StoryEditorWiadomości rolnicze

Jak z „Tura” zrobić „fadromę”?

04.11.2014., 16:11h
Prowadząc w gospodarstwie produkcję zwierzęcą, nie sposób wyobrazić sobie takiej działalności bez ładowacza czołowego. Wielu rolników bardzo narzeka na niektóre rozwiązania techniczne stosowane przez producentów w „Turach”. Powodują one bowiem, że maszyna ta jest mało funkcjonalna i użyteczna.  

Są jednak rolnicy, którzy potrafią tak usprawnić to urządzenie, że pod względem osiągów i wydajności staje się ono blisko dwa razy bardziej wydajne niż maszyna produkowana seryjnie.

Konieczna modernizacja

Jednym z nich jest Marian Malak ze wsi Bieżyń w powiecie kościańskim, który wraz z synem prowadzi 20-hektarowe gospodarstwo nastawione głównie na produkcję mleka, w oborze jest bowiem 40 sztuk bydła. Specyfika gospodarstwa powoduje, że posiadanie ładowacza czołowego jest koniecznością. Marian Malak w początkowym okresie użytkowania maszyny miał wiele zastrzeżeń do producenta w kwestii niektórych rozwiązań technicznych, które powodowały, że ładowacz czołowy był mało wydajny. Przede wszystkim przeszkadzało to, że miał zaledwie pół tony udźwigu.

– To naprawdę niewiele, zamontowany na mojej 60 „Tur” podnosząc tak mało, był nieprzydatny, jak tutaj mówić o usprawnieniu pracy w gospodarstwie, skoro taki balot z sianokiszonką waży sporo ponad pół tony – zastanawiał się Marian Malak. 

Wystarczyła jednak odrobina pomysłowości, wrodzone zamiłowanie do majsterkowania i kilka części wydobytych ze złomu, aby standardowy „Tur 2” zamontowany na ursusie C-360 przypominał samochód po wizycie w najlepszym warsztacie tuningowym. 

Marian i Andrzej Malakowie postanowili tak usprawnić urządzenie, aby już nigdy nie musieli narzekać na zbyt mały udźwig. 

Standardowego tura wyposażono dodatkowo w niezależny układ zasilania. Stanowi go rama (wykonana z profili zamkniętych i rur) zawieszana na TUZ. Do ramy zamocowany jest zbiornik na olej oraz pochodząca od ciężarowego liaza pompa tłoczkowa – napędzana za pomocą wałka przekaźnika mocy. Olej pod ciśnieniem kierowany jest do jednosekcyjnego rozdzielacza, który steruje podnoszeniem i opuszczaniem wysięgnika, umieszczony on jest w kabinie na prawym błotniku. 

Wydajniejsza pompa oraz niezależny układ zasilania spowodowały, że tur potrafi podnieść blisko tonę.

 – W tej chwili to już nie jest ładowacz czołowy, w swoim gospodarstwie mogę pochwalić się małą fadromką. W dodatku cały ciągnik  po wprowadzonych przez nas ulepszeniach świetnie radzi sobie przy usuwaniu obornika – twierdzi Mieczysław Malak. 

Oczywiście na zakup fadromy nigdy nie byłoby go stać, a tak dzięki odrobinie pomysłowości może się pochwalić maszyną o naprawdę niezwykłych osiągach, której przerobienie kosztowało jedynie kilkaset złotych. Całość została też tak skonstruowana, że dodatkową moc można uruchomić tylko wtedy, kiedy to jest niezbędne, do lekkich prac w gospodarstwie Malaków wykorzystywany jest traktor w wersji standardowej. 

Mała ładowarka

Rolnicy mieli też sporo zastrzeżeń do oprzyrządowania oferowanego przez producenta, uznali je za wysoce niepraktyczne. 

– Gdy usuwaliśmy obornik z obory, po kilku metrach pod kołami traktora zalegały zwały niewygarniętego obornika, co powodowało, że ursus miał zbyt ciężko, aby dalej jechać, wszystko przez fabryczną łyżkę, która jest za wąska – mówi pan Mieczysław.

Skoro jednak potrafili niemal dwukrotnie zwiększyć moc udźwigu, rozwiązanie problemów z wyrzucaniem obornika nie stanowiło dla rolników większego kłopotu.

Malakowie wykonali łyżkę kilkadziesiąt centymetrów szerszą od standardowej, która swym zasięgiem wykracza poza rozstaw przednich kół. Dzięki temu cały przepychany obornik jest zabierany, koła już w oborniku się nie ślizgają, co powoduje, że cała operacja przeprowadzana jest kilka razy sprawniej i szybciej niż przy użyciu fabrycznego oprzyrządowania. 

Przed wykonaniem ulepszeń praca ciągnika wraz z ładowaczem powodowała, że wiele części traktora ulegało szybkiemu zużyciu. Tak się działo z pompą olejową, konieczny był również remont osi przedniej, niektóre części nie wytrzymywały z powodu przeciążeń powodowanych podnoszonym ciężarem.

– Przed modernizacją ładowacza więcej czasu spędzałem w warsztacie, naprawiając swój nadmiernie obciążony ciągnik, niż w pracy w gospodarstwie. Jednak odkąd zwiększyliśmy udźwig tura, mam na podwórku małą ładowarkę, aż chce się pracować – mówi Mieczysław Malak.

Rolnik dodaje również, że chętnie pokaże każdemu swoje rozwiązania techniczne, nie miałby nic przeciwko temu, jeśli zjawiliby się u niego przedstawiciele producenta ładowaczy czołowych. Uważa on, że klasyczny tur jest wielce niedoskonały, zastosowane przez niego ulepszenia powodują, że funkcjonalność maszyny wzrosła kilkukrotnie. Jeśli tylko producent zechciałby zainteresować się opracowanym przez niego rozwiązaniami, ten poważnie zastanowiłby się nad ich sprzedażą w celu produkcji masowej.

Tomasz Ślęzak

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
25. kwiecień 2024 00:28