StoryEditorInterwencja

Rolnik zamiast doić krowy, musi chodzić po sądach. Przez słupy energetyczne

05.06.2022., 11:06h
Zamiast normalnie i spokojnie gospodarować na ziemi, dbać o dobrostan stada bydła, Wacław Blinstrub, rolnik z gminy Wałbrzych, musi przemierzać sądowe korytarze, oglądać sale rozpraw i studiować prawo. Wszystkiemu winne słupy energetyczne stojące na jego polu.

Rolnik spod Włabrzycha na swoich polach ma aż 25 słupów energetycznych

Wielość i różnorodność kłopotów z tym związana spowodowała, że teraz bez najmniejszych przeszkód mógłby zmienić zawód na adwokata ze specjalizacją słupy energetyczne na gruntach rolnych. Formalne, administracyjne, prawne problemy z ich obecnością na polach studiuje już bowiem niemal od 10 lat. Zarówno w domu, jak i w zagrodzie. A co najgorsze – w sądzie.

– Na swoich gruntach mam dwadzieścia pięć słupów energetycznych średniego oraz wysokiego napięcia, które prowadzą energię elektryczną do Wałbrzycha – relacjonuje Wacław Blinstrub.      

Szkody, których przyczyną są słupy na polach rolnika, są i straszne, i śmieszne, a nawet śmiertelne.

– Swego czasu zakład energetyczny malował te słupy. Jednak nie poinformował mnie o tym. W ogóle w żaden sposób. W konsekwencji zwierzęta zatruły się farbą, którą zlizywały ze świeżo pomalowanych słupów. Następnego dnia rano połowa stada leżała – opowiada pan Wacław.

W efekcie tego nieszczęścia rolnik musiał w sądzie walczyć z zakładem energetycznym o odszkodowanie. Trwało to aż cztery lata.

Mimo, że rolnikowi padło aż 10 krów, to energetyka wypłaciła odszkodowanie za jedną krowę

– Miałem czarno na białym ekspertyzę z laboratorium, że moje krowy zatruły się farbą ze słupów. Ostatecznie zapłacono mi jednak za jedną krowę, a padło ich aż dziesięć – wspomina gospodarz.

Dlatego chciał być mądry nie tylko po szkodzie, ale także przed ewentualną szkodą. I żeby uniknąć takich czy innych problemów w przyszłości, zamierzał porozumieć się z zakładem energetycznym. Zaproponował więc ustalenie wszystkich warunków współpracy formalnie, czyli w postaci notarialnie spisanej służebności gruntu, opisanie praw i obowiązków, jakie będą miały strony porozumienia. Obie bowiem, choć w różny sposób, użytkują ten sam grunt rolny. Natomiast jego właścicielem jest Wacław Blinstrub.

– To przecież rozsądne i normalne rozwiązanie. Tak ustalają warunki współpracy zwykli partnerzy w interesach. Po podpisaniu takiego dokumentu będziemy mieli czas na normalną pracę. A jak energetycy spowodują szkodę, to adekwatnie do jej wielkości zapłacą za nią i ja oczywiście też, bo tak jest uczciwie – przekonuje do porozumienia rolnik.

Urząd miejski wydaje zgodę i ją cofa. A energetyka na polu rolnika robi co chce

Tego jednak energetyka zrobić nie chciała i nie chce. W takim stanie rzeczy kilka lat temu urząd miasta wszczął postępowanie w sprawie o udostępnienie dla zakładów energetycznych gruntów rolnika.

– Zaskoczyło mnie to, gdyż już na drugi dzień przyszło pismo, że urząd wydaje zgodę na udostępnienie mojej ziemi zakładowi energetycznemu. Poszedłem do pani w magistracie i zapytałem, dlaczego postępowanie, które powinno trwać dwa tygodnie, a ja powinienem mieć możliwość wypowiedzenia się na ten temat, trwało jeden dzień. Pani wycofała taką zgodę. Jednak zakład energetyczny wszedł na moje pole i zrobił, co chciał. Wtedy miasto nałożyło karę. Zakład się odwołał. I przez kolejne lata sprawa toczyła się w sądzie administracyjnym. Jestem tam stroną. Zakład energetyczny miał już zapłacić karę, ale wtedy wkroczył wojewoda i wydał zgodę na jego wejście na moje pole, uchylając decyzję prezydenta miasta o nałożeniu kary. Ja się od tej decyzji odwołałem, ponieważ jestem stroną i poszkodowanym. Wydawało się, że gdy sprawa znalazła się w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, wszystko się zakończy. Jednak nie. W NSA uchylono decyzję wojewody o anulowaniu kary dla zakładu energetycznego i skierowano sprawę do ponownego rozpatrzenia – relacjonuje swoje procesowanie rolnik.

