StoryEditorBydło mięsne

Reputacja polskiej wołowiny przez jedną "czarną owcę" została zdruzgotana

14.02.2019., 08:02h
Na całym świecie mówi się o polskiej aferze spowodowanej przez jedną ubojnię. Niestety, w świat poszła nieuczciwa informacja dziennikarska, która pogrążyła budowaną przez wiele lat przez polskich rolników i przedsiębiorców reputację o najwyższej jakości polskiego mięsa wołowego.

Mówi się o aferze, a tak naprawdę to incydent. Dziennikarze śledczy mówią o mięsie niebezpiecznym od chorych lub padłych krów, a to mięso wprowadzone oczywiście do obrotu nielegalnie, ale zdrowe i bezpieczne od krów kontuzjowanych, pourazowych. No właśnie, jakie są fakty? Jaka jest prawda? Jakie są skutki incydentu? Warto przekornie zapytać – czy tylko w Polsce zdarzają się sytuacje, że krowa złamie nogę, że dozna urazu w trakcie porodu? Czy taki incydent zdarzył się tylko w Polsce? Spytaliśmy o to Witolda Choińskiego ze Związku Polskie Mięso.

Witold Choiński: – Prawo stanowi, że krowy pourazowe (złamanie nogi, niemoc poporodowa, uraz w czasie porodu) powinny być przebadane na miejscu przez lekarza weterynarii i lekarz powinien podjąć decyzję np. że zostanie ona ubita w gospodarstwie i decyduje co dalej stanie się z mięsem.  Lekarz weterynarii może też podjąć decyzję o leczeniu lub uśpieniu. W nagłośnionych przypadkach prawo zostało złamane. Krowy pourazowe, cierpiące, przewieziono bez decyzji lekarza weterynarii do ubojni i ubito je nocą bez nadzoru lekarza weterynarii, co nie powinno się zdarzyć. Żaden rozsądnie myślący przedsiębiorca nie powinien do tego dopuścić. Wołowina jest wyjątkowa, bo kupując konkretną porcję (wyręb) w łatwy sposób można dojść, z jakiej ubojni pochodzi, o której godzinie dokonano rozbioru, z jakiego gospodarstwa pochodziła sztuka. Historia tego kawałka mięsa jest dokładnie znana, dlatego mięso od tych sztuk pourazowych można szybko wycofać z rynku i tak się stało.

Incydent urósł do afery i poznał ją cały świat. Poznał nieprawdziwe fakty.

Witold Choiński: – Dziennikarze robią, to co do nich należy, ale nie mogą nadinterpretować faktów. Niestety, w świat poszła informacja niepotwierdzona, że do obrotu wprowadzono mięso chore, ze sztuk chorych i  padłych. Nie miało to miejsca, co potwierdziły kontrole i badania Głównego Inspektoratu Sanitarnego i głównego lekarza weterynarii a także służb państw, do których mięso trafiło. Oczywiście faktem jest, że złamano prawo w zakresie dobrostanu zwierząt i do obrotu wprowadzono mięso nieprzebadane. Ale jeszcze raz podkreślę – do obiegu nie wprowadzono mięsa ze sztuk padłych czy chorych. Było to mięso od sztuk po urazach, ale bezpieczne, niezagrażające zdrowiu konsumentów. To się wydarzyło – złamano prawo. Reputacja polskiej wołowiny przez te zaniedbania i przez jedną ubojnię, jedną „czarną owcę” branży  została zdruzgotana. Służby państw, do których trafiło to mięso stwierdzają, że jest ono bezpieczne, nie jest chore, nie stwarza zagrożenia, nie pochodziło od sztuk chorych lub padłych.

 Po nagłośnieniu polskiego incydentu, okazuje się, że w UE takie przypadki miały miejsce, ale o tym cisza.

