StoryEditorWiadomości rolnicze

Sorry, takich mamy urzędników

12.08.2014., 11:08h
Mieszkańcy kilku wsi w gminie Kowal udowodnili, że można skutecznie walczyć o swoje prawa i interesy. Przy okazji obnażyli bezradność i brak skuteczności państwowego aparatu biurokratycznego. Przeciągające się w nieskończoność procedury sprawiły, że nawet po wywalczeniu wyższego odszkodowania nie chcieli wydać swojej ziemi, dopóki pieniądze nie pojawią się na ich kontach.   

Główna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wobec protestów odpuściła i chwilowo na początku tego roku wstrzymała proces przejmowania gruntów. Do pracy wkroczył rzeczo-

znawca, który miał wycenić grunty rolników. Specustawa drogowa daje spore pole manewru. Zwykle kiedy lokalna ludność nie protestuje, grunty są szacowane według aktualnych i lokalnych cen. Na ich wartość nie wpływa fakt, że powstaje miliardowa inwestycja automatycznie zwiększająca wartość wszystkich nieruchomości dookoła. Specustawa drogowa wprowadziła możliwość szacowania według aktualnego lub alternatywnego sposobu użytkowania. 

Ten drugi odnosi się do korzyści płynących z inwestycji. Jeżeli przeznaczenie nieruchomości, zgodne z celem wywłaszczenia, powoduje zwiększenie jej wartości, wartość rynkową nieruchomości określa się według alternatywnego sposobu użytkowania wynikającego z tego przeznaczenia. 

Sposób alternatywny

Rzeczoznawca uznał, że grunty rolników w gminie Kowal należy wycenić według alternatywnego sposobu użytkowania. Pod koniec 2012 r., kiedy zanosiło się na to, że ziemia będzie wyceniana według sposobu aktualnego, rolnicy mieli za metr kwadratowy dostać ledwie kilka złotych. To dlatego z taką determinacją walczyli o to, aby decyzja wojewody o budowie zbiorników zawierała informację o tym, że są to grunty rolne, a nie nieużytki. Każdy szczegół mógł mieć przecież znaczenie dla wyceny rzeczoznawcy. Sposób alternatywny automatycznie podnosi cenę i nie ma znaczenia, co na gruncie się znajduje i jak jest on klasyfikowany. Rolnikom ich grunty zostały wycenione w tym roku od kilku-
nastu do kilkudziesięciu złotych za metr kwadratowy.

Jak się dowiedzieliśmy, GDDKiA mogłaby zaproponować rolnikom odszkodowanie w wysokości 5–7 zł/m2 ziemi. Dzięki zmianie kwalifikacji gruntów otrzymali oni od 18 do 22 zł/m2. W tym rejonie odszkodowania sięgały nawet 60 zł/m2

Mimo godziwych pieniędzy mieszkańcy nadal nie chcieli oddać gruntów GDDKiA. Egzekucja odbyła się 1 sierpnia.

– Nie wierzymy urzędnikom. Najpierw mają być pieniądze i ostateczna decyzja o odszkodowaniu, dopiero wtedy oddamy naszą ziemię. – Usłyszeliśmy w Dąbrówce.

Zgodnie z obowiązującymi przepisami, od momentu przejęcia gruntu przez Dyrekcję obywatel może złożyć wniosek o wypłatę 70% zaliczki należnego odszkodowania. Wypłata reszty dokonuje się dopiero po uprawomocnieniu się decyzji wojewody o zezwoleniu na budowę zbiorników.

Kłopot jednak w tym, że Wojewoda Kujawsko-Pomorski takiej decyzji wydać nie może, więc wypłata odszkodowania również staje się niemożliwa. Zawiodło bowiem Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju. Do końca lipca 2014 r. urzędnicy nie raczyli rozpatrzyć odwołania Waldemara Paradowskiego, które zostało złożone w lutym 2013 r. Do ministerstwa transportu kompletne dokumenty trafiły pod koniec lipca 2013 r. Przez rok nikt się nimi nie zajął. „Sorry, takich mamy urzędników...”, chciałoby się powiedzieć – i to podlegających minister Elżbiecie Bieńkowskiej, znanej z celnych stwierdzeń dotyczących klimatu lub korków na autostradach. 

