StoryEditorWiadomości rolnicze

Owoce gorzkie i słodkie

18.07.2016., 13:07h
Sierpień za pasem i przed nami żniwa. Poprawia się sytuacja na rynku mleka i trzody chlewnej. Mimo prognoz dobrych zbiorów w Europie, także z rynku zbóż i rzepaku nie docierają niepokojące sygnały o zagrożeniu spadkiem cen. Zdaje się, że sytuacja po dwóch latach załamania, zwłaszcza na rynku produktów zwierzęcych, zaczyna się stabilizować.  

Czy zatem wychodzimy już z kryzysu zafundowanego nam likwidacją kwot mlecznych, nadprodukcją mleka i rosyjskim embargiem oraz wcześniejszą sprzedażą przemysłu mięsnego zagranicznym koncernom? Czy zbliżające się dożynki będziemy świętować w lepszych nastrojach niż przed rokiem? Stara mądrość ludowa mówi, że to co na polu należy do Boga, do rolnika należy to co w spichrzu. Nie podejmiemy się więc dziś wyrokować, czy nadchodzące żniwa będą dobre. Jednak możemy być pewni co do jednego. Na pewno na dożynkach pojawią się rzesze polityków lokalnych i centralnych, rządowych i opozycyjnych, którzy postarają się sprawić wrażenie, że poprawa sytuacji to ich zasługa. Warto zwrócić uwagę na to, że tak samo będzie się chełpić poprzednia ekipa, która ma na sumieniu pogłowie żywca wieprzowego i brak recepty na złagodzenie kryzysu na rynku mleka, jak i obecnie rządzący, którzy choćby ze względu na krótki okres sprawowania władzy, nie mieli szans, aby się wykazać.

Nie słuchajcie ich! To, że dziś produkujecie, to wyłącznie Wasza zasługa. Nie daliście się zwieść w chwili załamania i nie wyprzedaliście świń lub krów. To wyłącznie zasługa Waszej ciężkiej pracy, odporności psychicznej, uporu, pomysłowości i zdolności znalezienia oszczędności w sytuacji, gdy Niemiec czy Francuz już dawno machnąłby ręką. Ten etos pracy wykuwał się przez całą powojenną historię Polski. Nie jest przypadkiem, że w całym tak zwanym obozie socjalistycznym gospodarstwa rodzinne przetrwały tylko w Polsce. Jak Europa Środkowo-Wschodnia długa i szeroka, wszędzie zwyciężyła kolektywizacja. Kiedy u naszych sąsiadów powstawały kołchozy, my hartowaliśmy się w czasach stalinowskich i przetrwaliśmy okres dostaw obowiązkowych (wprowadzonych w 1944 r.) zniesionych dopiero przez Edwarda Gierka w 1971 r.

Można więc powiedzieć, że w miarę w znośnych warunkach gospodarujemy od 40 lat, przechodząc w tym czasie transformację ustrojową, która rolnictwo wpędziła w głęboki kryzys. Następnie musieliśmy przejść bardzo trudny i kosztowny proces dostosowania się do wymagań Unii Europejskiej. Kiedy niedawno grupa Czytelników TPR pojechała na Węgry, aby z bliska przyjrzeć się realiom tamtejszego rolnictwa usłyszała, że u „bratanków” przeciętne gospodarstwo produkcyjne ma około 1000 ha. Cóż przy tym znaczy nasza kilkunastohektarowa średnia? A jednak to Węgrzy oraz Czesi i Słowacy, którzy również do dziś niosą brzemię kolektywizacji, mają problem z polską żywnością. Przecież biorąc pod uwagę strukturę ich gospodarstw – to oni powinni nas zalać ziarnem, mlekiem i mięsem. Z jakiegoś powodu tak się nie dzieje. Decydujący udział ma w tym polska własność w przetwórstwie mleka i owocowo-warzywnym.

Teraz spożywamy owoce zmian, jakich doświadczyliśmy przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Nie można nie wspomnieć, że dla wielu rolników te owoce okazały się bardzo gorzkie. Dziś jednak z nadzieją spoglądajmy w przyszłość.

Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
19. kwiecień 2024 08:40