Witold Choiński: – To prawda, bo w chowie zwierząt urazy zdarzały się, takie ryzyko jest teraz i w przyszłości. Podobne przypadki do incydentu w Polsce miały miejsce w październiku 2018 r.  np. w Niemczech i we Francji. Pisały jednak o tym lokalne media. Polską aferę nagłośniła duża stacja i informacje powtarzały media na świecie. Najgorsze, że powtarzały informacje niepotwierdzone. To mocno zepsuło reputację polskiego mięsa, nad czym pracowaliśmy rzetelnie wiele lat. Nie jest tajemnicą, że np. Czechy i Słowacja od wielu lat walczą z polską żywnością i te informacje im w tym bardzo pomogły. Wykorzystali i ten incydent, aby o polskiej żywności mówić źle.

Czy o tym na razie się tylko mówi, czy też już odczuwamy skutki tych nieprawidłowości?

Witold Choiński: – Rynek wołowiny w Polsce już się załamał. Cena wołowiny spadła o 1,5–2 zł/kg. Dla wielu rolników i ich rodzin to dramat. Wzięli kredyty, a nie uzyskają opłacalności. To dramaty dla firm, bo nie mają zamówień, bo importerzy zrywają kontrakty, bo grają ceną. Za nierzetelne informacje w nagłośnionej aferze płacą uczciwi rolnicy i uczciwi przedsiębiorcy. Nie wiedzą, co mają robić. Czy handel będzie, czy eksport wróci? To jest oczywiście afera, ale to też incydent na wielkim polskim rynku wołowiny. Niestety, przekaz był taki, że takie nieprawidłowości są w całej branży, a już szczytem nierzetelności było informowanie, że mięso było od chorych lub padłych sztuk i jest niebezpieczne dla zdrowia konsumentów. To nadinterpretacja i mam nadzieję, że szybko potwierdzi to trwająca unijna kontrola zakładów. Dodam przy tym, że po incydencie w Niemczech została zamknięta ubojnia i wycofane mięso wprowadzono do obrotu nielegalnie. Nikt na świecie nawet o tym się nie dowiedział. W Polsce służby postępują w tym zakresie zgodnie z prawem i też podejmują stosowne działania, ale huczy o tym w mediach całej UE i na świecie. Importerzy wykorzystują ten incydent do gry ekonomicznej, do zrywania kontraktów, do obniżania ceny. Jakość polskiej wołowiny jest jednak bardzo wysoka i prawie 90% produkcji eksportujemy. Polskie mięso wołowe chłodzone spełniające wyśrubowane normy, posiadające wszystkie certyfikaty eksportujemy na najbardziej wymagające rynki świata. Niestety, szacując ostrożnie  z powodu tego incydentu straty rolników, hodowców, ubojni, już dzisiaj wynoszą kilkadziesiąt milionów złotych, a jeśli nie opanujemy szybko sytuacji, mogą w 2019 r. sięgnąć setek milionów złotych.

Złamano prawo, ale mięso jest bezpieczne

Trwają kontrole, trwają ustalenia,  jest też deklaracja ministra rolnictwa i rozwoju wsi Krzysztofa Ardanowskiego stanowczej walki z nagłośnioną patologią. Są też fakty potwierdzające to, że wprowadzone do obrotu mięso ze złamaniem prawa jest bezpieczne dla zdrowia i życia ludzi. Poinformowali o tym: główny lekarz weterynarii Paweł Niemczuk oraz główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas. Mięso zostało zabezpieczone i przebadane, nie stwierdzono zagrożeń biologicznych. Mięso i jego przetwory mogą być spożywane, jednak są wycofywane z obrotu, gdyż pochodzą z uboju, który był prowadzony niezgodnie z obowiązującymi przepisami prawa. Był to proceder nielegalny, prowadzony w nocy, w momencie, kiedy nie było nadzoru weterynaryjnego. Ponieważ nie przestrzegano dobrostanu zwierząt, prowadzona działalność była niezgodna z prawem. Zarówno zakład ubojowy, jak i właściciele gospodarstw, którzy sprzedawali chore zwierzęta, poniosą odpowiedzialność karną. Zakład ubojowy w okolicy Ostrowi Mazowieckiej, który złamał prawo, został zamknięty, cofnięto mu uprawnienia, a zabezpieczone mięso będzie zutylizowane.
Marek Kalinowski



Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
20. kwiecień 2024 05:10