StoryEditorWiadomości rolnicze

Prezes OSM Krasnystaw: Wysokie ceny masła to normalność

12.10.2017., 15:10h
Z Tadeuszem Badachem, prezesem Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Krasnymstawie, którą kieruje od 40 lat, rozmawiają Krzysztof Wróblewski i Paweł Kuroczycki. Rozmowa była przeprowadzona w drugim dniu tegorocznych targów Polagra Food 26 września na stoisku OSM Krasnystaw.
Jak pan ocenia obecną sytuację w mleczarstwie?

– Można ją porównać do pogody w La Paz, nikt nie wie, kiedy będzie zima, a kiedy będzie lato.


A teraz jest zima czy lato?


– Teraz jesteśmy na pograniczu. Na razie sytuacja jest w miarę stabilna. Ale jedyną rzeczą, która stabilizuje polskie mleczarstwo, jest tłuszcz mleczny. Jeżeli nie daj Boże to by się załamało, co jest możliwe, to żywot obecnej koniunktury będzie bardzo krótki. Gdyby ktoś powiedział mi na początku roku, ile będzie kosztował tłuszcz we wrześniu, to bym nie uwierzył.


Jednostka tłuszczu kosztuje 34 grosze, to najwyższa cena w historii.


– Chciałbym od razu obalić mit dotyczący ceny masła. Ludzie pytają, dlaczego masło jest takie drogie. Po pierwsze, paczka papierosów kosztuje co najmniej 14 zł. To tyle, co dwie kostki masła. Jeden człowiek, żeby nie wiem jak się starał, to kostki masła dziennie nie zje, a paczkę papierosów lub dwie wypali. Więc nie dyskutujmy w ogóle na temat drogiego masła. Po drugie, niskie ceny tłuszczu mlecznego to kontynuacja polityki z poprzedniego ustroju, kiedy państwo musiało zapewnić ten tłuszcz konsumentom, a ceny masła sztucznie zaniżano poprzez państwowe subwencje. Konsumenci do tego się przyzwyczaili. Jakby nie liczyć, na kilogram masła potrzeba około 25 l mleka. Jeśli za kilogram mleka płaci się złotówkę, to powinno ono kosztować 25 zł/kg. Policzmy też inaczej. Na kilogram masła idą 82 jednostki tłuszczowe. W mojej praktyce, a w mleczarstwie jestem od 40 lat jako prezes, w firmie pracuję od 1973 r., nigdy nie zdarzyło się, aby tłuszcz był opłacalny. Czegoś takiego jak jest obecnie, nie było. Dzisiaj naukowo udowodniono i rozpropagowano – szczególnie w USA – że utwardzone tłuszcze roślinne są rakotwórcze. Stąd wzięła się koniunktura na masło. Chciałbym, żeby ta moda na masło była normalnością. Wszak dobry Pan Bóg wymyślił krowę i to jest cud, że z trawy powstaje mleko – napój życia. Ale za ten napój trzeba zapłacić, bo jego wyprodukowanie kosztuje. W związku z tym zakładam, że wysoki poziom cen tłuszczu mlecznego się utrzyma. Chociaż nie zawsze będzie to ten najwyższy pułap cenowy.


Czyli nie powinniśmy się obawiać powrotu do cen masła w blokach na poziomie 9 zł/kg?

– To jest niemożliwe z wielu powodów. Kiedy w handlu dominowały mieszaniny wielu tłuszczów – produktów masłopodobnych, to można było sobie pozwolić na dołowanie cen masła. Dziś sytuacja jest więc w miarę stabilna, ale nie można się tym zachłystywać, bo za dobrą ceną masła nie nadąża cena białka. I w zasadzie od ubiegłego roku sieci handlowe nie podniosły znacząco ceny mleka spożywczego ani galanterii.


OSM Krasnystaw jest potentatem w produkcji galanterii.

– W tym roku była taka sytuacja, że prawie cały skup mleka, około 400 tys. l, przeznaczyliśmy na galanterię. Jednak jej produkcja zapewniała niezbyt wielką opłacalność. Gdyby dziś ceny masła się załamały, to byłyby kłopoty. Opłacalna byłaby dla nas produkcja większej ilości masła albo sprzedaż śmietany przerzutowej. Ale taka strategia ma krótkie nogi. Bo jeśli raz się wyjdzie z rynku galanteryjnego i przydarzy się dekoniunktura, to już się na ten rynek nie wróci.


