StoryEditorASF

Życie w cieniu ASF

26.10.2018., 15:10h
– Nie wiem, jak to wszystko przeżyję. Nie śpię, cały czas myślę. Mamy dzieci na utrzymaniu, w podstawówce, w klasie maturalnej i na studiach – mówi Anna Dzyr ze wsi Dawidy w pow. parczewskim. – Skąd teraz weźmiemy na ich edukację? Anna i Bernard Dzyrowie właśnie dostali informację o odmowie wypłaty odszkodowania za wybite w związku z ASF świnie.
W ich gospodarstwie ognisko ASF zostało stwierdzone 8 sierpnia. Jedna z 90 świń padła akurat wtedy, gdy lekarze weterynarii przyjechali szacować wartość stada. – Obiecywali, że dostaniemy odszkodowanie za wybite świnie w dwa tygodnie – mówi Anna Dzyr. – Potem z inspekcji weterynaryjnej w Parczewie przyszło pismo, że z powodu skomplikowania sprawy, jej rozpatrywanie zostaje przedłużone. A przedwczoraj wydarzyło się najgorsze. Mąż powiedział do mnie, żebym się nie denerwowała, ale są złe wiadomości. Przyszła decyzja, że nie wypłacą odszkodowania. Chodzi o ponad 26 tys. zł za 89 świń.

Bo sąsiad nie taki

Parczewska inspekcja zarzuciła m.in. gospodarzom w swojej decyzji, że świnie w gospodarstwie były utrzymywane w sposób niewykluczający ich kontaktu z wolnożyjącymi dzikami, zwierzętami domowymi, gryzoniami, ptakami i owadami (brak siatek ochronnych w oknach). Inspekcji weterynaryjnej z Parczewa nie spodobały się maty dezynfekcyjne i sposób ich utrzymania. Jako argument za odmową wypłaty odszkodowania powiatowy lekarz weterynarii z Parczewa podaje też niespełnienie wymogów bioasekuracji w kontekście bliskiego sąsiedztwa (36 m między wejściami do obu chlewni według wyliczeń inspekcji) z gospodarstwem Krzysztofa Dzyra (to brat Bernarda), gdzie także hodowane są świnie. Inspekcja wytknęła m.in. brak mat między gospodarstwami połączonymi wspólnym podwórkiem, korzystanie z tych samych narzędzi, przemieszczanie się ludzi i zwierząt między gospodarstwami. Kolejny argument to gałęzie drzew w gospodarstwie Bernarda Dzyra, które miały być przyniesione z lasu, a to z kolei miało świadczyć, że gospodarz był, bądź bywał w lesie, czyli w naturalnym środowisku dzików.

Okna w chlewni były zamknięte, to po co siatki. A te gałęzie, o których piszą, to gałęzie czereśni, nie żadne gałęzie z lasu. Tu nikt nie ma czasu na spacery po lesie, opiekujemy się moim ciężko chorym ojcem – denerwuje się pani Anna.



  • Pusta chlewnia w gospodarstwie państwa Dzyrów
Od decyzji powiatowej inspekcji weterynaryjnej nie można się odwołać do lekarza wojewódzkiego weterynarii. Jedyna droga to założenie sprawy w sądzie. Niedawno pisaliśmy o walce producentów żywca z pogranicza województw lubelskiego i podlaskiego o pieniądze za wybity z powodu ASF żywiec. Wygląda na to, że batalię o rządowe wsparcie będzie musiała stoczyć następna rodzina. – Tak pewnie zrobimy, nie ma innej rady, musimy się bronić – mówi Anna Dzyr.

Powstrzymał ASF

O Krzysztofie Dzyrze, wspomnianym w decyzji weterynarii sąsiedzie Bernarda, mówią we wsi pół żartem, pół serio, że to człowiek, który powstrzymał ASF. Rolnik nie ufa inspekcji weterynaryjnej.

Bratu na początku sierpnia zdechła świnia. To był poniedziałek. Człowiek, który zrobił sekcję, stwierdził, że żadnych zmian nie widzi. Wziął próbki, z których wyszło, że jednak jest ASF. Martwa świnia leżała od poniedziałku do piątku w chlewni brata. W tym czasie żadna kolejna sztuka tam nie padła. To dziwne, tak wygląda pomór? – opowiada Krzysztof Dzyr.

Z powodu stwierdzenia ogniska u brata lekarze weterynarii chcieli wybić także stado Krzysztofa. Mówili, że na pewno będzie u niego ASF. Krzysztof Dzyr powątpiewa w skuteczność bioasekuracji.

