StoryEditorWiadomości rolnicze

Walczą o swoje

10.02.2015., 11:02h
2 lutego br. ruszyła fala protestów zorganizowanych przez zdesperowanych rolników. Na początku rolnicy zablokowali drogę krajową nr 2 na wysokości miejscowości Zdany w powiecie siedleckim. Na jezdni ustawiono około 100 ciągników rolniczych. Rozmawiając przez kilka dni z rolnikami na blokadach dróg spotkaliśmy wielu Czytelników naszego tygodnika. Rolnicy podkreślają, że ich protest nie ma charakteru politycznego i nie są też podpalaczami Polski, ale do wyjścia na ulice zmusiła ich po prostu bieda.  

Blokady dróg są realizacją protestów zapowiedzianych przez Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych podczas konferencji prasowej zorganizowanej 9 stycznia br. w miejscowości Borki-Kosy. Rolnicy na blokadzie w Zdanach czuwali przez kolejne dni, a w tym czasie w kraju rozpoczęły się kolejne protesty. Między innymi 3 lutego zablokowana została droga krajowa nr 19 w pobliżu Zabłudowa (Podlaskie). Rolnicy z Podlasia poprzedniego dnia uczestniczyli w spotkaniu z Markiem Sawickim, ministrem rolnictwa i Piotrem Otawskim, wiceministrem środowiska zorganizowanym przez Podlaską Izbę Rolniczą w gmachu Urzędu Wojewódzkiego w Białymstoku. Jednak to, co szefowie resortów mieli do zaoferowania rolnikom poskutkowało tym, że następnego dnia zablokowana została droga pomiędzy Zabłudowem a Białymstokiem.

– Podczas spotkania z ministrem rolnictwa i wiceministrem środowiska w Białymstoku nie usłyszeliśmy żadnych konkretów. Ten protest jest po prostu wynikiem ignorancji pana Sawickiego. Od roku mówimy o problemach i nic się nie zmienia. Ne podejmuje się żadnych działań. Szkody jak były, tak są. Dziki jak były tak są. Mówi się o zwiększeniu odstrzału, jednak my w terenie tego nie widzimy ani nie słyszymy żadnych strzałów. Jak długo możemy czekać na rozwiązanie naszych problemów? – pyta Leszek Januszkiewicz z miejscowości Kowale-Kolonia w gminie Kuźnica Białostocka (powiat sokólski).

– Minister wczoraj wyszedł nawet nie mówiąc do widzenia. Ja prowadzę niewielkie gospodarstwo zajmujące się produkcją roślinną oraz zwierzęcą. Hoduję bydło mleczne oraz opasowe, żeby się z czegoś utrzymać. Jak tak dalej pociągną z mlekiem, to nie wiem, co będzie. Limity nas dobijają. Jak nałożą prawie złotówkę kary za przekroczenie 1 kg kwoty mlecznej to kto to przetrzyma? – pyta Piotr Sadowski ze Złotoryi.

– Jestem tutaj przede wszystkim ze względu na ceny mleka i sytuację z kwotami mlecznymi. Jak zaczynałem rozwijać produkcję mleka, to posiadałem 50 tys. kg kwoty mlecznej, a w tej chwili posiadam limit na poziomie 400 tys. kg. Gdy brałem kredyty na unowocześnienie parku maszynowego, to podczas przyznawania kredytów kwota mleczna była brana pod uwagę jako posiadany przeze mnie majątek. Przez kilka kolejnych lat kupowałem kwotę. W tym roku także dokupiłem 150 tys. kg. Wkrótce to wszystko przepadnie. Zwiększając produkcję myślałem, że gdy dojdę do poziomu 1000 litrów mleka dziennie, to mi już w zupełności wystarczy na utrzymanie. W tej chwili mam 1200 – 1300 litrów i dochodzi do tego, że brakuje mi pieniędzy na uiszczenie wszystkich opłat. Do tego dochodzą jeszcze przewidziane kary za nadprodukcję. Wystąpiły również szkody w uprawie kukurydzy spowodowane przez dziki. Skorzystałem z pomocy de minimis, otrzymując 2 tys. zł, a całkowitemu zniszczeniu uległo 5 ha kukurydzy. Miałem zakisić ziarno w rękawach, ale nie było czego w nich umieszczać. Stoję tutaj, bo nie wiem czy będę miał za co posiać w tym roku kukurydzę dla bydła oraz kupić nawozy – mówi Bogdan Drozdowski z Kolonii Zabłudów, dostarczający mleko do OSM w Hajnówce.

