StoryEditorWiadomości rolnicze

Żniwa spekulantów

22.08.2016., 13:08h
W numerze 30 „Tygodnika Poradnika Rolniczego“ pisaliśmy, że to co na polu należy do Boga, do rolnika należy to co w spichrzu. Miesiąc później przekonujemy się, ile prawdy tkwi w ludowych mądrościach. Niestety! Z przekropnych żniw cieszą się wyłącznie spekulanci, którzy żerują na trudnej sytuacji rolników. Żniwiarze zmuszeni są sprzedawać zboże, bo nie mają suszarni, a zebrane z pól ziarno jest zbyt wilgotne, aby je przechowywać. Handlarze ziarno dosuszą i sprzedadzą z zyskiem. Ceny spadają też za sprawą zboża napływającego z Ukrainy.

Eksperci w jednej telewizji będą tłumaczyli, że przecież takie są prawa rynku, a jeśli rolnicy nie chcą sprzedawać, to niech kupują suszarnie. W innej telewizji będą opowiadać, że dość już dotowania rolnictwa, rozwijajmy innowacyjność! W ubiegłym roku uruchomiliśmy Agencję Kosmiczną. Może więc zamiast kupować suszarnie do zboża, powinniśmy budować rakiety?

Obecna opozycja grzmi, że trzeba ustalić minimalną cenę skupu zboża i przeprowadzić interwencję na rynku. Może i taka naiwność byłaby usprawiedliwiona, gdyby nie mówił tego lider PSL-u, które przez 8 lat kierowało polską polityką rolną i powinno wiedzieć, że w UE minimalna cena to 101 euro za tonę pszenicy, a za interwencję prowadzoną przez Agencję Rezerw Materiałowych można nieźle oberwać od Brukseli. No chyba że Władysławowi Kosiniak-Kamyszowi doradza Marek Sawicki, były minister rolnictwa? Tego właśnie ministra wielokrotnie wzywano, aby uruchomił interwencyjny skup przez ARM i nie zdecydował się na to.

Nie tylko żniwa budzą nasze obawy. Zatrważające wieści docierają do nas z „frontu walki z afrykańskim pomorem świń”. O ile dotychczas choroba pustoszyła populację dzików wzdłuż granicy z Białorusią, to teraz przeskoczyła o 100 km na zachód. Jest o 100 km bliżej do gospodarstw prowadzących intensywną produkcję tuczników na Kujawach i Pomorzu oraz w Wielkopolsce. Nie wiadomo jeszcze czy to błąd, celowe działanie, czy głupota człowieka? Jednak dziki nie wsiadły do PKS-u i nie przejechały 100 km z Hajnówki.

Wiadomo, jakie będą konsekwencje międzynarodowe. Na stronie rosyjskiej inspekcji weterynaryjnej można przeczytać „O zaostrzeniu sytuacji epizootycznej w związku z ASF w Polsce w pierwszej połowie roku”. Rosjanie napisali, że ASF w Rębiszewie Studziankach pojawił się 22 maja 2016 r. Nasza Inspekcja Weterynaryjna twierdzi, że 1 sierpnia. Skąd taka różnica? Rosjanie uważają, że to może świadczyć o ukrywaniu prawdziwej skali epidemii ASF w Polsce. Nie ma więc co liczyć na jakąkolwiek taryfę ulgową z ich strony, gdyby sankcje na eksport żywności z UE do Rosji zostały zniesione.

Kolejne ogniska choroby to przede wszystkim cios w produkcję trzody chlewnej w Polsce. Ledwo ceny tuczników zaczęły rosnąć, ledwo w serca świniarzy wstąpiła nadzieja, a tu masz, wirus ASF posuwa się w głąb kraju. To wymaga skutecznej reakcji ze strony rządu, a nie tylko ministerstwa rolnictwa, bo żarty z ASF się skończyły. Sytuacja zmierza do tego, że tuczników w Polsce będzie 5 mln, a nie 9 mln jak obecnie. Wiele zakładów mięsnych straci dostęp do krajowego surowca i nastąpi bankructwo tysięcy gospodarstw, które pociągnie za sobą kolejne kłopoty przetwórców.

Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
27. kwiecień 2024 05:07