StoryEditorWiadomości rolnicze

Musimy godzić interesy wszystkich rolników

20.06.2016., 10:06h
Rozmowa z Herbertem Czają, prezesem Izby Rolniczej w Opolu.

Od utworzenia odrodzonych izb rolniczych w Polsce minęło 20 lat. Jak pan dziś ocenia kondycję rolniczego samorządu?

– Po pierwsze, dobrze, że izby powstały. Wcześniej jeśli rolnicy chcieli się zrzeszać, musieli wstępować do związków zawodowych, najczęściej upolitycznionych. Izba jest instytucją, do której należy każdy rolnik, i jest apolityczna. Czujemy się reprezentantami dużych, małych i średnich gospodarzy. Musimy łączyć interesy wszystkich. Uważam, że na Opolszczyźnie bardzo dobrze się nam to udaje. Oczywiście rolnik nie do końca czuje naszą opiekę. Wynika to jednak nie tylko z naszych możliwości finansowych, ale także z faktu, że politycy podpuszczają rolników, jątrząc przeciw izbom. Finansowe zabezpieczenie funkcjonowania izby jest bardzo ważne.

Pojawiły się pomysły, aby część z 2% odpisu od podatku rolnego na rzecz izb przekazać związkom zawodowym. Jak pan to ocenia?

– To bardzo osłabiłoby naszą pozycję. Już teraz znacznie odbiegamy od zachodnich izb rolniczych, na przykład izba z Nadrenii Palatynatu dysponuje 26 mln euro, a my mamy raptem 1,5 mln zł rocznie. Te pieniądze muszą nam wystarczyć na utrzymanie izby i reprezentowanie interesów rolników. Nie stać nas na wielu fachowców, musimy być uniwersalni. We Francji czy w Niemczech eksperci mają bardzo wąską specjalizację. Gdybyśmy okroili budżet o połowę, musielibyśmy ograniczyć się tylko do sekretariatu. Nie byłoby mowy o żadnych szkoleniach i sensownej działalności. Resztę pieniędzy otrzymałoby kilkadziesiąt związków zawodowych, które również nie miałyby z nich wielkiego pożytku.

Wspomniał pan o politykach. Tworząc w 1996 roku izby, powiedzieli „A”. Jednak nie powiedzieli „B” i nie zwiększyli uprawnień rolniczego samorządu. Niedawno była okazja, żeby przekazać izbom ośrodki doradztwa rolniczego. Nie odważono się jednak na to.

– Izby powołano, żeby spełnić wymagania Unii Europejskiej. Stworzono ustawę, nie dając kompetencji, bo trzeba było poczekać, aż „dziecko dojrzeje”. Następnie politycy zreflektowali się, że byłaby to zbyt duża siła, gdyby izbom dodać kilka zadań, np. doradztwo lub kompetencje ARiMR, czego można doświadczyć w niektórych krajach Unii. Żaden polityk, bez względu na partyjne barwy, nie poszedł na to, aby wspierać kompetencje instytucji, na którą nie ma bezpośredniego wpływu. Nawiązując do doradztwa rolniczego, gdyby ODR-y zależały od izb, doradcy znacznie lepiej traktowaliby rolników, a nie skupialiby się wyłącznie na tym, aby na nas zarabiać.

Izby łączą interesy małych i dużych rolników. Czy tych małych nie jest zbyt wielu? Definiowanie członka izby jako płatnika podatku rolnego sprawia, że do głosowania uprawniona jest ogromna liczba ludzi niezwiązanych z rolnictwem. W efekcie frekwencja na wyborach jest niewielka, co skutkuje argumentem, że izby nie mają mandatu do reprezentowania rolników.

– Znów zabrakło politycznej woli, aby zmienić ustawę o izbach. Pierwotnie do izby należeć mieli wszyscy rolnicy posiadający powyżej 1 ha. Jednak politycy wpisali do ustawy wszystkich podatników podatku rolnego, zwiększając liczbę członków izby o połowę. Postulowaliśmy, aby ustalić próg, np. od 5 ha, lub wprowadzić zasadę, że na listach wyborców w wyborach do izb znajdą się tylko ci, którzy otrzymują dopłaty bezpośrednie oraz przedstawiciele działów specjalnych. Na zachodzie wiele takich problemów rozwiązano, wprowadzając zasadę, że rolnikiem jest ten, który z gospodarstwa rolnego uzyskuje co najmniej 60% dochodów.

Rolnicy zdają się dziś rozgoryczeni Unią Europejską. Choć całe rolnictwo uczyniło od 2004 roku niebywały krok naprzód, dziś wiele branż jest niedochodowych. Spodziewamy się z Brukseli ratunku, lecz on nie nadchodzi, natomiast przytłacza nas rodzima biurokracja.

– Z jednej strony nasi urzędnicy niepotrzebnie komplikują przepisy tworzone w Brukseli. Z ust komisarza ds. rolnictwa słyszeliśmy, jak radykalnie inaczej rozumieją w Unii przepisy, dotyczące np. zazieleniania. Tymczasem polscy urzędnicy w swojej nadgorliwości zinterpretowali je tak, że bardziej nie mogli tego skomplikować. Nie ma chyba w Polsce doradcy, który gwarantowałby większemu gospodarstwu poprawność wniosków złożonych w ciągu 5 lat. Mój syn na swoim polu osobiście bywa często. Mimo tego nie jest pewien, czy spełni wymagania co do wszystkich współczynników i gatunków roślin, nie rozumie dlaczego musi wpisywać bobowate zamiast konkretnego gatunku i tak dalej.
Z drugiej zaś strony, mówiono nam, że będziemy dochodzić do dopłat w wysokości niemieckiej. Dziś wiemy, że w tym roku mamy mniej pieniędzy niż Niemcy, a więcej papierów do wypełnienia. Tu rodzi się pytanie, czy jesteśmy w tej samej Unii Europejskiej?

Rozmawiał Paweł Kuroczycki

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
03. maj 2024 22:25