StoryEditorKomentarz naczelnych

Ostatni komentarz rolniczy redaktora Krzysztofa Wróblewskiego

Drodzy przyjaciele i drodzy nieprzyjaciele, to jest mój ostatni komentarz pisany wspólnie z redaktorem Pawłem Kuroczyckim. Bowiem 30 stycznia kończę pracę w Polskim Wydawnictwie Rolniczym. Bądźcie jednak spokojni, Paweł jest bardzo dobrym dziennikarzem, który fachu prawie 30 lat temu nauczył się w polskiej gazecie. Czytajcie jego komentarze. Polecam: Krzysztof Wróblewski.

Jak daleko jesteśmy od dna w tym mleczarskim kryzysie?

Do naszej redakcji dzwonią rolnicy, a także prezesi spółdzielni mleczarskich oraz członkowie rad nadzorczych i zadają proste pytanie: jak daleko jesteśmy od dna w tym mleczarskim kryzysie. Niestety, żadnych konkretów nie możemy podać, bo po prostu nie wiemy, a nie chcemy Was drodzy Czytelnicy mamić. Zresztą, kiedy przed świętami informowaliśmy o nadchodzącym kryzysie, który przewidywaliśmy znacznie wcześniej, to na różnych forach internetowych wylały się na nas kubły pomyj. Nic dziwnego, były bowiem też takie media rolnicze, które nadal twierdziły, że „Kanada” w mleczarstwie będzie trwała jeszcze długo. My zawsze twierdziliśmy, że cena ceną, ale koszty produkcji mleka w oborze wzrosły w sposób astronomiczny. Nie kadziliśmy rolnikom – pisaliśmy prawdę także o wzroście kosztów przetwórstwa mleka w zakładzie. Wszak ceny energii elektrycznej wzrosły o ponad 200%, a gazu o ponad 500%. Nawet w najefektywniejszych proszkowniach nie opłaca się robić proszku mlecznego ani serwatkowego. Na rynek napływają sery z importu – głównie z Niemiec i Holandii, po 14,5 zł. Zaś wielkie sieci handlowe systematycznie obniżają ceny zbytu oczywiście u nas, a nie w Niemczech. W 3 numerze TPR podaliśmy przykłady obniżek cen skupu mleka w kilku zakładach mleczarskich. Innych obniżek wówczas nie znaliśmy albo nie mieliśmy jeszcze konkretnych informacji. I np. co do obniżki w Polindusie się pomyliliśmy, sprostowanie drukujemy pod naszym komentarzem. Teraz możemy powiedzieć, że prawie we wszystkich firmach mleczarskich ceny skupu mleka poszły o kilkadziesiąt groszy w dół. Z tego co wiemy, nawet w OSM Giżycko jest planowana znaczna obniżka ceny skupu mleka. I ta twierdza cenowa polskiego mleczarstwa też padnie. Ale jako ostatnia.

Co będzie jak zniszczymy polskie przetwórstwo mleka?

Bardzo boli nas fakt niezrozumienia przez wielu rolników problemu wzrostu kosztów przetwórstwa mleka czy machinacji wielkich sieci handlowych. Ci najodważniejsi wręcz piszą na forach, że to ich nie obchodzi, że cena musi być wysoka. A co będzie jak zniszczymy polskie przetwórstwo mleka? Chyba po raz tysięczny odpowiadamy na nie: będzie jak w wieprzowinie – tuczników ubędzie, ale… Niech zwieńczeniem naszych krajowych mlecznych rozważań będzie jeden z komentarzy pewnej brytyjskiej firmy maklerskiej. Napisała ona o „Armagedonie cen mleka” i „rzeczywistości, która zmierza do rzezi”. Brytyjczycy spodziewają się spadku cen skupu o 10–12 pensów za litr, czyli 55–65 groszy, choć oni muszą nabiał importować, bo krajowa produkcja nie pokrywa potrzeb.

Mąka ze świerszczy to nie mąka

Podobno Unia Europejska zgodziła się na sprzedaż w sklepach spożywczych mąki produkowanej ze świerszczy. Od razu zastrzegamy, że naszym zdaniem nie powinno się tego nazywać mąką. Spożywanie owadów z rodziny szarańczowatych nie jest niczym nowym dla ludzkości. Współcześnie wchodzą w skład diety mieszkańców Azji Południowo-Wschodniej. Szarańczą żywił się także Jan Chrzciciel na pustyni. Jednak obecnie preparat ze świerszczy jest jednym z kamieni milowych prowadzących do zmiany sposobu żywienia ludzi. A jednocześnie jest to ślepa uliczka.

Bo cóż oznacza stosowanie roślinożernych owadów do produkcji „mąki”? Logika podpowiada, że w Afryce zamiast zwalczać szarańczę pustoszącą pola, będzie się z niej piekło chleb. A w Europie? Zamiast pryskać kartofle na stonkę powinniśmy ją hodować na ziemniaczanych polach. Zamiast płatków owsianych, płatki z owsa głuchego?

Wartość odżywcza szkodników i nasion chwastów jest znacznie mniejsza niż ziemniaków, kukurydzy czy owsa. To pokazuje, jak bardzo oderwane od rzeczywistości są takie pomysły. Niestety, spotykają się w Brukseli ze zrozumieniem i ogromnym wsparciem.

Ale nie piszmy tylko o przyszłych zagrożeniach. Dzisiejsze są równie groźne

Polska w nowy sezon wejdzie z zapasami zbóż, kukurydzy i rzepaku, które łącznie o kilka milionów ton przekroczą poziom z lat ubiegłych. Oczywiście, do żniw 2023 r. jest jeszcze trochę czasu i wiele może się wydarzyć, ale warto to brać pod uwagę. Te zapasy, wynikające z importu z Ukrainy, nie pozostaną bez wpływu na poziom cen w Polsce. Na dodatek, w Ukrainie pojawiła się tendencja do zastępowania zbóż oleistymi. Ogromne problemy z wywozem zbiorów skłoniły tamtejszych farmerów do refleksji, że opłacalniej jest zorganizować transport 10 t rzepaku niż 10 t kukurydzy. A to znaczy, że w nadchodzącym sezonie u naszych sąsiadów będzie więcej rzepaku i słonecznika. Jakie z tego wynikają wnioski dla polskich producentów rzepaku?

Może nie będzie tak źle, skoro gaz na giełdach staniał do poziomu 60 euro za MWh (jest niemal sześć razy tańszy niż podczas sierpniowego szczytu). Czekamy zatem na tańsze nawozy.

Paweł Kuroczycki i Krzysztof Wróblewski
redaktorzy naczelni Tygodnika Poradnika Rolniczego

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
23. kwiecień 2024 12:21