Andrzej Janeczko i Maja Piwońska – od 36 lat małżeństwo i od niemal tylu duet pod tajemniczą nazwą „Trzeci Oddech Kaczuchy”. Wikipedia pisze o nich „zespół piosenki kabaretowej”. Podpisaliby się pod tym, choć pierwsze lata ich działalności, jeszcze w stanie wojennym, to śpiewanie poezji politycznie zaangażowanej. Do dziś piszą nowe i śpiewają stare teksty komentujące rzeczywistość wokół. Na śmiesznie i na poważnie jednocześnie – taki przywilej satyryków. Na scenie robią wrażenie świetnie zaprojektowanej i dobrze naoliwionej maszyny. Pod dziwną nazwą.
Dlaczego oddech? Do końca nie wiadomo. Wiadomo za to, jak doszło do powstania zespołu.
Andrzej urodził się w Wysokiem Mazowieckiem. W II klasie liceum zaliczył tróję z geografii, więc rodzina karnie przeniosła go do liceum w Łomży. Po roku zdał wzorowo maturę i postanowił zdawać na architekturę do Gdańska. Nie powiodło się, więc studiująca w Olsztynie siostra w jeden wieczór przygotowała go do ezaminu na Akademię Rolniczo-Techniczną. Tam zaczął od geodezji, by trochę poskakać po kierunkach i ostatecznie skończyć z dyplomem pedagogiki kulturalno-oświatowej. A! Próbował jeszcze zdawać do Tadeusza Łomnickiego na reżyserię. Podczas studiów bawił się w teatrzyki, kabareciki, nawet w dziennikarstwo. Wydał też tomik poezji, ale szybko stwierdził, że ta czytana nie trafia do serc tak szybko jak śpiewana. Z poezją i innymi piosenkami jeździł po wioskach.
– Jeździliśmy po wsiach wokół Olsztyna. Zajeżdżaliśmy do remizy, gdzie grzał piec i ze zmrożonymi palcami piło się obowiązkową kawę – wspomina.
W trasie z największymi
Zaczął śpiewać bardzej kabaretowo. Któregoś dnia znajomy przedstawił mu Maję, która śpiewała w zespole znajomego. Tak powstał „Trzeci oddech”.
Zaczęli. Chwilę później wygrali w Konkursie Interpretacji na festiwalu w Opolu. Ruszyli z koncertami po Polsce, Europie, Ameryce, w różnych konfiguracjach, często ze znakomitymi aktorami, pieśniarzami – Andrzejem Kopiczyński – „czterdziestolatkiem”, Mieczysławem Czechowiczem –„Misiem Uszatkiem”, Romanem Kłosowskim – Maliniakiem z „Czterdziestolatka”, Andrzejem Zaorskim, Maciejem Damięckiem czy Karolem Strasburgerem.
Sołtys – też artysta
Z Olsztyna przenieśli się do Łodzi. Na działkę jeździli do podłódzkiej Woli Cyrusowej, która nawet doczekała się piosenki. Na działce psy, ale kto by wytrzymał kursowanie co drugi dzień, żeby je nakarmić. Trzeba było znaleźć miejsce, w którym można by zamieszkać z ukochanymi zwierzętami. Znaleźli Ługi, kupili część gospodarstwa, zbudowali dom.
Remiza była trochę obskurna – nie było centralnego ogrzewania, lamperie na ścianach w nie najciekawszych odcieniach olejnej farby. Założył piec, w zeszłym roku, za pieniądze wynegocjowane z gminą, zrobił kapitalny remont. Teraz cieszy się, że świetlica przypomina niezły klub. Doszedł też do wniosku, że skoro sołtys jest „gościem, który śpiewa”, to świetlica powinna mieć dobre nagłośnienie. Teraz Ługi mają mikrofony, statywy, światła. Kiedy kogoś zapraszają na występ, nie muszą chodzić po prośbie.
Ługi to wieś wielokulturowa. Mieszkają tu mariawici (odłam chrześcijan), katolicy, świadkowie Jehowy, a nawet kilku buddystów. Parafie katolickie w okolicznych wsiach sąsiadują z mariawickimi.
