StoryEditorWiadomości rolnicze

Marchewka i świnia

06.07.2015., 11:07h
Gdy wiele lat temu jeden z zakładów produkujących zupki w proszku przejął międzynarodowy koncern, okazało się, że polska pietruszka, marchewka, koperek, buraki ćwikłowe czy jajka nie spełniają wymagań jakościowych wielkiego koncernu.

Były one rzekomo tak wyśrubowane, że duży zakład bardzo szybko musiał zrezygnować z usług kilku tysięcy polskich rolników. Po kilku latach od prywatyzacji wybuchła afera. W zupkach wielkiego koncernu znaleziono Salmonellę. Skruszony zarząd fabryki przyznał, że to wina cebuli importowanej z… Indii. Tak w rzeczywistości wyglądają bardzo ostre wymagania jakościowe wielkiego koncernu. Kupuje on wielkie partie towaru tam, gdzie jest najtaniej, a nie tam gdzie jest najlepiej. Wygadywanie o wymaganiach jakościowych to zwykła ściema na użytek naiwnych mediów. Na tym przykładzie widać jaki efekt może mieć prywatyzacja zakładów przetwórstwa spożywczego. I nie jest to żadna teoria spiskowa, to zwykła gra interesów. W podobnej sytuacji znaleźli się producenci trzody. Od przedstawiciela jednego z mięsnych koncernów kilka lat temu usłyszałem jakiej to marnej jakości są nasze tuczniki, bo ich mięsność nie spełnia wymagań koncernu. 

W Polsce, w ubiegłym roku zakłady mięsne ubiły ponad 20 mln tuczników. Z tego 15 mln pochodziło z naszych chlewni. Reszta, a więc ok. 5,5 mln przyjechała z zagranicy. Zastanówmy się, co byłoby, gdyby krajowe ubojnie musiały kupić te tuczniki od polskich gospodarzy? Można domyślać się, że ceny skupu wzrosłyby, bo na rynku brakowałoby świń. Niestety, tak nie jest. Przemysł przetwórczy znalazł się w obcych rękach, a jego atrakcyjność dla duńskich, amerykańskich i włoskich inwestorów wynika głównie z taniej siły roboczej. Dla nich taniej przywieźć świnie z Danii lub Niemiec i ubić na terenie Polski niż korzystać z tamtejszych robotników. 

Błędy popełniliśmy też przed wejściem do Unii Europejskiej. Ulegliśmy unijnym urzędnikom, którzy domagali się likwidacji tysięcy małych zakładów mięsnych i masarni, które rzekomo nie spełniały surowych wymagań sanitarnych. Zgadzając się na to wystawiliśmy nasz rynek na zachodnie inwestycje. Nikt i nic nie mogło im przeszkodzić.

Zastanówmy się do czego doprowadziła nasza polityka prywatyzacyjna? Mamy na terenie kraju bardzo dobrze rozwinięty przemysł przetwórczy. W branży mięsnej kontrolują go głównie Duńczycy (Sokołów) i Amerykanie (Animex). Od kilku lat swój kawałek tortu ma włoska ubojnia Pini. Na dodatek Sokołów kontroluje Danish Crown, czyli spółdzielnia duńskich farmerów, która chcąc nie chcąc będzie realizować ich interesy. Dziś o tym ile kosztuje kilogram żywca decydują obcy właściciele ubojni w Polsce. Dlaczego rząd na to pozwolił i czy ma jakąś receptę, która pozwoli wyjść z tej sytuacji? Jak na razie wszystko wskazuje na to, że jej nie ma.

Paweł Kuroczycki

redaktor naczelny

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
16. kwiecień 2024 19:53