– Niektórzy ze zgromadzonych tu rolników z powodu zaniechań rządu są na skraju bankructwa. Zaniechania te nie powstały w ostatnich miesiącach. Już dużo wcześniej sygnalizowaliśmy sprawę sprzedaży ziemi cudzoziemcom. Tę kwestię trzeba jak najszybciej uporządkować i unormować. Mówi się o problemie z dzikami. Jednak problem szkód jest szerszy. Mówiłem o tym wczoraj w Białymstoku, tylko pan minister nie chciał nas słuchać i zwiał, jak tchórz. Problemem jest także inna dzika zwierzyna: łosie, bobry, gawrony, żurawie. Gdzie jest polityka utrzymania pod kontrolą populacji tych zwierząt. Tłumaczenie ministra, że frajerzy powinni brać dopłaty i siedzieć cicho nas nie przekonuje. Jaka to jest polityka, która ma nas uniezależnić od obcych krajów? Jeżeli hodowcy zlikwidują produkcję mleka i żywca, to będziemy sprowadzać żywność z krajów starej piętnastki – mówi Ireneusz Jabłoński ze Złotoryi, który reprezentuje Solidarność Rolników Indywidualnych.

– Sytuacja w moim gospodarstwie wygląda tragicznie. Ja poniosłem straty na poziomie 70% wszystkich upraw, a nie otrzymałem za nie żadnego odszkodowania – powiedział Marcin Szarejko z miejscowości Kolonia Zabłudów prowadzący hodowlę bydła mlecznego oraz koni. Jest dostawcą mleka do OSM w Hajnówce.

– Strajkuję ze względu na naszą sytuację. Obecnie wszystkie gałęzie rolnictwa są już pod kreską. Od kilku lat stale pogarsza się opłacalność produkcji rolniczej. Minister tylko chwalił się dokonaniami, a nic nie zrobił. Nie walczył o polskiego rolnika ani w rządzie, ani w Brukseli. Walczył tylko o wzmocnienie struktur PSL-u – dodał Bogdan Stachurski z Krypna, dostarczający mleko do OSM Mońki.

Podobne nastroje panowały wśród rolników blokujących drogę w Zdanach.

– Przyjechałem tutaj, żeby solidaryzować się z producentami trzody chlewnej, u których opłacalność produkcji jest bardzo niska. Je jestem hodowcą bydła mlecznego i chciałbym podkreślić, że produkcja mleka w ostatnim czasie także jest zagrożona. Chodzi mi tutaj o likwidację kwot mlecznych. Rysuje się czarny scenariusz tego co będzie po zniesieniu kwotowania mleka. Jeśli poczynania resortu będą, takie jak dotychczas, to może nas spotkać to, co inne gałęzie produkcji rolniczej, które są już w głęboki kryzysie. Rolnicy z Zachodu dostają rekompensaty. Przez ostatnie dwa lata otrzymują dopłaty do każdego litra mleka, które mają zrekompensować im utratę kwot mlecznych. U nas w tym temacie nic się nie dzieje. Rząd milczy na ten temat. Jest mi bardzo przykro, że polski rolnik, który produkuje dobrą, zdrową żywność zamiast dostarczać jej jak najwięcej konsumentom, musi płacić kary za nadprodukcję mleka. Chciałbym tutaj za pośrednictwem naszej gazety, naszej gdyż jestem prenumeratorem TPR, zaapelować do konsumentów, żeby wybierali polską zdrową żywność. Kupujcie nasze bo jest zdrowe, bo jest dobre, bo jest wyprodukowane przez kolegę, znajomego, rodzinę – powiedział Dariusz Jasiński z miejscowości Tarcze, który dostarcza mleko do OSM w Siedlcach.

