mleka. Taka sytuacja była w województwie zachodniopomorskim. Pamiętajmy też, że większe kredyty są ogromnym wyzwaniem. Dlatego wiele gospodarstw jest dziś na skraju wytrzymałości, a młodzi nie chcą przejmować gospodarstw.

Pomimo że ceny pszenicy i mleka są bardzo dobre w porównaniu z tymi sprzed kilku lat, to jednak nie nadążają za podwyżkami środków do produkcji. Dlatego 1,50 zł za litr mleka sprzed 5 lat było znacznie lepszą ceną niż dzisiaj 2,20 zł.

– Najlepiej można zobrazować to tym, że 10 lat temu wolnostanowiskową oborę na sto krów dojnych można było wybudować za 1 mln zł, a dziś na taki obiekt trzeba wydać ponad 5 mln zł. Niezbędne maszyny, jak ciągnik, paszo­wóz czy agregat uprawowy, dziś kosztują trzy razy tyle co wtedy. Natomiast cena mleka od tego czasu wzrosła 30–40, góra 70 groszy. Tylko część spółdzielni zapłaciła wyższe ceny mleka, ale to była sytuacja tymczasowa, głównie związana z premiami przyznawanymi na koniec roku. Natomiast mieszkańcom miast wydaje się, że rolnicy zarabiają krocie i że wysokie ceny żywności w sklepach wynikają z wysokich cen w skupie. Tak nie jest, ponieważ często pośrednicy zarabiają więcej niż producenci.

Czy rolnicy z pana rejonu wyborczego, czyli z województwa podlaskiego, obawiają się ekoschematów i wyzwań związanych z Europejskim Zielonym Ładem?

Na pewno tak, wszak produkcja mleka na Podlasiu w dużej mierze opiera się na bezumownych dzierżawach ziemi. Wymóg nie większej obsady bydła niż 1,5 DJP na 1 ha to tylko jeden z przykładów, który spędza sen z powiek podlaskim rolnikom. Karygodne jest też to, że planuje się wyłączać część ziemi rolnej z produkcji, kiedy w wielu regionach, tak jak na Podlasiu, występuje głód ziemi. Jeśli już chcemy coś zmieniać w tym zakresie, to zamiast odłogowania części ziemi lepiej byłoby dywersyfikować jej przeznaczenie, a więc większość, jak do tej pory, przeznaczać na produkcję żywności, a część na cele energetyczne do produkcji biogazu. Biogazownie są na wsiach bardzo potrzebne, inaczej będą grozić przerwy w dostawach energii ze względu na uzależnianie się od sąsiadów czy też z powodu przestarzałych linii energetycznych.

Już trzeci minister rolnictwa chce wprowadzać Narodowy Holding Spożywczy. Po co, skoro i tak ten twór nie będzie w stanie stabilizować rynku? Według planu jego przychody mają osiąg­nąć w pierwszym roku zaledwie 3,5 mld zł i na dodatek NHS nie będzie się zajmował handlem detalicznym.

– To prawda, przecież sama SM Mlekovita zbliży się już w tym roku do przychodów sięgających poziomu 7 mld zł. To takie spółdzielnie mleczarskie, jak Mlekovita, lepiej stabilizują rynek, niż to będzie robił wspomniany holding, jeśli nie zajmie się handlem detalicznym. Ten holding miałby sens, gdyby pomógł skupić i sprzedać płody rolne, omijając po drodze wielu pośredników. Dzisiaj z rolnika próbuje się zrobić oprócz producenta żywności, jej przetwórcę i sprzedawcę. To może zdać egzamin tylko w małych lub ekologicznych gospodarstwach.

Kiedyś powiedział pan, że SM Bielmlek już dawno powinien być w Narodowym Holdingu Spożywczym.

– Dzisiaj też to powtórzę. Był to zmodernizowany zakład mleczarski, niestety bez mleka, w którym po drodze popełniono wiele błędów. Bielmlek powinien być dzisiaj spółką Skarbu Państwa, ponieważ najwięcej zobowiązań finansowych miał względem państwa polskiego, a dokładnie banków państwowych, jak BGK i BOŚ czy Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Jako spółka Skarbu Państwa i część holdingu mógłby dziś pracować i zarabiać na siebie.

We wszystkich partiach politycznych szukamy ludzi, którzy znają się na rolnictwie lub spółdzielczości z nim związanej. Kto w PSL oprócz pana spełnia te warunki?

– Na pewno są to poseł Czesław Siekierski, europoseł Jarosław Kalinowski posiadający bardzo dużą wiedzę. W dalszej kolejności są to posłowie: Maliszewski, Ziejewski i Rzepa czy też senator Ryszard Bober.

Dlaczego w takim razie na tematy rolnicze wypowiada się przede wszystkim pan? Wszak nawet jak się otworzy lodówkę, słychać z niej głos posła Krajewskiego...

– Całe życie byłem związany zawodowo z rolnictwem. Wychowałem się w gospodarstwie rodzinnym, w którym cały czas, gdy potrzeba, pomagam i zastępuję brata. Duże doświadczenie zdobyłem, pracując w ARiMR oraz zarządzie województwa podlaskiego. Dlatego wiem, jak ważna jest rola krajowego rolnictwa w zapewnieniu naszego bezpieczeństwa żywnościowego.

Nawet przed 2015 rokiem PSL nie było mocne w województwie podlaskim. Jak pana zdaniem teraz wyglądają preferencje wyborcze podlaskich rolników?

– Na pewno jest duże rozczarowanie PiS. Przede wszystkim rolnicy są zawiedzeni tym, co dzieje się z ASF i gospodarstwami trzodziarskimi. Rolników dotyka też drożyzna, o której wcześniej mówiliśmy. Wśród młodych rolników część wybiera Konfederację, która również jak my postawiła się przy „piątce Kaczyńskiego”. Z wielu rozmów wynika, że jednak rolnicy wracają do PSL, bo my nigdy nie oszukiwaliśmy rolników, aby nie robić im złudnych nadziei.

Dziękujemy za rozmowę.
fot. A. Rutkowski

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
20. kwiecień 2024 00:55