StoryEditorWiadomości rolnicze

Miasto pragnie naszej żywności

12.06.2014., 12:06h
„Jeśli chcesz wiedzieć, co jesz, zamów u nas jajka od szczęśliwych kurek, mleko prosto od krów skubiących trawę oraz uprawiane w ekologicznych warunkach warzywa i owoce”. – Ulotkę takiej treści zostawiła w jednej z poznańskich restauracji Katarzyna Ściana, która od niemal 10 lat prowadzi w Marszewie w powiecie nowotomyskim ekologiczne gospodarstwo. I opłaciło się. Dziś produktami z jej pola zajadają się poznaniacy. A ona dobrze na tym zarabia.  

Kilkanaście skrzyń wypełnionych po brzegi sałatą, młodą kapustą, ziołami i rzodkiewką stoi na podłodze w siedzibie stowarzyszenia Lepszy Świat w Poznaniu przy ul. Libelta. Na kilku stołach stojących w rzędzie poustawiano litrowe butelki z mlekiem kozim i krowim. W wytłoczkach po sześć i dziesięć sztuk poukładano jajka od kurek zielononóżek. Jest też ser twarogowy i smażony. Ten przysmak z Marszewa znajduje wielu nabywców. Na kanapie, tuż przy schodach siedzi z laptopem na kolanach Magdalena Lech, koordynatorka, wolontariuszka, która sprawdza listę zamówionych ostatnio produktów. Jest poniedziałek godzina siedemnasta. Do siedziby Stowarzyszenia Lepszy Świat zaczynają schodzić się pierwsi klienci. 

Ekozakręceni

Co tydzień od dwóch lat, bo tyle lat temu powstała Poznańska Kooperatywa Spożywcza, w poniedziałkowe popołudnia przychodzi po kilkunastu klientów. O takich ludziach jak oni w mieście mówi się, że to świadomi konsumenci, którzy dbając o swoje środowisko i zdrowie, wybierają lokalne i pochodzące z ekologicznych upraw produkty. Mają ze sobą duże bawełniane lub lniane torby. 

– Staramy się nie używać foliówek – wyjaśnia Marek, który do swojej torby pakuje 1 litr mleka krowiego, 1 litr mleka koziego, dorodną sałatę, ogromny pęczek rzodkiewek, rukolę i 10 jaj. Są jeszcze ciepłe, bo pani Kasia podebrała je z kurnika tuż przed wyjazdem do Poznania. Z Marszewa to zaledwie 50 km. Między innymi dlatego kooperatywa nawiązała współpracę właśnie z tym gospodarstwem.

W ubiegłym roku 25 osób wybrało się z Poznania rowerami  do Marszewa, by na własne oczy zobaczyć, jak wygląda uprawa na polach. 

Ekodoświadczeni 

Gospodarstwo Kasi Ściany i Jerzego Dolskiego należy do Spółdzielni Socjalnej Marszewo w gminie Lwówek. Powstało w 2006 roku. Pani Kasia i pan Jerzy mają 15-letnie doświadczenie w rolnictwie, choć z wykształcenia nie są rolnikami. Można o nich powiedzieć, że są samoukami. Od początku zajmowali się ekologiczną uprawą. Mają więc stosowne certyfikaty uprawniające ich do używania nazwy „eko”. Trzy razy w roku odwiedza ich komisja sprawdzająca, czy przestrzegają wszystkich procedur stosowanych w tego typu gospodarstwach. 

Dziś gospodarstwo ma 15 ha, z czego na 4 ha uprawiane są warzywa. Na wiosnę na polu kiełkuje sałata, rukola, rzodkiewki i kalarepa. Lada dzień zacznie się zbiór buraczków i młodej kapusty. Później przyjdzie czas na ogórki, fasolę i pomidory. Do listy warzyw dołączy też włoszczyzna, czyli por, seler, pietruszka i marchew. Posadzili też ziemniaki. Trzy hektary pól to zboża. Kilka hektarów porastają łąki. To stołówka dla krowy. Wypasa się ją tylko na trawie. Daje więc dziennie ok. 10 litrów mleka rano i tyle samo wieczorem. Na łące stołuje się też 15 dorosłych kóz. 8 tygodni temu dołączyły do stada dwa nowo narodzone koźlęta. 

Reszta ziemi to sady. Rosną na nich jabłonie starej odmiany Cesarz Wilhelm. Są śliwki węgierki. Zaczynają się zawiązywać włoskie orzechy. Jest też zagonek z truskawkami i krzaki malin. 

