StoryEditorWiadomości rolnicze

Dzikie gołębie jak szarańcza niszczą plony. Jak rolnicy mogą się bronić?

11.07.2021., 19:07h
Rolnik z Dolnego Śląska w tym roku straci kilkanaście tysięcy złotych przez stado dzikich gołębi, które żerują na jego polach. Potrafią zmniejszyć plony nawet o połowę! Jak rolnicy mogą chronić swoje uprawy przed grzywaczem i innymi gołębiami?

Gołębie zredukowały plon soi o co najmniej połowę

Soję, którą Artur Mackiewicz, rolnik z Komornik (gmina Ruja) wybrał jako jedną z ważniejszych roślin w swoim gospodarstwie, bardzo polubił również grzywacz – dziki gołąb, coraz częściej pustoszący plantacje tej uprawy.

– Zaczęło się w ubiegłym roku, ale w tym to już prawdziwa plaga. Nad polami krążą stada liczące po kilkaset ptaków. Na ich odstraszanie wydałem już ponad dwa tysiące złotych, a i tak zniszczyły mi kilka hektarów soi, na których katastrofalnie zmniejszyły obsadę. Gołym okiem widać, że średnio o połowę. Stąd ogromne straty w plonach w tej części plantacji, gdzie grzywacze upatrzyły sobie żerowisko – opowiada gospodarz. – Ktoś może powiedzieć, że gołębie podziobią i polecą, ale na moich polach zniszczyły w ten sposób kilka hektarów zasiewów.

Rolnik szacuje, że zbierze tylko około 1 t/ha z pól, na których ptaki wyjadły soję, i analogicznie 2–3 t/ha w miejscach, gdzie nie wyjadły nasion. Pan Artur ocenia, że łącznie w wyniku żerowania gołębia grzywacza stracił w tym roku kilkanaście tysięcy złotych. Jak będzie dokładnie, pokażą zbiory.

Płoszenie gołębo możliwe tylko z pozwoleniem

Panaceum na grzywacza ma być odstraszanie – formalnie rzecz ujmując, płoszenie. Jednak nie jest to, wbrew pozorom, prosta sprawa, gdyż obowiązuje przynajmniej kilka różnych przepisów chroniących ptaki, takie jak gołąb grzywacz. Natomiast kary za tego rodzaju nielegalne praktyki to nie tylko grzywna, ale nawet areszt. Rolnik więc, aby nie zostawić ziemi bez gospodarza, gdyby za nielegalne płoszenie szkodnika trafił do aresztu, musi skrupulatnie przestrzegać przepisów.

Chcących, jak pan Artur, stosować ściśle prawo, czeka trochę papierkowej roboty, gdyż zgodnie z art. 9a ustawy Prawo łowieckie to: „Marszałek województwa, po zasięgnięciu opinii Polskiego Związku Łowieckiego, może zezwolić na odstępstwo od zakazu płoszenia zwierząt łownych. Zezwolenie może być wydane w przypadku braku rozwiązań alternatywnych oraz jeżeli nie jest szkodliwe dla zachowania we właściwym stanie ochrony dziko występujących zwierząt łownych”.

Zgodnie z § 1 ust. 1 pkt 2 lit. x) rozporządzenia Ministra Środowiska z 11.03.2005 r. w sprawie ustalenia listy gatunków zwierząt łownych, gołąb grzywacz (Columba palumbus) jest bowiem zaliczany do gatunków łownych.

Co musi się znaleźć we wniosku o zgodę na płoszenie gołębi

Zezwolenie jest wydawane na wniosek, który powinien zawierać: imię, nazwisko i adres albo nazwę i siedzibę wnioskodawcy, cel wykonania czynności, nazwę gatunku lub gatunków w języku polskim i łacińskim, których będą dotyczyć te czynności, określenie sposobu (opis metod wykorzystywanych do płoszenia), miejsca (wskazanie lokalizacji działek ewidencyjnych, na których będzie wykonywane płoszenie) i czasu wykonywania czynności (określenie terminu, w którym wykonywane będą czynności – termin rozpoczęcia wykonywania czynności powinien uwzględniać termin załatwienia sprawy oraz okres uprawomocnienia się decyzji – 14 dni od dostarczenia decyzji; jako początek terminu wykonywana czynności można wskazać „od daty uprawomocnienia decyzji do …”) oraz wynikających z tego zagrożeń (wskazanie, czy wykonywane czynności będą stanowiły zagrożenie dla zwierzyny łownej), wskazanie podmiotu, który wykona czynności (dane osoby, osób lub podmiotu wykonującego płoszenie)”.

