StoryEditorWiadomości rolnicze

Wieprze w meczecie

20.07.2015., 13:07h
Kobieta w czarnym stroju porozrzucała w warszawskim meczecie świńskie łby. Natychmiast w mediach podniosły się głosy oburzenia, że to objaw naszej nietolerancji, ksenofobii i zaściankowości. Przecież to wstyd przed całym światem! Mamy przyjąć uchodźców z Syrii i Afryki, a tu świńskie łby po meczetach… 

W tym chórze uwagę rolniczego tygodnika zwrócił zasłużony publicysta Jacek Żakowski, który poproszony przez jeden z portali internetowych o opinię na temat ataku wieprzowiną stwierdził, że winne są „wiejskie korzenie mieszkańców polskich miast. Miasto ma to do siebie, że jest pluralistyczne, a wieś nie. Potrzeba jeszcze wielu lat, zanim będziemy tolerancyjni jak Niemcy czy Francuzi” – powiedział Żakowski. Warto w tym miejscu przypomnieć, że zanim meczet wybudowano w Warszawie, takie świątynie od kilkuset lat stoją w Bohonikach i Kruszynianach na Podlasiu. Nietolerancyjna wieś jakoś meczetów nie atakowała. 

Jak się okazało, atak na meczet nie miał nic wspólnego z religią, ksenofobią i nietolerancją. Kobieta zakochała się w jednym z wiernych uczęszczających do islamskiej świątyni, a on jej uczuć nie odwzajemnił. Tak czy owak, znów oberwało się wioskowym. 

Kto zatem jest nietolerancyjnym ksenofobem? Czy nie jest nim warszawski inteligent, który najwyraźniej wsi nie lubi i ma wobec niej uprzedzenia? Tę niechęć i pogardę dla wszystkiego co wiejskie widać w niedawnych reakcjach na rolnicze blokady, czy obsadzeniu baby i chłopa w roli śmierdzących i pierdzących w internetowej grze „Polska inspiruje” przygotowanej dla polskich dzieci za granicą (TPR nr 17/2015). 

Resort rolnictwa nie zajmuje się już skupem płodów rolnych, co minister Marek Sawicki podkreślił 7 lipca podczas szkolenia dla rolników w siedzibie ministerstwa. Może więc zajmie się tłumaczeniem mieszkańcom miast dlaczego wieś jest im potrzebna. Przydałaby się akcja wyjaśniająca, że mleko nie bierze się z kartonu, rzodkiewki nie rosną na sklepowych półkach, a porzeczki trzeba zerwać z krzewów.

Przed rokiem, kiedy ich producenci również protestowali, Marek Sawicki podczas jednego ze spotkań odpowiedział na żale producenta tych owoców: „Co 3–4 lata macie ceny poniżej kosztów. A następnie dostajecie 3 razy więcej niż wam się należy. Mój drogi, gdyby tobie się nie opłacało, to dawno byś te porzeczki zlikwidował.” Ciekawe czy dziś powtórzyłby te słowa? Pewnie nie, bo protesty uprzedził wyjaśniając, że producenci owoców miękkich nie wykorzystali danej im szansy, tak jak sadownicy i nie zbudowali przechowalni i chłodni. Porzeczki to nie jabłka, 87% rolników zajmujących się ich produkcją posiada plantacje o powierzchni do 1 ha. Nawet jak zbiorą się w kilkudziesięciu, to ich siła ekonomiczna będzie mniejsza niż kilku sadowników. 

Polska jest obecnie największym producentem czarnych porzeczek na świecie. Drugi rok z rzędu ceny ich skupu są bardzo niskie. Czy wobec tego damy radę utrzymać tę pozycję? Kiedyś byliśmy dużym producentem żywca, a dziś importujemy jedną czwartą przerabianych u nas tuczników i kilka milionów prosiąt rocznie. Czy na prawdę chodzi o to, żeby pozwolić na wykańczanie kolejnych rolniczych branż?

 

Paweł Kuroczycki

redaktor naczelny

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
27. kwiecień 2024 05:58