Rękodzieło ekologiczne

Pani Kasia ma też spiżarnię i certyfikat „Rękodzieło ekologiczne”. Upoważnia ją on m.in. do wytwarzania własnych produktów. Dlatego na spiżarnianych półkach stoją litrowe słoje z własnoręcznie przygotowanym przecierem jabłkowym. Czasem trafia tu również robiony specjalnie na zamówienie biały ser, masło, kwas buraczany i żurek. Znalazło się też miejsce na własną mąkę. 

Pani Kasia ma także 70 dorosłych i 60 młodych kur zielono­nóżek. Te starsze znoszą po 190 jaj rocznie. Młode zaczną się nieść za kilka miesięcy. Wówczas będą mieli niemal dwa razy więcej jaj niż dotychczas. Jest na nie zbyt w mieście. Do tej pory część klientów, która zamawiała jajka, odchodziła z kwitkiem. Teraz ten problem powinien się skończyć. 

To dobrze, bo jajka od kur zielono­nóżek są w cenie. W mieście za jedno płaci się złotówkę. Rocznie za same jajka dostaną więc ok. 24 tys. zł. Do tego dochodzi jeszcze sprzedaż warzyw, owoców, sera i mleka. Z każdego co­tygodniowego wyjazdu do Poznania pani Kasia i pan Jurek przywożą od 400 do 1000 zł. Klienci średnio za zakupy płacą im od 30 do 50 zł. Choć są i tacy, których zamówienie opiewa na 100, a nawet 170 zł. Wszystkie pieniądze trafiają do Marszewa, bo to, jakby nie było, sprzedaż bezpośrednia, a koordynatorzy zakupów działają społecznie. Nie biorą za to ani grosza. Dzięki życzliwości stowarzyszenia Lepszy Świat mogą bezpłatnie korzystać z lokalu. 

Kabaczki jeszcze nie dorosły

– Czy w przyszłym tygodniu będą już młode buraczki? – pyta kolejny z klientów panią Kasię. 

– Myślę, że tak. Będzie też żur i kwas buraczany. Przywieźć? – radzi się koordynatorki pani Kasia. 

– Marek ma jeszcze w zamówieniu kabaczki. Gdzie są? – pyta koordynatorka, by spakować jego zakupy.

– Kabaczki jeszcze nie dorosły. W ostatnim tygodniu było za dużo deszczu. Ale jeśli nadejdą upały i utrzymają się przez kilka dni, to w przyszłym tygodniu będą. Uzupełnimy zamówienie – wyjaśnia pani Kasia. Prosi, by tak na nią mówić. W poznańskiej kooperatywie wszyscy starają się mówić do siebie po imieniu. Panuje rodzinna atmosfera.

Zamówienie przechodzi więc na następny tydzień. Pani Magda zaznacza tę zmianę w komputerze. Jak wygląda procedura zamówienia? 

– W niedzielę wieczorem wszyscy, którzy należą do kooperatywy i opłacili składkę (50 zł), dostają link do strony z nazwą oferowanych na dany tydzień produktów. Ten spis dostarcza gospodarstwo. Bo pani Kasia i pan Jerzy najlepiej wiedzą, co mają na polu. 

Warzywa i owoce są zbierane z pola tuż przed wyjazdem do Poznania. To gwarancja świeżości.  

O 19.30 towar jest w całości wydany. To wynika z regulaminu kooperatywy. Muszą opuścić posprzątany lokal do godz. 20.00. O tej porze bowiem miejsce, które przed chwilą było sklepem, zamieni się w czytelnię. 

Gospodarze pakują skrzynki do auta i ruszają w powrotną drogę. Zanim odpoczną po ciężkim dniu pracy, wydoją krowę, zapędzą kozy do szopy i sprawdzą pocztę mailową. Bo przychodzą na nią zamówienia od innych mieszkańców miast. Współpraca z kooperatywą nie jest bowiem jedynym źródłem dochodu Marszewa. Od lat dostarczają warzywa do jednej z poznańskich restauracji, która bardzo ceni sobie ich produkty. Mają też grono zaprzyjaźnionych indywidualnych odbiorców. Im też raz w tygodniu dowożą towar. 

– Sprzedaż bezpośrednia to najlepszy sposób na zbyt płodów rolnych. A ludzie w mieście chętnie kupują ekologiczne produkty – przekonuje pani Kasia, która z jednego wyjazdu do Poznania przywozi na czysto średnio 400 zł zarobku.

Dorota Słomczyńska

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
16. maj 2024 16:19