Dobrze jest także przygotować dokument potwierdzający własność lub prawo do użytkowania nieruchomości, na której będą wykonywane czynności (np. wypis z rejestru gruntów, umowa dzierżawy, akt własności itp.). Rolnicy chcący przestrzegać wszystkich formalności muszą więc uzbroić się w cierpliwość, długopis i sterty papieru.

Stado dzikich gołębi na polach w okolicach Legnicy może liczyć nawet pół tysiąca sztuk

– Pierwszy raz widziałem tak duże stado tego ptaka. Sam tam pojechałem, żeby to zobaczyć i ocenić – referuje Mariusz Garbera, łowczy Polskiego Związku Łowieckiego z okręgu Legnica. – Tak szacunkowo to około pięćset, sześćset sztuk ptaków w jednym stadzie, a w takiej liczbie może on już rzeczywiście wyrządzić poważną szkodę rolnikowi na polu. Zwłaszcza jeśli żeruje cały dzień w jednym miejscu.

Dlatego łowczy poparł wniosek gospodarza o płoszenie grzywacza metodami hukowymi, gdyż jego zdaniem takie działanie nie niesie ze sobą szkody ptakom, bo znajdzie on sobie inne żerowiska, zaś pole pechowego rolnika wybrał po prostu ze względu na łatwość dostępu do pokarmu. Co więcej, w tym przypadku populacja tego gatunku jest duża, więc z poparciem wniosku, a następnie zgodą od marszałka nie było problemu.

Myśliwy dodaje, że wielu rolników w ogóle może nie zauważyć tego rodzaju problemu w początkowej fazie rozwoju roślin, jeśli rzadko sprawdzają swoje pola ze względu na ich dużą odległość od domostwa albo jeśli ptaki żerują we wnętrzu pola o dużym areale. W takich wypadkach skutki zniszczeń spowodowanych przez dzikie ptactwo będzie widać dopiero po wschodach roślin, a następnie przy plonach.

Odstraszanie dzikich ptaków nie jest jednak takie proste, jak mogłoby się wydawać. Wymaga spełnienia nie tylko wszystkich formalności, ale także specjalnych materiałów pirotechnicznych, czyli tzw. sznurów hukowych. Najczęściej zawiesza się je na tyczkach ustawianych na miedzach. Potem można je odpalić, gdyż działają z opóźnieniem, zwykle trwa to przez 6 godzin (12 petard strzela co 30 minut).

Jak można płoszyć gołębie w sposób ekologiczny?

Rolnik z Dolnego Śląska postanowił zwalczać dzikiego gołębia także metodą ekologiczną. Dla ptaków drapieżnych, choćby takich jak myszołów, jastrząb, sokół wędrowny, ustawił kilka tyczek spoczynkowych na krańcach swoich pól. Dzięki temu gołębie będą odstraszane przez swojego naturalnego wroga, a dodatkowo uda się ograniczyć także liczebność innych szkodników, choćby gryzoni.

– Od wielu lat próbujemy pomóc rolnikom i doprowadzić do likwidacji niepotrzebnych formalności, czyli uzyskania zgody nawet na odstraszanie zwierzyny. Przecież rolnik tylko płoszy zwierzynę z pola, a nie zabija – wyjaśnia Ryszard Borys, prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej we Wrocławiu. – Interweniowaliśmy już wiele razy w tej sprawie w ministerstwie, ale bez pozytywnego skutku. Po co rolnikowi zgoda na odstraszanie, jeśli w czasie, gdy załatwia ją formalnie, ptactwo zje posiane rośliny? Na szczęście udało się zlikwidować opłatę za składanie wniosku, która wynosiła prawie sto złotych.

Artur Mackiewicz gospodaruje na 250 ha gruntów o klasach od II do VI. Do głównych roślin uprawianych przez rolnika należą: pszenica ozima i jara, soja, nasiona warzyw: buraka ćwikłowego, marchwi, szpinaku, pietruszki.

Artur Kowalczyk
Fot. Artur Kowalczyk

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
11. grudzień 2024 10:58