Jak wygląda wzrost skupu mleka w Krasnymstawie?

– Jest o 2–3% większy niż przed rokiem. Jak wspomniałem, jest to ponad 400 tys. l dziennie. Produkujemy mleko spożywcze, jogurty, szeroki asortyment śmietan, sery twarogowe, serki i desery, a także serek wiejski, w którego produkcji należeliśmy do wąskiej grupy pionierów. W naszej produkcji warto zwrócić uwagę na zsiadłe mleko, kefiry i maślankę. Właśnie zsiadłe mleko zaczęliśmy produkować jako pierwsi w Polsce.


Chłodnik to również pomysł Krasnegostawu?

– Chłodnik najpierw był jako typowy napój pitny, a obecnie produkujemy chłodnik konsumpcyjny. Został pomyślany jako posiłek dla studentów, pracowników lub rolników, którzy zabierali z domu dwa jajka na twardo, wrzucali do chłodnika i tym samym mieli zapewniony pełny posiłek.


Jak zmienia się struktura dostawców do OSM Krasnystaw?

– To jest dobre pytanie. Przed 15 laty mieliśmy około 17 tys. dostawców skupując 400 tys. l mleka. Dzisiaj skupujemy taką samą ilość mleka, a nawet nieco więcej, od 1120 „zbiornikowców” i kilkuset rolników dostarczających mleko do punktów skupu. To doskonale pokazuje, jak przez te lata zmieniła się struktura gospodarstw.


 To znaczy, że nie pozbywacie się tych mniejszych rolników i punktów skupu mleka?

– Uważam, że punkty skupu tworzyły fundamenty mleczarstwa. U nas będą one znikały w sposób naturalny, kiedy zabraknie dostawców. Jednak nie będziemy ich likwidować na siłę, bo myśmy na nich wyrośli.


Jak wyglądało krasnostawskie mleczarstwo 40 lat temu, kiedy został pan prezesem?

– To była zupełnie inna bajka. Byliśmy skupowo przypisani do byłego województwa chełmskiego. Wówczas w skupie mieliśmy tylko 60 tys. l własnego mleka. Zaś moce produkcyjne były w porównaniu do tego olbrzymie, bo posiadaliśmy dużą proszkownię, która była buforem dla mleczarstwa z dużej części wschodniej Polski. Gdy zmienił się ustrój i zniesiono regionalizację, zastanawialiśmy się, co dalej. Surowca brakowało, załoga była duża, a przerzuty się skończyły. Mieliśmy trzy wyjścia: zostawić tak, jak jest, iść do przodu lub uciekać. Wybraliśmy to drugie, czyli iść do przodu i postawiliśmy na galanterię. Wszyscy w Polsce pukali się w głowę, bo do rynku zbytu było daleko. Brakowało też nam doświadczenia. Udało nam się jednak wejść – i to mocno – na rynek śląski. Chciałbym przypomnieć pewną zabawną opowieść, która miała dla nas dobre konsekwencje. Z okna gabinetu zobaczyłem w lipcu lub sierpniu 1990 r. żółtego malucha z przyczepką na śląskiej rejestracji. Poprosiłem, aby jego kierowca wszedł do mojego biura. Wydał mi się dziwny, bo miał pomalowane oczy. Okazało się, że to górnik (stąd czarne obwódki wokół oczu), który przyjechał ze Śląska po masło. Zapytałem, jak będzie to masło wieźć. Odpowiedział, że pojedzie nocą, aby się nie roztopiło. Był to absolwent ówczesnej Akademii Rolniczej w Krakowie, który zakochał się w Ślązaczce i wyjechał na Śląsk. Tydzień później pojechałem na Śląsk, aby zobaczyć, jak sprzedaje masło. Śląsk był studnią bez dna. Wówczas zaczęliśmy nasze wyroby kierować do tamtego regionu, również do Małopolski, gdzie mamy bardzo dobrą pozycję do dziś. Z czasem musieliśmy szukać nowych dostawców i z tych 60 tys. l mleka doszliśmy do obecnych 400 tys. l skupu dziennie.


Dziękujemy za rozmowę.
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
27. kwiecień 2024 09:10