StoryEditorZdrowie

Cukrzycy łatwiej zapobiegać niż z nią walczyć

30.04.2019., 17:04h
Plaga cukrzycy to nie bajki ani spisek farmaceutów. Chorujemy coraz częściej. Można jej skutecznie zapobiegać, a z pewnej jej postaci nawet się wyleczyć. Na cukrzycę właściwie zapracowujemy sobie sami. O mitach i mało znanych faktach dotyczących tej choroby cywilizacyjnej rozmawialiśmy niedawno z dr n.med. Marią Buczyńską-Górną, pediatrą i diabetolog ze Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera w Poznaniu.

Pani doktor, ostatnio na jakiejś konferencji z udziałem dietetyków i farmaceutów usłyszałam, że zmieniły się normy stężenia glukozy we krwi. Że to już nie 100, a 90.

– To nieprawda. Zgodnie z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i innych instytucji zajmujących się badaniem problemu cukrzycy, górną granicą normy jest wciąż 100. Te widełki są zresztą dość szerokie – od 70 do 100 to prawidłowe wartości.


Wystraszyłam się, że znów jestem na granicy normy. Znów, bo dwa lata wcześniej w badaniach wyszło mi 103 mg/dl. Ale nie byłam do końca na czczo. O 23.00 zjadłam sporą miskę gęstego kremu z buraków

– 103 mg/dl jednorazowo to nie jest zły wynik, jednak wymaga powtórzenia. I z pewnością nie można powiedzieć, że była pani na czczo. Istotne jest przede wszystkim, czy glukoza spada. No i ważny jest post. Ale trzeba uważać, żeby nie był za długi. Ten powyżej 8 godzin sprawi, że organizm będzie w odruchu uwalniał więcej glukozy, w obawie, że ten stan zapowiada dłuższy brak pożywienia. I to da wynik fałszywy, to znaczy wyższy niż ten, który wynika z naszej bieżącej kondycji. Krótko mówiąc – jeśli krew będzie pobierana koło 7.00–7.30, ostatni posiłek zjedzmy nie później niż o 21.30 poprzedniego dnia.



Ale ważne jest też, żeby nie wdrażać wcześniej żadnej diety. Ludzie się boją, żeby im coś źle nie wyszło. Idą na pobranie w poniedziałek, więc w sobotę i niedzielę nie słodzą, nie jedzą nic słodkiego albo jedzą mało, mało piją. To zupełnie fałszywa ścieżka. Wtedy organizm jest „ogłupiony” i zaczyna uwalniać z wątroby zasoby w przesadnej ilości. Wtedy cukier też może wyjść wyższy.


Ale tak w ogóle przecież jest nam potrzebny.

– To nasza energia, nasze paliwo. Bez glukozy nie ruszy do pracy żadna komórka. A najbardziej wrażliwe na brak tego paliwa są komórki mózgu. Droga glukozy wygląda mniej więcej tak: zjadamy posiłek, w którym znajdują się węglowodany, czyli cukry. Jeśli są proste, organizm szybciej przyswaja z nich glukozę i jej stężenie we krwi zwiększa się natychmiastowo, ale na krótko. Jeśli są złożone, musimy je rozłożyć do prostej formy. To zajmuje więcej czasu, ale pozwala z kolei na w miarę stałe stężenie glukozy we krwi, co jest dla nas dużo zdrowsze. Glukoza zostaje uwolniona i krąży we krwi. Ale żeby przedostać się do wnętrza komórki, potrzebuje hormonu – insuliny. Insulina jest takim przewodnikiem, który pozwala na wprowadzenie glukozy do komórki. Problem pojawia się, kiedy insuliny jest wystarczająco dużo, ale organizm jej nie rozpoznaje. Glukoza nie może więc trafić do komórek. Skutek jest taki, że niewykorzystana glukoza zostaje w krwiobiegu. Jest jej tam więcej, niż przewiduje norma, choć nasza trzustka produkuje insuliny tyle, ile powinna. Glukoza w takiej niezagospodarowanej postaci staje się toksyczna dla wielu narządów. Skutki znamy – to nie tylko stopa cukrzycowa, czyli potężne niegojące się rany, ale na przykład utrata wzroku, uszkodzenie nerek. To zjawisko nazywamy insulinoopornością i jest ono obecne w cukrzycy typu 2, czyli tej, która jest dziś prawdziwą plagą i na którą sami pracujemy. Insulinooporność może być pierwszym etapem tej cukrzycy.

