Pasją 13-letniego Eryka są ozdobne kury

Kolorowe ptactwo, kury z powłóczystymi ogonami, hodowla ras sprowadzanych z dalekiej Azji. To wszystko brzmi jak zadanie dla dojrzałego, wytrawnego hodowcy. A co powiecie, jeśli za tym wszystkim stoi trzynastolatek? I to w dodatku zajmujący się tym wszystkim od sześciu lat? Spotkacie takiego w Kurzej Hacjendzie w Wenecji. Tej bliższej, kujawskiej.
Zarejestruj się, i zaloguj aby przeczytać kolejne 3 artykuły.
Wszystkie przeczytasz dzięki prenumeracie lub kupując dostęp.
r e k l a m a
– To Eryk, nasz mistrz, najmłodszy hodowca drobiu w Polsce! – anonsuje syna Anna.
Fajnie jest mieć inne zwierzątko niż pies czy kot
– Pierwszą kurę w życiu zobaczyłem u nas na wsi. Miałem kilka lat. Ale pomyślałem sobie wtedy, że fajnie byłoby mieć jakieś inne zwierzątko oprócz psa i kota – wspomina.
Smoterowie mieli sąsiadów po drugiej stronie ulicy. Sąsiadka trzymała kilka kur i koguta. Za każdym razem, kiedy Anna szła z Erykiem do sklepu, ten przystawał, zrywał trawę i podtykał ją kogutowi przez siatkę.
– Sąsiadka dziwiła się: "Pani, ten kogut jest okropny! On nawet mnie goni!". Odpowiadałam rozbawiona: "A syna jakoś nie goni! I reaguje na nas już z daleka" – opowiada Anna.
Kogut był podwórkowy, ale połechtał Erykowi wyobraźnię. Zaczęło się nękanie rodziców o skrzydlatych przyjaciół. Pojechali z kilkulatkiem do znajomego hodowcy do Żnina. Eryk zabrał wszystkie oszczędności, wydał dwieście złotych i przyjechał z dwiema kurami japońskiej rasy shoukoku (czyt. szołkoku). Tata zbił z kilku desek pierwszy kurnik, dziadek kupił inkubator. Wszystko wciąż mogło wyglądać na dziecięcą fanaberię, ale w rzeczywistości okazało się początkiem wielkiej pasji. Smoterowie kupili lepszy inkubator, zaczęło się prześwietlanie jaj. Znajomy powiedział im: "Pojedźcie na wystawę do Powsina. Pokażcie Erykowi. Zobaczycie, czy rzeczywiście połknie bakcyla". Eryk miał wtedy osiem lat.
– Pojechaliśmy pierwszy raz w 2013 roku. Spodobało mi się. Chodziłem, kupiłem kolejna parkę – wspomina Eryk.
– Chodziliśmy między klatkami, on oglądał, podpytywał. Tak pytał, że na drugi dzień sam zapisał się do Polskiego Związku Hodowców Ptactwa Ozdobnego. Miał sześć lat i został najmłodszym członkiem. Dostał legitymację i na dzień dobry w prezencie karton kur, w tym między innymi dwie kury i koguta czubatki wielbłądziej – wspomina Anna.

- Kogut minohiki – Shogun – ze swoją kurzą świtą. U kur japońskich nie kładzie się nacisku na poszczególne parametry, lecz ogólną harmonię sylwetki
Różnorodność w kurniku Eryka
r e k l a m a
– Kiedyś przyszedł i powiedział, że marzy mu się ayam ketawa (czyt. ajam ketała) – kura śmiejąca się. Mówię, że to indonezyjska kura, a w Polsce nikt jej nie sprzedaje. A on na to, że znalazł sprzedawcę na niemieckiej stronie. Mąż jeździł wtedy do pracy do Niemiec. Jechał kawał drogi po kurę, a Eryk był o piątej rano na nogach, żeby ją przywitać. Powiększał stado, przytulał kury, a te biegły mu na spotkanie jak psy.
Już jako ośmiolatek szczepił kury
– Napoleonowi, czyli Napiemu, pojawił się jakiś guz na nodze. To aż nieprawdopodobne, ale Marysieńka dosłownie czuwała przy nim. Pojechaliśmy do weterynarza, nakłucie nic nie dało. Wróciliśmy na następny dzień i trzeba było Napoleona uśpić. Eryk niósł koguta jak relikwię, płakaliśmy oboje. W ogródku ma swoje honorowe miejsce. To było niełatwe zadanie, ale wiele nauczyło Eryka. Mówiliśmy my: "Synku, to jest hodowla, tak się dzieje. Czegoś nie przewidzisz, któraś kura zachoruje, inną porwie lis". Krótko potem dostrzegł chorego pisklaka i powiedział do mnie: "Mamo, jeśli ja chcę być hodowcą, muszę umieć ulżyć zwierzęciu w cierpieniu". Miał wtedy osiem lat. Pomogłam mu. A potem słyszałam tylko: "Mamo, daj, ja zaszczepię, zrobię zastrzyk" albo "Ogarnę to zaparcie jaja". Dziś ma trzynaście lat i wiedzę dorównującą dorosłym – mówi ze łzami w oczach mama.
Kiedyś Eryk podarował parkę czubatek jednemu z kolegów. Okazało się, że kogutowi do karku dobrał się bażant. W kilka minut Eryk zorganizował od dziadka lekarza podręczny zestaw do szycia ran i z mamą łatali szyję kogutowi.

