StoryEditorKomentarz Naczelnego

Kredyt 0% na zakup ziemi rolnej i 600 zł ha do dzierżawy. Program TPR dla rolników na wybory

06.03.2023., 22:03h
Kredyt 0 (słownie: zero) procent dla rolników do 45. roku życia, którzy będą chcieli kupić ziemię. Wsparcie dla rolników wydzierżawiających grunty w wysokości 600 zł do hektara. To chyba uczciwe propozycje dla rolników na nadchodzącą kampanię wyborczą?

Ziemia rolna prawem, nie towarem

To niemal takie same propozycje, jakie Donald Tusk ogłosił podczas niedawnego spotkania w Pabianicach, tyle, że odnosiły się do kredytów na zakup mieszkania oraz pokrywania części kosztów wynajmu mieszkań. Można do tego dodać hasło „ziemia prawem, nie towarem”, analogiczne do „mieszkanie prawem, nie towarem”.

Niedawno pisaliśmy, że do zasobu Skarbu Państwa w ciągu trzech lat wróci około 0,5 mln ha gruntów rolnych. Czy KOWR nie mógłby sprzedać ich rolnikom na kredyt z zerowym oprocentowaniem? Dziś za cenę dwupokojowego mieszkania (500–600 tys. zł w dużych miastach) kupić można w niektórych województwach kilkanaście hektarów ziemi, istotnie powiększając gospodarstwo.

Przeczytaj także: Ponad 80 tys. zł za 1 ha! Jakie są ceny ziemi rolnej w każdym województwie?

600 zł dopłaty do dzierżawionego hektara

Jeśli chodzi o dopłatę 600 zł do dzierżawionego hektara, to powinna ona ulżyć tym, którzy chcą uprawiać ziemię. A rolników utrzymujących się z pracy na roli, w chlewni i oborze, zachęci to do zawierania oficjalnych umów dzierżawy. Nie domagamy się więcej, żeby nie drażnić miejskiego elektoratu, 600 zł na początek wystarczy.

Program "cela plus" powinien objąć radykalnych ekologów

W „naszym programie” na kampanię wyborczą znajdzie się i zastosowanie dla zaproponowanego przez lidera opozycji, na antenie jednej z prywatnych telewizji, programu „cela plus”. Powinien on objąć wszystkich radykalnych ekologów domagających się likwidacji hodowli krów lub świń czy zakazu stosowania nawozów i pestycydów. Nie, nie muszą siedzieć w więzieniach, szkoda pieniędzy na utrzymywanie darmozjadów. Powinni karę odpracować w halach udojowych albo odbierając porody u świń. Dowiedzą się, co znaczy ciężka i odpowiedzialna praca.

A swoją drogą, ciekawe, jak na propozycje Tuska odpowie obecna władza. Czy będzie się starała zaspokoić oczekiwania wielkomiejskiego elektoratu, czy zwróci się w stronę wsi i rolników, którzy dwa razy decydowali o jej zwycięstwie? Pozostaje mieć nadzieję, że wybierze tę drugą drogę.

Czy zboże z Ukrainy dalej będą napływać do Polski?

Dość polityki na ten tydzień. Wróćmy do spraw rolniczego portfela. Zapewne wielu gospodarzy zadaje sobie pytanie, jaki będzie nadchodzący sezon. Czy ukraińskie zboże nadal będzie jechać do Polski? Aby poznać odpowiedź na to pytanie, trzeba byłoby zacząć od tego, o ile wzrosła różnica między cenami na rynku światowym a ukraińskim. Jak twierdzą Ukraińcy, przed wojną wynosiła ona 40 dolarów za tonę, a obecnie 150 dolarów. Wzrosła więc ze 178 zł do 670 zł. Toż to połowa obecnej ceny kukurydzy. Jak widać, w tym wypadku pieniądze po prostu leżą na ulicy, a raczej na polu, wystarczy się po nie schylić.

Dziś wydaje się, że groźba zalania nas ukraińską pszenicą lub kukurydzą jest nieco mniejsza, bo zasiewy tych roślin zmalały. Ale nie cieszmy się przedwcześnie, bo ukraińscy farmerzy nasiali rzepaku, a wiosną postawią na słonecznik. Przesądziły o tym problemy z transportem. Koszt przewiezienia 20 ton rzepaku i 20 ton kukurydzy jest taki sam, a rzepak przynosi więcej pieniędzy. Oleistych powinno być zatem w Ukrainie dużo i zapewne odczują to także nasi plantatorzy tych roślin. Należy w tym miejscu dodać, że w tej chwili jesteśmy zdani wyłącznie na źródła ukraińskie. Podobnie było w ubiegłym sezonie, kiedy tamtejszy minister rolnictwa przewidywał spadek zbiorów o połowę.

Cena tucznika przekroczyła 1 tys. złotych, ale ile to potrwa?

Nie samym zbożem rolnik żyje. Nie wolno zapominać o produkcji trzody i mleka. Jeśli chodzi o świnie, to ceny mamy rekordowe – tucznik w skupie kosztuje ponad 1000 zł. To ceny bez precedensu w historii polskiego rolnictwa. I tu pojawia się pytanie, jak długo to potrwa? Czyż nie jest to skutek nierozważnej polityki rządów krajów Unii Europejskiej, które producentów trzody od lat prześladowały? Czy to nie efekt błędnej polityki kolejnych rządów w Polsce, ignorujących problemy świniarzy?

Coraz więcej wiadomo o źródłach kryzysu na rynku mleka

W mleku sytuacja jest trudniejsza. Teraz cierpią przede wszystkim spółdzielnie produkujące sery, bo spadają ich ceny zbytu. Dowiadujemy się też coraz więcej o źródłach obecnego kryzysu. I tu znów trzeba wrócić do Chin, które w 2021 r. za granicą kupiły 3,95 mln ton produktów mleczarskich, a w ubiegłym roku 3,27 mln l. Przy założeniu, że większość tego importu stanowiły proszki mleczne, wychodzi około 32,7 mld litrów mleka. Różnica między 2021 a 2022 r. to niemal 7 mld litrów mleka (więcej niż połowa skupu w Polsce). O tyle spadł import do Chin.

No dobrze, ale przecież Chińczycy zrezygnowali z polityki „zero COVID”, więc spożycie mleka powinno rosnąć. Owszem, wzrosło, ale na pierwszy ogień poszło mleko sproszkowane w chińskich mleczarniach, którego z powodu bałaganu w czasie, gdy obowiązywała polityka „zero COVID” oraz tuż po poluzowaniu restrykcji (bałagan był jeszcze większy) nie było komu sprzedać. A że Chińczycy produkują około 40 mld l mleka, to tego proszku na jakiś czas wystarczy.

Paweł Kuroczycki
redaktor naczelny "Tygodnika Poradnika Rolniczego"

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
20. kwiecień 2024 07:19