Skoro produkujemy właściwe ilości insuliny, co sprawia, że nasze komórki jej nie rozpoznają?

– Mało kto zdaje sobie z tego sprawę i wiem, że zabrzmię banalnie. Ale to skutek niezdrowej diety, obfitującej w żywność wysoko przetworzoną, węglowodany proste i tłuszcze trans, palenia, siedzącego trybu życia i braku ruchu, czyli m.in. niedoboru tkanki mięśniowej. Dziś już wiemy, że im więcej tkanki tłuszczowej, tym większa insulinooporność.

Co się dzieje z insuliną, która nie ma zajęcia?

– Krąży jej we krwi dużo. Trzustka szybko zdaje sobie z tego sprawę, a nie chce przecież skazywać swoich „sił” na bezrobocie, więc produkuje ich mniej. W konsekwencji pojawia się drugi etap cywilizacyjnej cukrzycy – ten, kiedy zaczyna nam już brakować insuliny. Z insulinooporności możemy jeszcze sami z powodzeniem się leczyć, ruszając się i lepiej jedząc. Drugi etap to właściwie skazanie na tabletki, a czasem też zastrzyki z insuliny.


Gdzie w tym wszystkim rola dietetycznych grzechów w postaci słodzonych napojów, batonów i wszechobecnego cukru?

– Już wyjaśniam. Działa tu jeszcze jeden mechanizm. Jeśli fundujemy sobie często nagłą dużą podaż cukru prostego – w postaci wypijanego w krótkim czasie słodzonego napoju, dużej ilości słodyczy czy fast foodów, zmuszamy trzustkę do częstej pracy zrywami. To ją po jakimś czasie „męczy”, sprawia, że staje się niewydolna, powstają zaburzenia metaboliczne – nie tylko dotyczące gospodarki związanej z cukrami, ale też białkami, tłuszczami. I w konsekwencji zaczyna produkować insuliny dużo mniej, niż potrzeba do zagospodarowania tej ciągle dużej ilości cukru we krwi.


To ile i czego powinniśmy jeść, żeby było go tyle, ile potrzeba?

– Wciąż zapominamy, że podstawą naszej diety są trzy większe posiłki i dwa mniejsze, w postaci drugiego śniadania i podwieczorku. A w menu powinny znajdować się przede wszystkim cukry złożone, czyli kasze, ryż i pieczywo z pełnego przemiału. I koniecznie warzywa, najlepiej pięć razy dziennie – tak, jak zaleca WHO. Jak najmniej żywności przetworzonej – tej sprzedawanej w sieciach z fast foodami i tej sprzedawanej w supermarketach na ofoliowanych tackach. Dziś coraz rzadziej gotujemy w domu, a to najzdrowsza dieta. Warzywa najlepiej, żeby były al dente, czyli lekko niedogotowane, chrupiące. Mają wtedy lepszy indeks glikemiczny. A taki ziemniak? Czy wie pani, że rozgnieciony na talerzu ma wyższy indeks glikemiczny niż taki w całości? Dlatego jeśli uważamy na cukier, lepiej jeść nie purée, a ziemniaki, z których odkrawamy kawałki.

I jeszcze coś, co może zaskoczy. Insulina jest jedyną substancją przez nas produkowaną, która obniża cukier. Wszystkie inne, choćby hormony – płciowe, wzrostu czy stresu, w tym adrenalina lub kortyzol – zwiększają stężenie glukozy we krwi. Życie w nieustannych nerwach,  strachu podnosi nam glukozę.


