StoryEditorASF

Nie ma nic lepszego niż bioasekuracja

07.12.2018., 18:12h
Choć termin bioasekuracja był znany wszystkim od lat, to jeszcze do niedawna podchodzono do niego z pewną pobłażliwością. Dopiero ostatnio jest szeroko dyskutowany w związku z rozlewającą się na coraz większy obszar Europy i Azji epidemią afrykańskiego pomoru świń. Jak podkreślają specjaliści, dotychczas nie opracowano skuteczniejszego sposobu ochrony stad przed tą chorobą niż bioasekuracja.

Choroby w stadzie są wynikiem zaniedbań w obszarze bioasekuracji

Afrykański pomór świń zmusił wszystkich do szczególnego zainteresowania się ochroną stad przed chorobami. Ważna jest jednak nie tylko bioasekuracja chroniąca stado przed patogenami z zewnątrz, ale także bioasekuracja wewnętrzna ograniczająca możliwości krążenia czynników chorobotwórczych w obrębie poszczególnych sektorów produkcji. Podczas konferencji w Pawłowicach dotyczącej zdrowia trzody chlewnej wykładowcy zgodnie podkreślali, że większość chorób, w tym najgroźniejszy ostatnio wirus afrykańskiego pomoru świń, szerzy się w populacji trzody chlewnej przede wszystkim z powodu zaniedbań w obszarze bioasekuracji. W zwalczaniu ASF w Hiszpanii zdecydowane postępy osiągnięto dopiero od momentu powołania lokalnych i regionalnych zespołów kontroli bioasekuracji gospodarstw, w skład których wchodzili wybrani przez samych rolników producenci świń. Oni nawzajem byli w stanie skutecznie i odpowiedzialnie się skontrolować.

Czystość poprawia wyniki

W 1997 roku Holandię dotknęła epidemia klasycznego pomoru świń. Zabito 11 mln zwierząt, a chlewnie musiały stać puste przez 6 miesięcy. Kiedy po tym okresie fermy wznowiły produkcję, uzyskały nieprawdopodobnie dobre przyrosty w pierwszym rzucie. W drugim było już nieco gorzej, a po kolejnych wyniki zbliżyły się do tych uzyskiwanych przed opróżnieniem chlewni. Niezasiedlone przez pół roku chlewnie były po prostu wolne od chorobotwórczych patogenów. Dopiero wraz z nowymi zwierzętami zaczęły się one rozprzestrzeniać. To dało do myślenia ekspertom w zakresie chowu trzody chlewnej, gdyż pokazało, że dobrze prowadzona bioasekuracja wpływa także na wyniki produkcyjne. I to znacząco.

Wprawdzie zużycie antybiotyków w Holandii od 2009 roku spadło o 59%, ale koszty weterynaryjne w przeliczeniu na lochę wzrosły z 40 do nawet 70 euro. To dlatego, że antybiotyki zostały zastąpione w dużej mierze szczepionkami – twierdzi Pim Biewenga z Holandii z firmy MS Schippers. – Trzeba więc opracować inne rozwiązania, które ochronią zwierzęta przed infekcjami.



  • Zwykle skupiamy się na jakości podawanej zwierzętom paszy, a tymczasem to woda z niezdezynfekowanej linii do pojenia może być źródłem patogenów

Opracowano więc system HyCare, który ma zapewnić optimum higieny i dobrostanu. „Hy” jak higiena i „Care” jak uważność, opieka, troska. Przeprowadzono doświadczenie w porodówkach, gdzie zastosowano restrykcyjne zasady higieny. W pierwszej fazie w 2014 roku firma wprowadziła ruchomy kojec porodowy, który jest obracalny i daje możliwość dokładnego umycia i dezynfekcji. Wszystkie niezbędne narzędzia oraz sprzęt znajdował się pod ręką, w jednym miejscu, powierzchnie były gładkie, łatwe w myciu i utrzymaniu czystości. Monitorowano zużycie antybiotyków, śmiertelność oraz wyniki produkcyjne i porównano je z fermą referencyjną, gdzie takiego systemu nie stosowano.

Dzięki zastosowanemu systemowi przyrosty dobowe w 61. dniu życia prosiąt wyniosły aż 515 g, gdzie w stadzie referencyjnym były na poziomie 376 g, a średnie holenderskie wynoszą około 300 g. Śmiertelność spadła do 0,41%, a w pozostałych stadach wynosiła 2,20–2,30%. To o 80% niższe upadki w porównaniu do średniej holenderskiej. Zużycie antybiotyków w grupie prosiąt zostało zredukowane w ciągu 12 miesięcy o 95% w porównaniu do średniej kraju – wylicza Pim Biewenga.

Przegonić muchy

Na innych fermach sprawdzono wyniki uzyskane w tuczu, stosując zasady rygorystycznego dbania o czystość i higienę. Okazało się, że u zwierząt uzyskano znacznie niższy poziom patogenów w pobranych próbkach krwi i kału. Próbki były poddane badaniu w kierunku pleuropneumonii, adenomatozy, mykoplazmy, grypy, wirusa PRRS, Salmonelli i cirkowirusów. W sumie po roku testów u tuczników utrzymywanych w systemie HyCare zaobserwowano o 94% mniejsze zużycie  antybiotyków, o 6% niższe zużycie paszy na kilogram przyrostu, o 10% szybszy wzrost i o 41% mniejszą śmiertelność. Bioasekuracja wpływa więc nie tylko na wyniki w porodówkach.

Zdrowe prosięta utrzymywane w higienicznych warunkach zużywają mniej energii na prawidłowe funkcjonowanie systemu immunologicznego. Wykazują tym samym lepsze wykorzystanie paszy i wyższe przyrosty – podkreśla Pim Biewenga. – Główne filary systemu to zastosowanie gładkich powierzchni, prawidłowe mycie i dezynfekcja, czysta woda pitna, zwalczanie gryzoni i owadów oraz opracowanie i przestrzeganie procedur.



