StoryEditorKomentarz naczelnych

Cała UE powinna zająć się zbożem z Ukrainy. Na razie za tą pomoc płaci polski rolnik

Dziś to Polska uchodzi, jako kraj na którym ciąży olbrzymie brzemię. Brzemię zapewnienia ciągłych dostaw zboża z Ukrainy na Zachód, a dalej do reszty świata. Sami sobie taką rolę wybraliśmy, ale brak zboża to nie jest problem tylko Polski. To problem całej UE, a co robi Unia?

Polska "żywicielem świata", czyli jak nasi rządzący zaangażowali się w walkę z głodem

Polska mocno zaangażowała się w walkę z głodem na świecie. Musimy zrobić wszystko, aby zboże z Ukrainy zostało szybko przetransportowane do Afryki Północnej, na Bliski Wschód oraz do biednych krajów Azji. Z tym wszystkim się zgadzamy. Ale nie można wszystkiego zwalać na Polskę. To Unia Europejska powinna sprawić, aby tak się nie stało. To zboże powinno dojechać do państw biedy i niedożywienia, a nie zostać w Polsce, czy też jechać do Niemiec. Bo mamy takie sygnały. Nie można dopuścić do dezorganizacji nie tylko polskiego rynku zbóż, ale i całego rynku unijnego. To nie jest tylko polska sprawa. Bo gdzie będą uciekali imigranci ekonomiczni z Afryki i Bliskiego Wschodu? Nade wszystko do państw położonych w basenie Morza Śródziemnego! Jednak walcząc z głodem nie możemy zagłodzić własnych rolników. A dziś sytuacja wygląda następująco: przez polską granicę jedzie ukraińskie zboże, które blokuje korytarze transportowe dla polskiego zboża. Często są to wahadła bez adresata – takie magazyny kolejowe. Ten fakt potwierdził też wicepremier Henryk Kowalczyk. Zaś nasze ziarno zostaje w kraju, co prowadzi do sytuacji, w której na polskim rynku mamy nadmiar własnego zboża, a to powoduje spadek jego cen i to w czasach, kiedy tak drogie są środki produkcji. A zatem, za spokój Hiszpanów, Francuzów, Włochów i Niemców, których dzięki zbożu z Ukrainy wyeksportowanemu przez Polskę nie zaleją miliony uchodźców z Afganistanu, Pakistanu, Syrii, Libii, Nigerii, Maroka i Algierii, dziś zapłacą chłopi z Lubelszczyzny i Podkarpacia, a także z pozostałych regionów naszego kraju. Wiemy, że to zboże trafia już nawet na Śląsk.

"Żywią y bronią"

Rozumiemy, że w Polsce od czasów insurekcji kościuszkowskiej sprzed 228 lat funkcjonuje pojęcie chłopów, którzy „Żywią y bronią”. Ale dlaczego mają bronić żyjących w dobrobycie obywateli krajów sytej Europy Zachodniej i Południowej przed uchodźcami, których z domów wypędzi głód? Dlaczego nie poświęcają się dla nich tamtejsi rolnicy? Z tej sytuacji, naszym zdaniem, jest jedno wyjście. Unia Europejska, której przedstawiciele mają usta pełne słów o wspólnej europejskiej ojczyźnie, powinna wydzielić specjalny fundusz i kupić to zboże, płacąc za nie np. 95 procent ceny, obowiązującej na światowym rynku. I dopilnować, aby dojechało tam, gdzie trzeba. A Polska powinna przeprowadzić skup ziarna z regionów, które poniosą konsekwencje wywozu ogromnych ilości zboża od naszego wschodniego sąsiada. Nie wzywamy w ten sposób do pasożytowania na ukraińskich rolnikach. Wręcz przeciwnie, niech jak najwięcej ich ziarna trafi do potrzebujących narodów zamieszkujących pustynie nad Morzem Śródziemnym i Zatoką Perską

Od 24 lutego, od czasu wojny, przez Polskę przetransportowano co najwyżej 3 miliony ton ukraińskiego zboża. A chodzi o ponad 20 milionów ton ze żniw w 2021 r. i nowe zbiory. Dlatego trzeba zadbać o jak najszybsze odblokowanie ukraińskich portów. Relacje między Ankarą i Waszyngtonem uległy znacznej poprawie. A więc konwoje humanitarne statków ze zbożem pod flagą ONZ mogą być ochraniane przez amerykańskie, tureckie, francuskie, włoskie, hiszpańskie czy też nawet egipskie okręty wojenne.

Polska i Polacy ponieśli ogromne koszty toczącej się na Wschodzie wojny. Nie negujemy ich zasadności. Bardzo dobrze, że okazaliśmy wielkie serca i otwartość matkom i dzieciom uciekającym przed wojną. Jednak nasi rolnicy, którzy teraz poniosą straty, w przyszłości wyprodukują mniej chleba lub nie wyprodukują go wcale. Jeśli przyjrzymy się prognozom sytuacji w Ukrainie w 2023 r., które są znacznie bardziej pesymistyczne niż tegoroczne, to nie ma wątpliwości, że każdy kłos wyprodukowany przez polskiego rolnika będzie za rok na wagę złota. I choć odkopaliśmy w ten sposób hasło pochodzące z lat 70. XX wieku, to dziś lub jutro zyska ono na aktualności – i nas to wcale nie cieszy.

Na rynku mleka najważniejszym problemem jest spadek siły nabywczej konsumenta

Słabo sprzedaje się galanteria mleczarska, której opłacalność produkcji jest na niskim poziomie. Konsumenci ostrożniej kupują też masło i sery twarde. Eksport jest nadal opłacalny, ale wielkiego popytu nie ma. Naszym zdaniem, jednak w czasach zagrożenia wojną wnet powróci spore zapotrzebowanie na mleko w proszku i masło. Wszak to są podstawowe produkty potrzebne do przeżycia, tak samo ważne jak zboże.

Paweł Kuroczycki i Krzysztof Wróblewski
redaktorzy naczelni Tygodnika Poradnika Rolniczego

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
26. kwiecień 2024 17:39