Matę położyłem już po zabiciu świń u brata. U mnie w tym samym pomieszczeniu gospodarskim co świnie stoją krowy, które przez całe lato chodziły na pastwisko na łąkę zbuchtowaną przez dziki. Po drodze na pastwisko mijaliśmy potwierdzone ogniska. Potem krowy, mam ich 20, wracały do tej samej obory, gdzie stoją świnie. I nic, wszystkie świnie zdrowe – relacjonuje rolnik.



  • Anna i Bernard Dzyrowie postanowili walczyć o 26 tys. złotych odszkodowania


Czy pan Krzysztof miał szczęście, czy to zbieg korzystnych okoliczności? Dziś mówi, że inspekcja dwa razy chciała wybić jego świnie.

Pierwszy raz, gdy jechali wybić stado brata. Zadzwonili dzień wcześniej, że jadą do niego i że wyrżną i moje. Na pytanie, dlaczego moje, skoro ognisko jest u brata, odpowiedzieli, że to jest bardzo blisko i wirus na pewno się przeniesie. I że jeśli się zgodzę, to do końca sierpnia dostanę odszkodowanie. A jeśli nie, to i tak będzie u mnie ASF, ale wtedy nie dostanę pieniędzy – relacjonuje rolnik.

Pan Krzysztof mówi, że się nie zgodził i zażądał decyzji na piśmie, po to, żeby skonsultować ją z prawnikiem.

Przez dwa tygodnie nic się nie działo. Potem znowu zadzwonili z informacją, że przyjadą do mnie następnego dnia na kontrolę. Rolnik opowiada, że okazało się, że to nie kontrola a wycena przed wybiciem świń. – Nie zgodziłem się. Znowu mnie przekonywali. Że dobrze wyceniają, że szybko zapłacą. Że muszą wybić i wrócą z policją. Nie zgodziłem się. Powiedziałem im, żeby dali mi dohodować te świnie, to się sam wyrzeknę.

W Dawidach byliśmy 12 października. Chlew przedzielony drewnianym przepierzeniem zajmowały tuczniki i bydło.

Według weterynarii moje świnie miały na pewno zachorować, a są zdrowe – komentuje hodowca.



Skup w pajęczynach

Krzysztof Gomółka, prezes kółka rolniczego w pobliskiej Gęsi ASF nazywa chorobą polityczną. Uważa, że na działaniach skutkujących likwidowaniem produkcji trzody chlewnej w małych i średnich gospodarstwach zyskuje przede wszystkim wielki kapitał prowadzący hodowlę trzody chlewnej na przemysłową skalę. Tego samego zdania jest wielu rolników z tych okolic.

Tu w Dawidach jest nowoczesna chlewnia. Prowadził ją młody rolnik. Hodował 1100 macior zarodowych. Do tego się dochodzi kilka lat. Wszystko wybili, chlewnia stoi pusta – mówi Krzysztof Gomółka.

Kółko rolnicze w Gęsi, które prowadzi – jak podkreśla – społecznie ma nowoczesny punkt skupu żywca.

W 2013 r. była tu unijna delegacja, pokazywali im to miejsce jako przykład nowoczesnego, spełniającego wszystkie wymogi punktu skupu – opowiada. Obecnie żadnej świni sprzedać tu nie można. W zamkniętym na głucho skupie rządzą pająki. Ostatnie świnie przeszły przez skup 6 grudnia 2017 r.

Bo weterynaria nie pozwala na zbiorowy punkt skupu. A czym się to różni od sytuacji, w której rolnik z tymi samymi świniakami jedzie drogą do handlarza? Nie rozumiem – mówi Krzysztof Gomółka.

O szczegóły sprawy dotyczącej nieprzyznania odszkodowania Bernardowi Dzyrowi chcieliśmy spytać powiatową lekarz weterynarii w Parczewie. Jednak gdy do niej zadzwoniliśmy, okazało się, że jest na urlopie. Natomiast od wojewódzkiego lekarza weterynarii w Lublinie uzyskaliśmy informację, że dotychczas inspekcja odmówiła wypłaty odszkodowań w woj. lubelskim w dwudziestu ośmiu przypadkach.



  • Pajęczyny w punkcie skupu kółka rolniczego w Gęsi – symbol krajobrazu po ASF

Na jakiś miesiąc przed wyborami samorządowymi skończyły się nowe ogniska ASF w naszej okolicy – komentuje tymczasem pan Andrzej z pow. parczewskiego, który prosi o zachowanie anonimowości. – A wszystko w okresie, gdy trwają zbiory kukurydzy. Kukurydzy, którą ma praktycznie każdy hodowca trzody. Nic innego tylko cudowne zatrzymanie zarazy.

Krzysztof Janisławski
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
18. kwiecień 2024 13:32