  • Maty i niecki dezynfekcyjne nie spełniają tak naprawdę swojej roli, gdyż kontakt z odkażaną powierzchnią powinien trwać co najmniej 20 minut!

Jak przekonuje, jest to również bardzo pomocne w walce z afrykańskim pomorem świń, a system można zastosować w powszechnie występujących fermach trzody chlewnej.

Często zapomina się o muchach, a tymczasem na końcówce odnóża muchy może znajdować się aż 250 bakterii Salmonelli. To czyni te owady jednym z najważniejszych wektorów rozprzestrzeniania chorób. Krążą one pomiędzy zwierzętami, obornikiem, paszą i padliną. W dodatku uwielbiają ciepło, a chore zwierzęta mają zazwyczaj gorączkę. Wiemy też, że muchy są zdolne do mechanicznego przeniesienia wirusa ASF do organizmu świni, a dorosła mucha może żyć nawet dłużej niż 4 tygodnie. Dlatego tak ważne jest przestrzeganie programu zwalczania much w chlewni na równi z zabezpieczeniem budynków przed przedostaniem się gryzoni – mówi specjalista z Hiszpanii.



  • Jak przekonywał Pim Biewenga, bioasekuracja chroniąc przed chorobami, przyczynia się do znacznej poprawy wyników produkcyjnych

Jak twierdzi dr Tomasz Trela, wymagana jest co prawda stosunkowo wysoka dawka wirusa, aby doszło do zakażenia. Świnie zakażają się po spożyciu 20 much zakażonych wirusem ASF. Przypadkowe połknięcie 20 much wydaje się dość sporą liczbą. Ponadto muchy przeważnie nie przemieszczają się z jednej fermy na drugą, więc mogą odgrywać rolę wektorów zakażenia wśród zwierząt w obrębie jednego gospodarstwa, a niekoniecznie pomiędzy stadami. Niemniej muchy Stomoxys calcitrans, żywiące się krwią, mogą być jedną z możliwych dróg transmisji na krótkich dystansach, zwłaszcza jeżeli w pobliżu znajduje się padlina, a co gorsza padły dzik.

Stanowi to nowe wyzwanie dla bioasekuracji ferm. W celu zapewnienia możliwie jak najskuteczniejszej ochrony ważne jest utrzymywanie czystości i zabezpieczenie budynków. Niezmiernie istotne jest ustawienie pojemników na padłe zwierzęta na ogrodzonej powierzchni, wylanej betonem czy też innym materiałem łatwym do dezynfekcji. Pojemniki powinny być w dobrym stanie technicznym oraz zawsze zamknięte – tłumaczy Tomasz Trela.



Groźna brudna woda do picia

Wirus ASF przeżywa bardzo długo w tkankach i płynach ustrojowych, jest bardzo odporny na temperaturę, przeżywa zarówno w pH wysokim wynoszącym 13, jak i niskim poniżej 4, tak więc samo zakwaszenie wody nie wystarczy (choć woda pitna póki co nie jest uważana za jedną z dróg zakażenia ASF). Jedynym bezpiecznym w 100% rozwiązaniem jest stała dezynfekcja wody, na przykład z użyciem ditlenku chloru.

Bardzo ważna jest dezynfekcja pomieszczeń i sprzętu, ale będzie bezużyteczna, jeśli najpierw nie usuniemy dokładnie całego brudu. Najbardziej niebezpieczne są tłuste zanieczyszczenia na ścianach i podłodze. Jeśli pozostawimy taki biofilm na powierzchniach, polejemy go wodą, a potem podczas osuszania podgrzejemy, to jeszcze dodatkowo przyczyniamy się do rozwoju bakterii, którym sprzyja takie środowisko. Po oczyszczeniu należy przeprowadzić prawidłowo dezynfekcję. Ważny jest wybór środka i czas kontaktu potrzebny do zabicia patogenu, zwłaszcza w przypadku szybko schnących powierzchni – twierdzi Christian Cassan z Niemiec.



  • – Dokładne umycie powierzchni jest dużo ważniejsze niż dezynfekcja, gdyż usuwa większość zarazków – twierdzi Christian Cassan

Mycie i dezynfekcja nie dotyczą tylko wnętrza budynków, ale także przestrzeni wokół nich oraz bardzo ważnych, a często pomijanych systemów wodnych. Zdaniem specjalistów, dokładne mycie i czyszczenie jest nawet ważniejsze niż dezynfekcja, gdyż powoduje znaczne mechaniczne usunięcie patogenów. Celem tych zabiegów jest między innymi eliminacja biofilmu, czyli powłoki, w której jest bardzo dużo zarazków.

Przy myciu powierzchni musimy używać środka myjącego, wtedy zabieg jest dużo bardziej skuteczny nawet przy wykorzystaniu zimnej wody. Z kolei, gdy woda jest twarda, detergenty będą reagowały z zawartymi w niej minerałami, dlatego zalecane są preparaty chelatujące, które zmiękczają wodę – wyjaśnia Christian Cassan.

Nawet jeśli dokładnie umyjemy i zdezynfekujemy pomieszczenia, to wciąż wiele bakterii może przedostać się wraz z wodą pitną. Biofilm bowiem bardzo często znajduje się także w liniach rozprowadzających wodę. Jak podkreślał Christian Cassan, każdy z etapów prowadzi do ograniczenia obecności patogenów, a pominięcie któregokolwiek z nich zawsze doprowadzi do zwiększenia liczby zarazków chorobotwórczych.

Dominika Stancelewska
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
12. październik 2024 01:56