StoryEditorWywiad

Adam Witkowski: ekoschematy to bardziej szansa na dochód dla rolnika niż zagrożenie

21.09.2022., 07:09h
Z Adamem Witkowskim – rolnikiem ze wsi Zgliczyn Pobodzy (pow. żuromiński, gm. Bieżuń), wieloletnim kierownikiem Powiatowego Zespołu Doradztwa Rolniczego w Żurominie oraz zasłużonym działaczem izb rolniczych rozmawia Andrzej Rutkowski

Najprawdopodobniej jest pan najdłużej aktywnym zawodowo pracownikiem doradztwa rolniczego w Polsce?

– Chyba tak, mija 47 rok mojej pracy zawodowej w doradztwie rolniczym, z kolei w gospodarstwie rolnym pracuję 3 lata dłużej. Współpracowałem i doradzałem kilku pokoleniom rolników. Działam w izbach rolniczych od samego początku ich istnienia. Jestem przewodniczącym Rady Powiatowej Mazowieckiej Izby Rolniczej Powiatu Żuromińskiego. Byłem też w zarządzie wojewódzkim MIR. Ściśle współpracuję z prezesem Wiktorem Szmulewiczem. Ponadto zorganizowałem dwie orkiestry dęte przy OSP – w Szreńsku i Bieżuniu, w których uczyłem młodzież. M.in. nauczyłem gry na trąbce mistrza świata w rzucie dyskiem Piotra Małachowskiego, który pochodzi z naszego terenu. Za swoją działalność na rzecz rolników otrzymałem przed rokiem Złoty Krzyż Zasługi od Prezydenta RP.

Powiat żuromiński stoi produkcją zwierzęca i to zarówno pod względem drobiu, trzody chlewnej, jak i mleka?

Jest to powiat wyjątkowy, bo najmniejszy w kraju, liczący zaledwie 6 gmin, posiadający najsłabsze gleby w województwie, wśród których przeważają ziemie V i VI klasy bonitacyjnej. Jednocześnie jest to powiat najbardziej produkcyjny o największej hodowli zwierząt. Samych ferm drobiu mamy ok. 850, do tego 300–350 dużych chlewni, liczących po 1–2 tys. i więcej sztuk świń oraz ponad 250 obór mlecznych. Zatem jest to zagłębie produkcji zwierzęcej o różnych kierunkach. Nasi rolnicy osiągają najwyższe wyniki technologiczne. W drobiarstwie jesteśmy liderem w kraju i wyróżniamy się na tle Europy, w trzodzie mamy drugie lub pierwsze miejsce w województwie, a ostatnio mocno rozwija się produkcja mleka za sprawą solidnej mleczarni, jaką jest OSM Sierpc. Odkąd OSM Sierpc stała się liderem skupu mleka w naszym powiecie, obory mleczne nie tylko zwiększyły wydajność produkcji mleka, ale przede wszystkim poprawiła się jakość pozyskiwanego surowca. Do tych korzystnych zmian łącznie z wprowadzeniem nowych technologii doju i schładzania, przyczynili się wspólnie z OSM Sierpc doradcy z ODR powiatów sierpeckiego i żuromińskiego. Na terenie naszego powiatu mamy ok. 6 tys. rolników płacących podatki, a 4300 z nich co roku składa wnioski o dopłaty. Generalnie gospodarstwa są rozdrobnione, przeciętne liczy 11 ha, jednak gdy weźmiemy pod uwagę, że 1700 rolników nie składa wniosków o dopłaty, to tak naprawdę ich ziemie dzierżawi i uprawia ktoś inny, zatem gospodarstwa towarowe faktycznie są większe niż mówią oficjalne dane.

Dlaczego to właśnie w powiecie żuromińskim tak mocno rozwinęła się produkcja zwierzęca?

Z jednej strony słabe gleby nie sprzyjają produkcji rolniczej, ale z drugiej, często jedynym sensownym rozwiązaniem przy tak słabych glebach jest właśnie produkcja zwierzęca będąca źródłem bardzo cennego obornika i gnojowicy, wzbogacających glebę nie tylko w azot, ale i próchnicę. Nawozy naturalne jeszcze bardziej nabrały na znaczeniu teraz, gdy nawozy mineralne są bardzo drogie. Gdy bywam na różnych konferencjach, również międzynarodowych, to słyszę podobne pytania – dlaczego w waszym powiecie taka mocna jest produkcja zwierzęca? Odpowiadam wtedy, że wynika to z pracowitości i przedsiębiorczości naszych rolników. Wszak produkcja zwierzęca wymaga ciągłej obecności w gospodarstwie i doglądania zwierząt co najmniej 3 razy dziennie zgodnie z kodeksem dobrej praktyki rolniczej. Natomiast wielkoobszarowi rolnicy zasieją np. pszenicę na powierzchni 500 czy 1000 ha, wykonają zabiegi ochrony roślin i mogą sobie wyjechać na wakacje.

