StoryEditorFelietony

Jedna biedronka wiosny nie czyni

01.11.2019., 14:11h
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów istnieje od 1990 r. (najpierw jako Urząd Antymonopolowy) i potrzebował 29 lat na zauważenie, że sieci handlowe swoich klientów „robią w konia”.

O Biedronce, która rolnikom zabiera chleb

Oczywiście u zarania dziejów tego urzędu nie było w Polsce sieci handlowych, a klienci i handlowcy uczyli się kapitalizmu w sklepach gminnych spółdzielni i sieci Społem. Jednak już wtedy było wiadomo, że owe sieci wejdą do Polski i będą chciały przejąć handel. Wszak w innych krajach takich jak Francja, Niemcy czy też Wielka Brytania, odebrały one chleb właścicielom tysięcy małych sklepów. Już wtedy było wiadomo, że ich dyktat źle wpływa na rolnictwo i przetwórstwo żywności.

Można było się zabezpieczyć przed dominacją wielkich sieci handlowych, wprowadzając ograniczenia w ich zbyt dowolnym rozwoju. Ówczesne rządy i samorządy traktowały wielkie sieci jako zbawców Polski, dzięki którym sklepowe półki zapełniły się towarami. A ówczesne media były nimi wręcz zachwycone. Zaś otwarcie kolejnego supermarketu traktowano niemal jak święto narodowe. I mamy to co mamy.

Jednak zaczyna powoli powiewać lekki wiatr zwiastujący zmiany. UOKiK dostrzegł wreszcie, że w sklepach Biedronka na półkach są inne ceny, a na paragonie inne. Cieszymy się bardzo, że Urząd zauważył to, z czym Polacy robiący zakupy, spotykają się niemal codziennie (nie tylko w Biedronce). Szkoda, że zbyt rzadko dostrzega to z czym borykają się przetwórcy żywności, których sieci jednego po drugim wykańczają. Owszem, wspomniana Biedronka podpadła, bo przekombinowała z dostawcami owoców, ale jedna biedronka wiosny nie czyni. Polski przemysł przetwórczy i rolnicy – dostawcy surowców (mleka, żywca) co roku tracą miliardy złotych z powodu narzucanych im cen i warunków zbytu. Sam fakt, że ktoś pogroził największej w Polsce sieci handlowej surowymi konsekwencjami jest godny pochwały. Jednak naszym zdaniem, teraz przyszedł czas na kolejny krok.

 

Niedorzeczny rzecznik PFHBiPM

W oststnim numerze „Tygodnika Poradnika Rolniczego” ustosunkowujemy się do zarzutów, które postawił na łamach biuletynu Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka rzecznik tej organizacji. Zarzucił nam m.in. kłamstwo i wciskanie nieprawdy. Dowodem naszych win ma być rozporządzenie w sprawie stawek dotacji dla hodowców zwierząt.

Jak pewnie Czytelniczko i Czytelniku pamiętasz, podczas Narodowej Wystawy Zwierząt Hodowlanych pracownicy PFHBiPM wygwizdali ministra Jana Krzysztofa Ardanowskiego, który odebrał Federacji grubo ponad 28 mln zł państwowej dotacji. Zdaniem rzecznika, nasze kłamstwo polegało na przemilczeniu faktu, iż zmniejszono dotację wszystkim związkom hodowców (trzody, koni, bydła mięsnego i owiec).

Złota zasada dziennikarstwa mówi, że każdą informację trzeba sprawdzić dwa razy. Dobrze byłoby, gdyby pan rzecznik sprawdził choć raz. Istotnie zmniejszone zostały dotacje tylko dla PFHBiPM (z 49 mln zł do 21 mln zł) oraz na hodowców trzody (z 11,8 mln zł do 5,62 mln zł). Pozostałe zmiany są kosmetyczne. Na przykład, na prowadzenie ksiąg bydła mięsnego ministerstwo przeznaczyło 1,048 mln zł, wobec 1,12 mln zł (spadek o 72 tys. zł, czyli 6 tys. zł miesięcznie). No chyba jest różnica między 72 tys. zł a 28 milionami zł? Dotacje dla pozostałych związków (hodowców koni, owiec, drobiu) nie zmieniły się istotnie. 

 

Sąd przyznał rację wyrzuconym rolnikom

Przypominamy, że minister rolnictwa, m.in. na łamach TPR podkreślał, iż skończyło się „dojenie państwowej kasy pod szyldem, że korzystają z tego rolnicy”. A dlaczego najbardziej poszkodowana jest PFHBiPM? To chyba pan rzecznik dobrze wie i żadne jęki na łamach organu Federacji ani podlizywanie się ministrowi nic tu nie pomogą.

Wypada przypomnieć, że minister Ardanowski w wyborach do sejmu uzyskał 76 tysięcy głosów – najwięcej ze wszystkich ministrów rolnictwa po 1989 roku. I to mimo tego, że wspomniany rzecznik zarzucał ministrowi rolnictwa niegospodarność i z lubością opisywał jego wygwizdanie na wystawie narodowej, a na pierwszej stronie biuletynu umieszczał znamienne słowa o aborcji polskiej hodowli.

To pan rzecznik łajał takich opozycjonistów w PFHBiPM jak Rafał Stachura czy Waldemar Plantowski, którzy chcieli załagodzić sytuację, reformować Federację i pisali listy do ministra, które zamieszczaliśmy na łamach „Tygodnika Poradnika Rolniczego”. Co do opozycjonistów, których szeregi rosną z tygodnia na tydzień, to Karol Faszczewski i Tomasz Bruliński – hodowcy z Podlasia – wyrzuceni z Podlaskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka, wygrali sprawę w sądzie, który orzekł – mówiąc w skrócie – że ich wyrzucenie było bezpodstawne. Tak, to jest zwycięstwo rolników, choć na razie w pierwszej instancji. Jest więcej niż pewne, że będzie apelacja. 

Jeszcze raz o podlaskim związku. Ostrzegaliśmy, że organizowanie zjazdów kół w siedzibie w Jeżewie Starym nie jest najlepszym pomysłem. Obecnie jesteśmy świadkami bardzo niskiej frekwencji na zebraniach. Np. na zebranie koła Łomża 2, które odbyło się 24 października przyjechało tylko 4 członków choć liczy ono kilkadziesiąt osób. Zebranie nie doszło więc do skutku i nie można było wybrać delegatów na zjazd. Mamy więc dla Krzysztofa Banacha, prezesa podlaskiego związku, przyjacielską radę żeby tak zmienił statut, aby kilka osób mogło się powybierać na delegatów. Oczywiście pod warunkiem, że liczba delegatów równa się liczbie uczestników zebrania.


Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni "Tygodnika Poradnika Rolniczego"
(fot. Pixabay)

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
13. grudzień 2024 21:02