– Zacząłem organizować wigilie ekumeniczne we wsi. Dzwonię po księdza mariawickiego, mówię: „Bracie kapłanie (bo tak się do nich mówi), organizujemy spotkanie kolędowe”. On na to: „No, to muszę spojrzeć w kalendarze”. „To niech brat spojrzy, a ja w tym czasie zadzwonię do księdza katolickiego”. Siedzimy razem i śpiewamy kolędy. A nawet wymyśliliśmy coś takiego jak kolędowe karaoke. Zauważyłem, że ludzie znają pierwsze ich zwrotki, a dalej już nie. Wyświetlam na ścianie teksty i gram na organach. A gospodynie rozsuwają stoły i dbają, żeby były suto zastawione – opowiadają z dumą Andrzej i Maja, którzy napisali nawet kolędę lokalną – o miejscowych, o ich wadach i zaletach, o tym, czym wszyscy żyją.
Andrzej Janeczko, z racji swoich zawodowych znajomości, jest nie lada gratką dla wsi. Organizuje spotkania z artystami. A to przyjedzie Karol Strasburger, a to wystąpi parodysta.
– Po spotkaniu z Karolem jedna z ługowianek powiedziała do mnie ze łzami w oczach: „Andrzej, ja pierwszy raz na żywo aktora widziałam” – wspomina.
Gospodarzy śpiewająco
Niedawno zamontował oświetlenie solarne w części wsi, do której z powodu braku porozumienia z właścicielami działek nie doprowadzono prądu. „Sprawdzają się rewelacyjnie. Polecam lampy solarne wszystim sołtysom!” – mówi. Zaraz na głównej ulicy położą progi. I poszerzą dojazd do Strykowa. Sołtys mówi, że gdyby od początku wiedział, że koszt zamknie się w 1,5 mln złotych, nigdy nie odważyłby się starać o takie pieniądze.
– Jędrek jest jeszcze radnym w gminie. Ostatnio trafiła mi w ręce ulotka z ostatnich wyborów. Mówię: „Ach, przeczytam sobie, co tam tym ludziom naobiecywał”. I stwierdziłam, że mógłby rzucić tę funkcję – bo wszystko już zrealizował! – cieszy się.
Najwięcej radości ma z Andrzeja Janeczko chyba miejscowe koło gospodyń. Od kilku lat spotykają się raz na dwa tygodnie na wielogodzinnych próbach.
– Zaproponowałem założenie zespołu. Panie się trochę krygowały. Po jakimś czasie mówią: „Może byśmy tak pośpiewały?” – opowiada.
Teraz im komponuje piosenki. Śpiewają coraz lepiej, nie mają już problemu ze zmianą tonacji. W utworach mniej jest ludowości, trochę więcej o życiu, z przymrużeniem oka. Padają frazy w stylu: „Nie chcemy piec ciasta, pojedziemy do miasta” albo o plotce, która krąży po wsi na melodię „Pappa, papparappapappa”: „Raz ja oraz moja koza pobiegłyśmy se przez wieś. Co tam widać, co tam słychać – potem pytał mnie mój teść...”. Zdążyli wystpowali razem już w łódzkiej telewizji.
„Kaczuchy” cały czas żyją z koncertowania. Grają na imprezach klubowych i plenerach. Chętnie występują na dożynkach w całej Polsce, gdzie bawią publiczność „Kombajnistą” w programie „Od hipisa do sołtysa”. Ale w przerwach między tymi obowiązkami Andrzej Janeczko znajduje czas, by malować i tworzyć grafiki. Oprócz tytułu magistra pedagogiki ma też dyplom Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Trochę się martwi, że zajmowanie się wsią pozbawia go czasu na malowanie. Nie na tyle jednak, by nie powstawały nowe dzieła. Dodatkowo od dwóch lat kręci z kolegą program dla dzieci „Zwierzątkowo”, dostępny w Internecie. Opowiada tam w zabawny sposób o stworzeniach dużych i małych.
Ile znaczy dla swojej wsi, świetnie wyraża piosenka, którą w rewanżu i wdzięczności skomponowały dla niego gospodynie, a która rozpoczyna się tak:
„W małej wiosce tuż nad rzeczką mieszka nasz Andrzej Janeczko. Pięknie śpiewa – na gitarze również gra. My kochamy tego Grajka, kocha go też piękna Majka, bo on dla nas wszystkich dobre serce ma. Możesz przejść przez całe Ługi – nie znajdzie się taki drugi...”.
Karolina Kasperek