Mając tak bogate doświadczenie zawodowe pewnie pamięta pan początki rozwoju produkcji zwierzęcej na ternie powiatu żuromińskiego.

– Wszystko zaczęło się na przełomie lat 60. i 70. XX w. Mali rolnicy, którzy mieli od 1 do 5 ha tworzyli tzw. zespoły. Więksi, co mieli po 15–20 ha, raczej w to nie wchodzili. Co najmniej trzech rolników budowało wspólnie trzy kurniki w ramach takiego zespołu. Oczywiście mieli dostęp do korzystnych kredytów. Inni widzieli, że z tego są pieniądze i szli ich śladem. I tak rozwinęła się hodowla drobiu. Również w latach 70. rozwinęła się hodowla trzody chlewnej, gdzie rolnicy tuczyli prosięta pozyskiwane od własnych macior. Jednak w latach 90. i późniejszych, zaczęły pojawiać się świńskie dołki, czasem bardzo duże i niejeden rolnik musiał dołożyć do interesu. W tym samym czasie na rynku pojawiły się zachodnie firmy oferujące tucz kontraktowy, który był korzystny dla wielu rolników ze względu na gwarantowaną cenę. Wielu rolników w to weszło i jednocześnie rozbudowało chlewnie zwiększając ilość tuczników na rzut. Na początku rolnicy tuczący własne prosięta wytykali tych z tuczu kontraktowego, że są wyrobnikami czy też sługusami Zachodu, ale jednak ten tucz się opłacał. To właśnie taki system dał pieniądze na inwestycje i budowę kolejnych jeszcze większych chlewni na 1 czy 2 tysiące sztuk. Dziś mamy nowocześniejsze chlewnie niż w Danii, Austrii, Niemczech czy Holandii, gdzie wielokrotnie jeździłem na szkolenia wraz z rolnikami.

Czy Zielony Ład jest szansą czy bardziej zagrożeniem dla polskiego i unijnego rolnictwa?

Do Zielonego Ładu podchodzę bardzo ostrożnie. Na pewno ograniczenie stosowania nawozów i środków ochrony roślin przyczyni się do spadku plonowania. Jednak ograniczenie, zwłaszcza stosowania nawozów, już nastąpiło bez Zielonego Ładu. Wysokie koszty zakupu nawozów zmusiły rolników do ograniczenia dawek. Rolnicy z naszego terenu są o tyle w komfortowej sytuacji, że mają dostęp do dużej ilości nawozów naturalnych, które w ostatnim czasie są na wagę złota. Gdy zaczynałem pracę, na naszym terenie żyto plonowało na poziomie 1,5 tony z ha, a teraz żyto hybrydowe daje co najmniej 5 ton z ha. Pszenicy kiedyś zbierano 3 tony z ha, a teraz 9. Jednak bez odpowiedniego nawożenia i ochrony roślin nie będzie takich wyników. Z kolei ekoschematy stawiają przed rolnikami nowe wymagania, ale ja odbieram je bardziej jako szansę do zdobycia dodatkowych środków niż zagrożenie. Wiadomo, wszystko co nowe wydaje się obce i patrzymy na to z nieufnością. Miało być 16 ekoschematów a będzie 6. Wprowadzenie rolników w ekoschematy to będzie zadanie właśnie dla nas, czyli pracowników ODR. Nikt nie dostanie dopłat na ładne oczy, tylko będzie musiał spełnić wymagania tych ekoschematów.

Jako żuromiński ośrodek doradztwa rolniczego aktywnie zgłaszacie uczestników do corocznego konkursu Agroliga?

Tak, do tej pory zgłosiliśmy wiele gospodarstw i firm współpracujących z rolnikami z naszego terenu do corocznego ogólnopolskiego konkursu Agroliga. Zajmowali oni wysokie miejsca zarówno na etapie wojewódzkim, jak i krajowym. W tym roku zgłoszona przez nas rodzinna firma ROL-MAR z Lutocina, produkująca maszyny i wyposażenie budynków inwentarskich, już zajęła pierwsze miejsce w naszym regionie, awansując tym samym do etapu wojewódzkiego, na którego rozstrzygnięcie czekamy z dużą niecierpliwością.

Dziękuję za rozmowę.

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
10. grudzień 2024 00:01