– Moje zastrzeżenia stały się bezpodstawne. Właściwie nie miało znaczenia, jaka klasyfikacja gruntów została wskazana przez wojewodę. Moje odwołanie przestało mieć znaczenie, więc aby nie utrudniać, wycofałem je z ministerstwa – mówi Waldemar Paradowski.

Dom na pasie autostrady

Ministerstwo poinformowało rolnika o tym, że potrzebuje jeszcze dwóch miesięcy na rozpatrzenie jego wniosku o wycofanie odwołania. Oznaczało to paraliż w wypłacie odszkodowania. Dopóki nie ma prawomocnej i ostatecznej decyzji wojewody o budowie, pieniądze nie mogą być przelane na konta rolników. Dlatego też mieszkańcy gminy Kowal odmówili na początku sierpnia wydania terenów GDDKiA. Na nasze pytanie, czy protest nie jest zbyt gwałtowny, a postawa mieszkańców i brak zaufania do instytucji państwowych zbyt radykalna, usłyszeliśmy w odpowiedzi:

– To trwa zbyt długo. Urzędnicy przeciągają terminy. Błyskawicznie wywłaszczają nas w oparciu o specustawę, a na ich decyzje czekamy miesiącami. My im po prostu nie wierzymy. Cały czas dostaję korespondencję od GDDKiA i urzędu w Bydgoszczy w tej sprawie na adres Unisławice 8. W tej chwili przez mój dawny dom i stodołę przebiega środek jednego z pasów autostrady. Instytucje, które mnie wywłaszczyły, nie potrafią przyjąć do wiadomości tego, że ja już tam nie mieszkam. Dlatego też pewni będziemy swego dopiero, kiedy będą pieniądze na kontach – powiedział nam Stefan Górski, jeden z rolników toczący spór w sprawie zbiornika dla żab.

Wójt jako negocjator

Egzekucja gruntów odbyła się bez interwencji policji i zakończyła się częściowym kompromisem. Waldemar Paradowski pokazał przedstawicielowi wojewody oraz pracownikom GDDKiA swoje pismo w sprawie wycofania odwołania. Urzędnicy zgodnie przyznawali, że nic nie wiedzieli o tym fakcie. Egzekutor z urzędu wojewódzkiego telefonicznie negocjował z dyrekcją oddziału GDDKiA w Bydgoszczy. Dyrekcja wobec przyjęcia do wiadomości informacji o wycofaniu odwołania pana Paradowskiego obiecała, że najpóźniej w poniedziałek (egzekucja odbywała się w piątek 1 sierpnia) rolnicy otrzymają dokumenty potwierdzające obietnicę wypłaty 70% odszkodowania. Mieszkańcy się sprzeciwili. Stwierdzili, że najpierw dokumenty, a potem grunty. Z pomocą przyszedł wójt Kowala. Zaproponował skorzystanie z faksu. Gwarancje z GDDKiA miały przyjść do Urzędu Gminy w Kowalu. Rolnicy zgodzili się na takie rozwiązanie i wydali swoją ziemię. Zaliczka ma być wypłacona do 22 sierpnia. Reszta kwoty trafi na ich konta po przesłaniu dokumentów o zakończeniu procedury odwoławczej z ministerstwa infrastruktury do GDDKiA.

W tym zamieszaniu rolę odegrał też Urząd Gminy w Kowalu. Urzędnicy wojewody wpisali na decyzji o budowie zapis o nieużytkach, gdyż takie informacje otrzymali z gminy.

– To bardzo prawdopodobne, jednak to nie nasza wina. Kartografia i mapki ewidencyjne są poza gminą, w powiecie. My też prosiliśmy ich o wykaz i to oni dali nam informacje o nieużytkach, mimo że faktycznie było inaczej. Musieliśmy przekazać do Bydgoszczy to, co dostaliśmy – powiedział nam Stanisław Adamczyk, wójt gminy Kowal. 

 

Tomasz ŚLĘZAK

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
18. kwiecień 2024 23:34