Już wiemy, że cukrzycę typu 2 możemy sobie „wyhodować”. Ale ta typu 1 jest chyba zależna od genów?

– I tu panią zaskoczę. Tak naprawdę wszystkie choroby jakoś zależą od genów. Ale cukrzycę typu 2 też możemy „wyprodukować”! Cukrzyca typu 1 jest chorobą z autoagresji – tak, jak reumatoidalne zapalenie stawów, celiakia czy zapalenie tarczycy Hashimoto. Organizm w którymś momencie zaczyna niszczyć komórki beta trzustki produkujące insulinę.

Proszę sobie wyobrazić, że jeśli ojciec ma cukrzycę typu 1, u dziecka jej ryzyko wzrasta tylko o 7% w stosunku do tego, które ma reszta populacji. A jeśli matka – jedynie o 3%. Jeśli oboje – ryzyko wynosi już kilkadziesiąt procent, ale to wciąż jest tylko statystyka. Taki ktoś nawet wtedy nie jest skazany na cukrzycę typu 1. Trudno ją przeoczyć, ujawnia się szybko i raczej spektakularnie. Chory zasypia w ciągu dnia, pije szklankę za szklanką, oddaje bardzo dużo moczu, także w nocy. Ale wciąż są tacy, którzy ignorują objawy. Niestety nadal spotykamy się z młodymi ludźmi, którzy już w 1.–2. dekadzie życia tracą wzrok, wymagają dializ, u których rozwijają się powikłania uniemożliwiające normalne, samodzielne życie.


Kiedy zacząć się bać? Na co zwracać uwagę?

Cukrzyca typu 2, ta zależna od trybu życia i diety, rozwija się latami. I nie daje od razu spektakularnych objawów. Trochę podwyższony może być cukier w badaniu na czczo. Dlatego jeśli ktoś jest w grupie ryzyka – urodził dziecko ważące ponad 4 kilogramy, ma nadwagę, ma cukrzycę w rodzinie, ma podwyższony cholesterol – bez względu na wyniki cukru na czczo powinien raz w roku sprawdzić cukier w teście doustnego obciążenia glukozą. Jeśli wtedy pojawi się wynik między 140 a 199, mówimy o tzw. upośledzonej tolerancji glukozy, czyli stanie przedcukrzycowym. Jeśli wtedy się za siebie weźmiemy, możemy wrócić do zdrowia. Jeśli wynik jest powyżej 200, stwierdza się cukrzycę. Zwłaszcza jeśli obecne są inne objawy, jak wzmożone prag­nienie, częste oddawanie moczu, osłabienie. Wtedy ustala się strategię. Zaczyna się od metod niefarmakologicznych, a jeśli one nie działają – wprowadza leki.


Co ma zrobić ktoś, komu wychodzi podwyższony cukier w którymkolwiek z badań?

– Nie przerażać się. I zdać sobie sprawę, że jeszcze ma czas, żeby uniknąć sytuacji, z której już nie ma wyjścia. Musi zmienić styl życia. Ale nie chodzi tu o motywację, bo tę, kiedy czytamy wydruki z kiepskimi wynikami, ma każdy. Tu chodzi o dyscyplinę. W diecie, ale jeszcze bardziej tę w ruszaniu się. Rezygnujmy z wind, chodźmy po schodach, pod górę, chodźmy szybkim krokiem – 100 metrów do zadyszki, potem 100 metrów normalnym krokiem. Hula-hoop, skakanka. Ale nie przez trzy miesiące, tylko na resztę życia. Zalecamy to, co WHO – dla dorosłych wysiłek „3 × 30× 130”. Czyli 30 minut z tętnem 130. I taki wysiłek 3 razy w tygodniu.


Rozmawiała
Karolina Kasperek

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
18. kwiecień 2024 19:15