– Jedna firma paszowa obliczyła, że nie wliczając naszej robocizny, mamy na jednym tuczniku 29 zł zysku. Te kalkulacje były sporządzone przy cenie 4,2 zł za kg. Licząc, że tuczymy zwierzęta trzy miesiące wychodzi, że na jednej sztuce mamy 9 zł miesięcznie zysku. Praktycznie produkujemy poniżej kosztów produkcji. Sprowadzane są półtusze z Zachodu w cenie 2 zł za kg. Mają one po kilkanaście lat i przez nie zostanie zmarnowana marka polskiej dobrej żywności – mówi Roman Marciniuk z Korczówki w gminie Olszanka, który jest producentem trzody chlewnej w cyklu zamkniętym.

– Żywiec wołowy i wieprzowy jest bardzo tani. Straciliśmy spore pieniądze przez wprowadzenie zakazu przeprowadzania uboju rytualnego w naszym kraju. Jestem hodowcą bydła mięsnego oraz trzody chlewnej i stwierdzam, że żadna z tych gałęzi produkcji nie jest w tej chwili opłacalna. Mogę tylko dodać, że produkcja żywca wieprzowego przynosi obecnie większe straty niż wołowego. Dlatego uczestniczę w proteście i walczę o poprawę naszej sytuacji – wyjaśnia Tomasz Ługowski z miejscowości Zdany.

Już 2 lutego rolnicy zrzeszeni w grupach producenckich postanowili o rozszerzeniu protestu.

– Chcemy zwiększyć natężenie protestu, gdyż minister rolnictwa nie chce z nami rozmawiać, a wiadomości podawane w mediach nie są prawdziwe. To nieprawda, że Sławomir Izdebski nie chciał przyjechać na spotkanie z ministrem, bo minister był 30 stycznia we Francji. Boli nas, że wszystkie organizacje dotowane z ministerstwa, takie jak izby rolnicze, czy kółka rolnicze twierdzą, że rolnicy nie są za strajkami. My już w ubiegłym roku zwracaliśmy się do ministrów rolnictwa i środowiska o zmniejszenie populacji dzików. Zwracaliśmy się o możliwość sproszkowania nadwyżki mleka i przeznaczenia go na pasze we własnym gospodarstwie. Takie tłumaczenie, że Unia się nie zgadza wcale nas nie satysfakcjonuje. Mamy jeszcze wiele innych postulatów. np. w Polsce dopuszczane są do rozrodu buhaje niewycenione w innych krajach. Dlaczego rząd nie dba o naszą genetykę? Głupotą było wprowadzenie kwot mlecznych, ale jeszcze większa jest ich zniesienie, przy pozostawieniu rolników bez pomocy. Kwoty mleczne to jest kapitał zgromadzony przez rolników i teraz z dnia na dzień ma być hodowcom odebrany. Takie działanie nie będzie dobre dla naszych hodowców. Tak samo nierozsądnie wprowadzono zakaz wykonywania uboju rytualnego. Nawet Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że nie było to zgodne z prawem. Kto teraz pokryje straty poniesione w związku z dwuletnim okresem obowiązywania zakazu – pyta Mirosław Jurzyk, prezes Spółdzielni Producentów Mleka „Zagroda Podlaska”.

– Pan Serafin i Kuropatwiński stwierdzili, że nie jesteśmy godni, żeby rozmawiać z panią premier. Za kogo oni nas w ogóle mają? – pytali rolnicy w Zdanach.

Hodowcy bydła mlecznego podczas protestu uskarżali się także na działania Zarządu Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka.

