StoryEditorWiadomości rolnicze

Licząc na lepszą opłacalność

12.06.2014., 12:06h
Przed 1999 r., na terenie woj. dolnośląskiego funkcjonowało 40 spółdzielni mleczarskich. Przez lata ich liczba systematycznie malała. Dziś pozostało ich zaledwie 3. Z tego powodu wielu hodowców bydła mlecznego zrezygnowało z produkcji mleka lub, jak Jerzy Guła ze wsi, Imbramowice, gmina Żarów, przerzucili się na chów opasów.   

W moim gospodarstwie prowadzona jest dwukierunkowa produkcja: roślinna i zwierzęca – chów opasów. Dlaczego produkcja roślinna? Dlatego, że na terenie gminy dominują dobre ziemie. W moim gospodarstwie przeważa II i III klasa, niewielki areał stanowi IV – jest to zatem doskonała, pszenno-buraczana gleba. Teren województwa dolnośląskiego, szczególnie gminy Żarów, sprzyja więc uprawom roślinnym, chyba że jak to miało miejsce dwa lata temu, wystąpią niekorzystne warunki atmosferyczne. W moim przypadku prawdziwego spustoszenia dokonały wymarznięcia. Gospodarstwo prowadzę od ponad 30 lat i po raz pierwszy, właśnie dwa lata temu, wymarzła mi pszenica. Z drugiej strony, patrząc na 2012 r. odnotowaliśmy wysokie ceny zbóż – za tonę pszenicy płacono wówczas ok. 1000  zł, za rzepak płacono 2300–2400 zł/t. W następnym roku sprzyjały warunki atmosferyczne, ale za to ceny zdecydowanie spadły, pszenica była tańsza o ok. 300  zł, a rzepak o prawie 1000 zł/t. Nie zawsze więc korzystne warunki atmosferyczne zapewniają opłacalność roślinnego kierunku produkcji. Tegoroczny brak zimy spowodował, że oziminy są w doskonałej kondycji, a brak śniegu i roztopów pozwolił bezproblemowo wykonać wszystkie wiosenne prace. W swoim gospodarstwie mam już wszystko obsiane. Teraz musimy czekać na przebieg wegetacji kontrolując uprawy. Jeśli pogoda dopisze i będziemy mieli urodzaj, to nie mamy co liczyć na wysokie ceny. Przy normalnym roku jestem w stanie zebrać ponad 7 t/ha pszenicy i jęczmienia, buraków ponad 600 q/ha, rzepaku 40–45 t/ha – wylicza gospodarz.

W gospodarstwie Jerzego Guły zawsze prowadzona była produkcja zwierzęca. Swego czasu hodowano tu spore stado bydła mlecznego i produkowano mleko, ale zamknięcie okolicznych zakładów mleczarskich, takich jak w Świdnicy, spowodowało likwidację tego kierunku produkcji. 

– Chcąc dalej prowadzić zwierzęcy kierunek produkcji, 7 lat temu postanowiłem zająć się chowem opasów wykorzystując w tym celu posiadane stado. Nie mogąc zdecydować się na konkretną mięsną rasę postanowiłem wykorzystać do inseminacji nasienie trzech ras: charolaise, limousine i simental mięsny. Dlaczego akurat te? Na charolaise zdecydowałem się ponieważ zwierzęta tej rasy cechuje duży potencjał wzrostowy, późne dojrzewanie, wyrostowość, odporność na trudne warunki środowiskowe, dobre wykorzystanie paszy. Ponadto buhaje tej rasy doskonale nadają się do krzyżowania z krowami ras mlecznych. Zaletą jest też to, że bydło to może być opasane do wysokiej masy ciała, bez obawy obniżenia jakości mięsa. Cechami rasy limousine jest średni kaliber, bardzo dobre umięśnienie, dobra płodność i wysoka wydajność rzeźna. Zdecydowałem się również na nią ponieważ doskonale nadaje się do krycia z rasami mlecznymi, przy zachowaniu dużej łatwości wcieleń, a to ważne przy unasiennianiu jałowic. Również wytrzymałość na trudne warunki utrzymania skłoniły mnie, by do inseminacji wykorzystać trzecią rasę – simentala mięsnego. Ponadto rasa ta charakteryzuje się m.in.: dobrą wartością rzeźną i wysoką mlecznością mamek, odznacza się również wysoką odpornością na choroby – wylicza zalety hodowca.

Która rasa jest najlepsza?
– Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie ponieważ posiadam krzyżówki hf-a z wymienionymi powyżej rasami i dlatego, moim zdaniem, najlepsze są mieszańce – dodaje. – To oczywiście mój pogląd, a mówię tak przez pryzmat własnego doświadczenia i warunków, w jakich prowadzę chów. Wszystko i tak weryfikuje cena skupu, która dla tych trzech krzyżówek utrzymywanych w moim gospodarstwie jest jednakowa. Przez ostatnie 6 lat ceny nie należały może do zbyt atrakcyjnych, ale pozwalały mówić o jakiejś opłacalności tego kierunku. Sytuacja zmieniła się jednak po tym, jak w Polsce wstrzymany został ubój rytualny. Wtedy to ceny zaczęły spadać. Liczę jednak, że ten kierunek produkcji ma przyszłość i niebawem stanie się dochodowy – informuje hodowca.

Obecnie w oborze Jerzego Guły znajdują się 23 opasy, dodatkowo 9 jałowic jest na wycieleniu, liczba opasów ulegnie więc zwiększeniu. 

– Średnio rocznie trzymamy ok. 30 sztuk, a sprzedajemy 10–12 w wieku 20–22 miesięcy i wadze ok. 800 kg. Za sprzedane pod koniec ub.r. sztuki średnio otrzymywałem po 6 tys. zł. Czy była to opłacalna cena? Dla mnie tak. Mogę mówić o opłacalności, gdyż mam dostęp do taniej paszy, a mam tu na myśli liście buraczane, wytłoki oraz dlatego, że posiadamy własne łąki i pastwiska. Z tym ostatnim nie jest źle, wielu rolników z chęcią oddaje trawę w zamian za wykoszenie łąki czy pastwiska. Jednak mimo to, że na terenie naszej gminy mamy niemal nieograniczony dostęp do użytków zielonych, nie przybywa a wręcz przeciwnie, systematycznie ubywa gospodarstw prowadzących chów opasów. W mojej wsi są jeszcze trzy – z mniejszą skalą produkcji, ale jest wiele wsi, w których ze świecą szukać bydła – informuje pan Jerzy.

Skończył się jeden PROW zaczął drugi, a pan Jerzy nie skorzystał jeszcze ze wsparcia na inwestycje w modernizację gospodarstwa czy zakup nowych maszyn rolniczych.

– Jak dotąd nie było potrzeby skorzystać z funduszy pomocowych. Dlaczego? Posiadamy wszystkie niezbędne maszyny i urządzenia rolnicze, we wszystkich pracach jesteśmy samowystarczalni, począwszy od orki, a skończywszy na zbiorze zbóż czy też buraków cukrowych. Obecnie wykorzystywany sprzęt jest leciwy, ale sprawny i obecnie spełnia moje oczekiwania. A może jestem za stary na nowoczesne maszyny – z uśmiechem na zakończenie pyta pan Jerzy. 

Ireneusz Oleszczyński

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
18. kwiecień 2024 11:06