StoryEditorDobry hodowca

Jak rolnikowi z Wielkopolski udało się przenieść krowy z uwięziówki prosto na roboty?

11.09.2021., 15:09h
Przejście z dojarki przewodowej na dwa roboty udojowe to odważny krok, by nie powiedzieć skok na głęboką wodę, jednak Paweł Nowicki był pewien, że to jedyny sposób na rozwój gospodarstwa. Wszak w warunkach uwięziowych nie dało się doić więcej niż 60 krów.

Roboty skracają czas pracy przy krowach, ale nie eliminują jej zupełnie

Nikt mi nie powie, że przy robocie udojowym nie ma pracy. Nic bardziej mylnego, bo zawsze którąś krowę trzeba podgonić do robota. Jednak przy doju automatycznym łatwiej jest zarządzać stadem. Wystarczy, że do obory przyjdzie żona lub mama i przez godzinę dziennie jest w stanie podgonić te sztuki, które do robota nie przyszły. Dla porównania, w oborze uwięziowej na dojarce przewodowej doiliśmy 60 krów, co zajmowało nam 3 godziny rano i 3 godziny wieczorem. Dój wykonywały co najmniej 2 osoby, a najlepiej jeśli były 3. Przy robotach mam znacznie więcej czasu na prace polowe – przyznał Paweł Nowicki dodając, że jedyny minus, jaki znajduje w doju automatycznym to wzrost kosztów produkcji. Jednak z drugiej strony robot eliminuje czynnik ludzki do minimum. To oznacza, że nie trzeba zatrudniać dodatkowych pracowników, co dziś graniczy z cudem. Nie ma chętnych do pracy przy tak ciężkim i obowiązkowym zajęciu, jakim jest dój krów.


Hierarchia, a nauka doju automatycznego

Nową oborę o wymiarach 36 x 55 m hodowcy zasiedlili w dwóch etapach. Najpierw w kwietniu br. przepro...
Pozostało 77% tekstu
Dostęp do tego artykułu mają tylko Prenumeratorzy Tygodnika Poradnika Rolniczego.
Żeby przeczytać ten i inne artykuły Premium wykup dostęp.
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
19. kwiecień 2024 07:33