– Federacja Hodowców Bydła też powinna rolników popierać. Zorganizowała ona protest przedwyborczy w Warszawie, a teraz słyszymy, że nie można strajkować, tylko trzeba rozmawiać. Jak hodowcy byli na proteście w Brukseli, to dlaczego portretu naszego ministra nie podpalili i nie utopili w mleku. Władze federacji myślą, że rolnicy są ciemni i niczego nie rozumieją – żalili się rozgoryczeni producenci mleka.

4 lutego członkowie grup producenckich zorganizowali protest w pobliżu miejscowości Gostchorz na terenie gminy Wiśniew. W pierwszej wersji blokada drogi miała potrwać kilka dni, jednak rolnicy nie chcieli aż tak bardzo dezorganizować ruchu drogowego. Chcąc jednak wyrazić swoje niezadowolenie przez godzinę blokowali drogę, a następnie przejechali ciągnikami przez Siedlce paraliżując ruch w mieście. Następnie dołączyli do blokady w Zdanach.

4 lutego doszło do rozmowy przedstawicieli protestujących rolników z Markiem Sawickim. Jednak rozmowy zostały zerwane. Rolnicy podjęli wiec decyzję o eskalacji protestów.

– My w tej chwili nie mamy odwrotu i musimy blokować drogi nadal. Jeśli się teraz cofniemy to będzie z nami koniec. Będziemy zamykali obory i chlewnie, a po 2016 roku obcokrajowy wykupią nasze ziemie – powiedział rolnik z gminy Zbuczyn. 

5 lutego przybyło protestujących, zwiększyła się ilość organizowanych protestów. Zablokowane zostało miedzy innymi skrzyżowanie DK nr 19 z DK 63 w Radzyniu Podlaskim (Lubelskie), DK nr 62 we Frankopolu w gminie Repki (Mazowieckie).

Protest we Frankopolu odbił się szerokim echem w mediach gdyż w pierwszej wersji miał się odbyć w Sawicach przed domem Marka Sawickiego. Jednak rolnicy zablokowali drogę przed mostem na rzece Bug, ale policja i tam przez cały dzień „pilnowała domu ministra”.

– Pamiętam jak dzisiaj jak mój kuzyn w 1989 r sprzedawał tuczniki w cenie 2,8 zł za kilogram. Po 25 latach cena jest prawie taka sama, a o ile wzrosły koszty produkcji – mówił Tadeusz Czapski z miejscowości Czaple Andrelewicze. 

– Słyszymy teraz w telewizji, że rolnicy mają dobrze bo otrzymują dopłaty obszarowe. Ja mam gospodarstwo o powierzchni 20 ha. Jeśli pani prowadząca program w studio twierdzi, że jest nam dobrze to niech przyjedzie do mnie. Ja jej wydzierżawię to gospodarstwo na 5 lat w takim stanie jak jest. Niech przyjdzie i po 5 latach przeprowadzi wywiad i wtedy będziemy mogli porozmawiać na temat opłacalności w rolnictwie – denerwował się Karol Zalewski z miejscowości Czaple Andrelewicze.

Rolnicy protestujący na drogach obawiają się sankcji za uczestnictwo w blokadach. Niektórzy z nich pomimo zapewnień złożonych przez Janusza Piechocińskiego, ministra gospodarki o tym, że rolnicy nie poniosą konsekwencji za organizowanie blokady w Łosicach zostali już za to osądzeni.

– Sąd wydał wyrok zaoczny w wysokości roku odsiadki w zawieszeniu za blokowanie drogi nr 19 w Łosicach. Podobne powiadomienie otrzymało kilku moich kolegów. Ponadto podczas poprzedniego protestu w Zdanach w listopadzie, postawiłem samochód na poboczu przed blokadą. Dostałem wezwanie na komisariat za blokowanie drogi. Jak zapytałem na jakiej podstawie zostałem oskarżony to odpowiedziano mi, iż mój samochód stał przed blokadą. Odpowiedziałem, że zaparkowałem go tam, gdyż nie mogłem przejechać. Jednak takie tłumaczenie nie pomogło i sprawa została skierowana do sądu – mówi Bogdan Bobiński z Ostromęczyna.

Józef Nuckowski

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
10. maj 2024 03:10