Rolnik ratuje słup przed zawaleniem

Na dowód dobrych chęci i właścicielskiej troski rolnik kilka lat temu uratował energetykom jeden ze słupów przed zawaleniem.

– W czasie pracy na pastwisku zobaczyliśmy, że złomiarze ukradli część elementów konstrukcyjnych. Gdyby nie informacja do zakładu enrgetycznego, słup mógłby się przewrócić, nie tylko zerwać linię energetyczną, ale także przewrócić sąsiednie i doprowadzić do katastrofy – opisuje pan Wacław. – Jestem właścicielem tej ziemi, a jednak odnoszę wrażenie, że każdy, może na niej robić to, co chce. A tak nie powinno być. Ciekawe, co by się stało, gdybym to ja wszedł na na grunt jakieś firmy?

Tauron nie widzi potrzeby regulowania służebności gruntowej oddzielnym aktem notarialnym

Gospodarz podkreśla, że wystarczy zapisać w akcie notarialnym służebność i wynikające z niej prawa oraz obowiązki stron, aby każda ponosiła odpowiedzialność za przestrzeganie prawa. Rolnik jest zdeterminowany, aby walczyć o swoją własność. Dlatego zapowiada, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to o swoje prawo do ziemi będzie walczył także w unijnych sądach.

Jednak TAURON Dystrybucja zajmuje w tej sprawie zupełnie inne stanowisko: „(...) właściciel terenu otrzymał od nas pisemnie pełną informację odnośnie do naszego stanowiska i sytuacji prawnej. Zarówno linia wysokiego napięcia, jak i linie średniego istnieją na tym terenie co najmniej od lat 70. Tym samym w wyniku spełnienia przewidzianych prawem przesłanek spółka nabyła służebność gruntową o treści służebności przesyłu. Ponieważ nabycie służebności już nastąpiło, nie ma podstaw do regulowania stanu prawnego nieruchomości poprzez odrębne ustanawianie służebności przesyłu w oparciu o art. 3052 Kodeksu cywilnego. (...) Przed wykonaniem jakichkolwiek prac na gruntach Pana Wacława Blinstruba spółka bądź wykonawca występujący w naszym imieniu zwracała się z prośbami o udostępnienie nieruchomości, które spotykały się z odmową właściciela. Wówczas korzystaliśmy z ustawy o gospodarce nieruchomościami bądź zabezpieczeń sądowych. (...)”.

Energetycy kwestionuje też zatrucie krów farbą, którą malowano słupy

Ewa Groń, rzecznik prasowy TAURON Dystrybucja SA, kwestionuje także śmiertelne zatrucie krów rolnika na jego polach: „Żeby rzekome zatrucie krów sprzed 16 lat farbą ze słupów można było uznać za fakt, musiałoby być w jakikolwiek sposób potwierdzone. Na przykład orzeczeniem weterynaryjnym mówiącym o przyczynie zatrucia lub zgłoszeniem szkody (uznaną za zasadną) lub zgłoszeniem na policję, która w wyniku swoich czynności potwierdziłaby korelację między pomalowaniem słupów a stanem krów. Jeśli żadna z tych rzeczy nie miała miejsca i nie ma takiego typu potwierdzenia, to są to dywagacje lub przypuszczenia formułowane po 16 latach”.

– Proces dotyczący zatrucia krów odbył się w sądzie, a badania ekspertów wykazały, że moje krowy zatruły się ołowiem z farby. Wyrok w tej sprawie zapadł. Takie są po prostu fakty. Z czym tu dyskutować? – rozważa gospodarz.

Ale żeby urzeczywistnić swoje realne, konstytucyjne prawa do ziemi, rolnik zapowiada odwołanie dotyczące służebności ziemi, ponieważ ma być ona ustalona notarialnie i na warunkach partnerskich.

– Teraz wiele firm powołuje się na przepisy covidowe i publiczny charakter swojej pracy oraz jej społeczną użyteczność. A czy rolnik nie wykonuje pracy społecznie użytecznej? Dostarcza ludziom najważniejszą rzecz, bez której nic nie będzie funkcjonowało, czyli żywność – argumentuje Blinstrub. – Choćby dlatego myślę, że powinniśmy być traktowani jak równi także przez sądy, gdyż tak jest zapisane w Konstytucji RP.

Wacław Blinstrub prowadzi wspólnie z rodziną niemal stuhektarowe gospodarstwo. W przeważającej części to ziemie klasy V, VI i w niewielkiej części IV, na których uprawia przede wszystkim rośliny paszowe dla swojego stada bydła mięsnego i mlecznego. Obecnie to niemal 50 sztuk.

Artur Kowalczyk
Fot. Artur Kowalczyk

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
26. kwiecień 2024 23:33