- Anna z Erykiem i skrzydlatymi podopiecznymi przy kurnikach, dla których dokupowali kolejną działkę. Na rękach mają dwa cochiny – Anna kurę Kropkę, a Eryk koguta Napoleona
Najmłodszy hodowca w kraju

Ten produkt może Ciebie zainteresować
Egzemplarz Tygodnik Poradnik Rolniczy nr 20-21/2020

– Któregoś roku znów dostałem puchar. Na wieczorku hodowcy usiadł obok mnie prezes stowarzyszenia i zapytał, jak mi się podoba wystawa. A ja mu odpowiedziałem, że te puchary to takie "kurzołapki", że ja bym wolał dostać dwa worki paszy – wspomina młody hodowca.
W 2016 roku, też w Powsinie, dostał dyplom Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi dla Najmłodszego Hodowcy. Dziś Eryk, zawsze z rodzicami, obecny jest na wszystkich krajowych wystawach, w tym na Pałuckich Targach Rolnych. Cała trójka uwielbia wyjazdy na targi do Minikowa, które cenią za rodzinną atmosferę.

- Eryk z dyplomem ministra rolnictwa dla najmłodszego w Polsce hodowcy drobiu ozdobnego
Kurnik zamienił się w kurzą hacjendę
Najpierw witają nas kaczki kilku ras zgodnie spacerujące po oczku wodnym. Potem świdrującym wzrokiem przeniknie cię Lolek – puchacz bengalski, płomykówka i kilka jej kuzynek, które Smoterowie trzymają w przestronnych wolierach. Mają wszystkie wymagane dla ptaków drapieżnych przez prawo dokumenty i pozwolenia. Anna rzuca im po drodze martwe pisklaki na obiad, zwracając się do nich czule, jak do niemowląt. Na obiad czeka też para jastrzębi i sokół, który przygotowywany jest do pracy. Eryk wbiega do kurników i wynosi a to czarnego jak smoła koguta ayam cemani o imieniu Diablo, a to długoogoniastego shou koku, a to śmiejącą się jak dziecko kurę. Spacer krótki, bo Eryk zaraz musi wracać przed komputer na lekcję niemieckiego. Biegnie do domu, a jego sprintowi towarzyszy przeciągłe, potrafiące trwać dwadzieścia sekund na jednym wdechu pianie totenko. Trudno to zresztą nazwać pianiem. Dźwięk przypomina ludzkie zawodzenie, a Japończycy nazywają je śpiewem.
O czym dziś marzy Eryk? Teraz chciałby wzbogacić gromadę o kury parrot aseel. To bojowce o nietypowym, groźnym wyglądzie i dziobie przypominającym ten papuzi. Pójdzie na to cała skarbonka. Kiedy kończymy rozmowę, ktoś dzwoni do Smoterów z prośbą, żeby przyjechali opatrzyć szczygła. Od kiedy prowadzą fundację "Uszatka", ludzie dzwonią z takimi prośbami.
Ale od kilku lat również tłumnie odwiedzają Kurzą Hacjendę. Wy też możecie tam pojechać z rodziną albo z klasą i za niewielką opłatą pobyć z egzotycznymi kurami.
Karolina Kasperek
Zdjęcia: Karolina Kasperek